Ceny kukurydzy w kontraktach terminowych wzrosły w czwartek o 5,14 proc. do 12.30, do 718 dol. za buszel (jednostka objętości równa 35,2 litra), podczas gdy rano było to ok. 685 dol. Podskoczyły również ceny pszenicy w kontraktach, o 5,71 proc., z ok. 880 dol. za buszel do 926 dol. i jest najdroższa od 10 lat.
To jeden z pierwszych zwiastunów tego, jak wojna na Ukrainie może odbić się na cenach żywności na świecie i w Polsce. Dr Jakub Olipra, starszy ekonomista banku Credit Agricole, mówi nam, że "jak najbardziej możemy obawiać się wzrostu cen żywności". Wskazuje, że Rosja i Ukraina to kluczowi eksporterzy m.in. na rynku zbóż i olejów. - Jeżeli produkcja zostanie silnie zaburzona, to będzie problem, bo na świecie mamy relatywnie małe zapasy zbóż - podkreśla ekspert.
Ceny żywności w górę przez wojnę na Ukrainie
- We wszystkich scenariuszach będzie skok cen żywności. Trudno jednak dzisiaj prognozować, o ile pójdą w górę - podkreśla dr Olipra. Jak wyjaśnia, poziom podwyżek zależeć będzie od rozwoju sytuacji na Ukrainie, ale też sankcji nakładanych na Rosję. Podkreśla przy tym, że na ceny żywności wpływ będą miały też ceny nośników energii: gazu i ropy, ale też np. nawozów, których Rosja "jest znaczącym eksporterem". Podwyżki mogą dotknąć też pasze dla zwierząt, a to z kolei przełoży się na produkcję w rolnictwie.
- Co do kierunku cen żywności nie ma wątpliwości: będzie drożej - wskazuje ekonomista.
Przypomnijmy, że już na początku 2022 r. indeks światowych cen żywności, tworzony przez FAO (agendę ONZ ds. żywności i rolnictwa) wzrósł niemal do poziomu historycznego rekordu, a subindeks cen olejów roślinnych już dobił do najwyższego poziomu w historii.
W Polsce od miesięcy z kolei borykamy się z problemem wzrostu cen żywności - w danych inflacyjnych GUS-u za styczeń żywność drożała o 2,6 proc. miesiąc do miesiąca oraz 9,4 proc. w ujęciu rocznym. Również w grudniu 2021 r. mieliśmy do czynienia z "brutalnym wzrostem" cen żywności, jak określili to analitycy banku PKO. Przed wpływem konfliktu na Ukrainie - jeszcze przed rozpoczęciem wojny - na ceny żywności ostrzegał też prezes PFR Paweł Borys.
Wojna to impuls inflacyjny dla Polski
Trzeba przy tym podkreślić, że inflacja sama w sobie będzie dodatkowym czynnikiem podwyższającym ceny żywności. Jak bowiem wskazuje w swoim komentarzu dr Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB, wojna na Ukrainie "oznacza nowy impuls inflacyjny":
Z gospodarczego punktu widzenia jedno jest jasne – konflikt oznacza nowy impuls inflacyjny. W oczywisty sposób wynika to ze wzrostu cen niemal wszystkich istotnych surowców, przede wszystkim surowców energetycznych.
Jak dodaje dr Kwiecień, bardzo istotne będą też "dalsze komplikacje logistyczne, z którymi globalna gospodarka i tak borykała się od dłuższego czasu". "Ten impuls jest wolniejszy, ale trudniejszy do zwalczenia. Indeks napięć w łańcuchach dostaw sporządzany przez nowojorski Fed już teraz jest na historycznych maksimach" - podkreśla.
Również analitycy mBanku spodziewają się wpływu wojny na inflację. Jak podkreślają w swoim komentarzu rynkowym, obecnie możliwe jest tylko "przedstawienie możliwych kanałów oddziaływania na polską gospodarkę", choć sytuacja jest bardzo dynamiczna. Według nich, wojna na Ukrainie w polskiej gospodarce wywoła "najprawdopodobniej dwa efekty: popytowy i podażowy".
Efekt popytowy, opisują eksperci mBanku, będzie dotyczył m.in. eksportu na Ukrainę i do Rosji, a być może także na Białoruś. Może też, według nich, osłabiać się sentyment polskich konsumentów, choć to "efekt słabiej policzalny". Dla inflacji jednak istotniejszy będzie drugi efekt: podażowy. Tak opisują go ekonomiści mBanku:
Efekt podażowy to głównie rosnące ceny surowców i problemy z fizycznymi ich dostawami. To również złożenie kilku możliwych czynników: działania odwetowe Rosji (nawozy, gaz) plus reakcja rynku ropy naftowej (zmniejszenie podaży, zwiększenie niepewności produkcji -> wyższe ceny) oraz zaburzenia dostaw produktów rolnych z Ukrainy. To silny, natychmiastowy efekt cenowy (inflacja w górę) oraz negatywny efekt podażowy i hamowanie gospodarki w perspektywie kolejnych miesięcy (ceny, braki, spadki majątku wiedzione giełdą). Średnioterminowo będzie to pogłębiać negatywne skutki realne szoku popytowego (pogłębienie jest dużo słabiej policzalne; można się liczyć z naprawdę szerokim spektrum dostosowań). A więc, krótkoterminowy efekt cenowy (wręcz natychmiastowy) vs średnioterminowy efekt ograniczenia aktywności ekonomicznej. To trudny orzech do zgryzienia dla polityki pieniężnej, zwłaszcza, że nie wiemy jaka będzie reakcja polityki fiskalnej - być może programy "tarcz" chroniących przed wysoką inflacją zostaną pogłębione (a to oznacza dalszą ekspansję fiskalną i dalszą komplikację w prowadzeniu polityki pieniężnej).
Również analitycy banku Pekao w swoim komentarzu na Twitterze krótko stwierdzają: ruchy na rynkach energetycznych i rolnych to "zapowiedź dalszego wzrostu inflacji":
Jak opisywaliśmy, w reakcji na wojnę na Ukrainie podskoczyły ceny gazu i ropy. Na rosyjskiej giełdzie doszło z kolei do załamania głównego indeksu i największych spółek, w tym Gazpromu. Spadki uderzyły też w polską giełdę, m.in. w odzieżowego giganta LPP.