Do tej pory prezes IPN Karol Nawrocki objechał niespełna 30 powiatów, tymczasem do końca kampanii ma odwiedzić wszystkie, czyli łącznie ponad 300. - Mamy zaplanowany pierwszy etap kampanii do mniej więcej połowy lutego. Od 15 stycznia kandydat bierze urlop i będzie jeździł przez pięć dni w tygodniu po Polsce - słyszymy od osoby ze sztabu.
Aby wykonać plan, Nawrocki będzie musiał odwiedzać codziennie cztery-pięć powiatów. - Andrzej Duda w 2015 roku trochę grymasił, gdy narzucono mu takie tempo, ale po rozmowach z Beatą Szydło, kierującą jego kampanią, zagryzł zęby i zaczął jeździć. W przypadku Nawrockiego jest inaczej. On jest naprawdę zdyscyplinowany, chce wiedzieć 1-2 dni wcześniej, jaki jest plan, i usilnie się go trzyma - słyszymy od rozmówcy z PiS.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jednak taka intensywność w tej kampanii nie jest niczym dziwnym. Na przykład Sławomir Mentzen od 8 do 11 stycznia odwiedzi 13 powiatów. Z kolei Rafał Trzaskowski w pierwszej kolejności ma odwiedzić powiaty i miasta tracące swoje funkcje społeczno-gospodarcze - to ponad 100 ośrodków.
Kampania z pełną mocą ma ruszyć 15 stycznia, kiedy zgodnie z zapowiedziami marszałek Sejmu Szymon Hołownia ma ogłosić jej start. Urlop Nawrockiego w IPN ma pozwolić mu zwiększyć tempo wyjazdów, jak mówi nam jeden z jego sztabowców. Do tej pory wiele z nich było układanych pod służbowe wizyty prezesa Instytutu.
Zmiana w komunikacji
Pierwszy etap kampanii miał służyć budowie rozpoznawalności Karola Nawrockiego, sztabowcy są z niego zadowoleni. Choć należy podkreślić, że w sondażach prezydenckich poparcie dla Nawrockiego jest niższe niż procent wskazań na PiS, a celem sztabu jest co najmniej osiągnięcie tego poziomu w I turze.
II etap kampanii ma się charakteryzować także większym naciskiem na zapoznanie wyborców z poglądami Nawrockiego na różne kwestie. W pierwszym na ogół tego unikał, czego symbolem stała się jego odpowiedź na pytanie dotyczące opinii o azyl dla Marcina Romanowskiego na Węgrzech. - O sprawie posła Marcina Romanowskiego nie uważam nic - powiedział 20 grudnia.
W sztabie kandydata uważają, że z jednej strony dobrze, że Nawrocki nie wszedł głębiej w temat, choć z drugiej przyznają, że mógł zrobić to zręczniej. - Potem zresztą powiedział, co sądzi o tej sytuacji z Romanowskim, ale mało kogo już to interesowało po tym, co powiedział 20 grudnia - wskazuje nasz rozmówca.
Teraz Nawrocki ma zacząć komunikować poglądy na różne kwestie, mają się także zacząć przedbiegi do układania programu. Jak pisał dziennikarz Wirtualnej Polski Michał Wróblewski, temu mają służyć debaty z różnymi środowiskami, w których ma brać udział Nawrocki.
Pierwsza z dyskusji dotyczyła bezpieczeństwa - wzięli w niej udział m.in. byli oficerowie wojska i straży pożarnej, ale także historyk Sławomir Cenckiewicz, byli szefowie Służby Kontrwywiadu Wojskowego i Wywiadu Wojskowego. Jak wynika z informacji money.pl, kolejne spotkanie ma się odbyć z przedsiębiorcami. Takie spotkania konsultacyjne mają być wstępem do konwencji programowej kandydata, która zapewne będzie miała miejsce w kolejnym etapie kampanii.
Kandydat wspierany przez PiS ma także wyjść do mediów ogólnopolskich i zacząć udzielać się w mediach elektronicznych, czego do tej pory unikał - poza stacjami, które sympatyzują z prawicą.
Już nie zięć, a sąsiad
W PiS słychać deklaracje, że nie ma już mowy o ewentualnej podmiance kandydata na kogoś bardziej rozpoznawalnego. Nie tylko dlatego, że po 15 stycznia (gdy Hołownia rozpisze wybory) ruszy cały kalendarz wyborczy - zacznie się rejestrowanie komitetów wyborczych i potem samych kandydatów, na co trzeba zebrać odpowiednią liczbę podpisów, w związku z czym zmiana kandydata (na określony czas przed dniem wyborów) będzie w praktyce niemożliwa. Także dlatego, że sam Nawrocki - jeśli wierzyć temu, co ma wychodzić PiS w badaniach - jest zbliżony do profilu idealnego kandydata strony prawicowej.
W 2015 roku wychodziło, że to powinien być taki młody, ułożony zięć. Dziś to ma być taki sąsiad, który w razie czego stanie w obronie i pomoże pozostałym sąsiadom - mówi nam jeden ze sztabowców Nawrockiego.
W PiS na dziś zakładają, że "tym trzecim", który może namieszać w pierwszej turze wyborów, okaże się Krzysztof Stanowski, szef Kanału Zero. - Inaczej po co zwoływałby do Łodzi kongres swojego Kanału na połowę lutego? - retorycznie pyta polityk PiS. Co więcej, niektórzy w PiS wręcz liczą na ewentualny start Stanowskiego. - Do nas się jakoś specjalnie nie przymila, ale siłą rzeczy będzie głównie walić w rządzących. Dzięki temu w pierwszej turze zmobilizuje ludzi, którzy na nas początkowo nie zagłosują, ale w drugiej turze być może już tak - ocenia rozmówca z PiS.
Ile na kampanię
Na razie pod znakiem zapytania jest wyborczy fundusz Nawrockiego. Tu możliwe są dwa scenariusze. Pierwszy to wykonanie przez ministra finansów Andrzeja Domańskiego ostatniej uchwały PKW i wpłacenie PiS na tej podstawie 22 mln zł. To kwota, na którą składa się okrojona wcześniej subwencja i dotacja. Dodatkowo w kwietniu na konto partii wpłynęłaby pierwsza rata subwencji za 2025 r. czyli ponad 6 mln zł. Do tego mogą dojść pieniądze ze zbiórek.
Drugi wariant, na który także szykuje się PiS, to podważenie przez ministra finansów uchwały PKW z powodu kwestionowania Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN. W takim przypadku nie ma mowy o 22 mln zł, a jedynie o 2 mln subwencji za czwarty kwartał 2024 roku wypłaconych w styczniu i niespełna 4 mln zł pierwszej raty subwencji za ten rok wypłaconych w kwietniu. W takim przypadku PiS liczy na hojność wyborców.
Z naszego punktu widzenia jeśli Domański zatrzyma pieniądze, to może być nawet korzystne. Zwiększy to mobilizację naszych wyborców, a potrzebne pieniądze powinniśmy zebrać na konto kandydata. Ludzie chętniej dają datki, gdy widzą konkretny cel zbiórki, a nie jak w przypadku tej naszej aktualnej, dotyczącej po prostu bieżącego funkcjonowania partii. Nawet łatwiej się rozmawia z ludźmi, jak widzą, że kandydat jest sekowany. Tak było w USA - zauważa nasz rozmówca.
Limit wydatków w tegorocznej kampanii wyniesie 24-25 mln zł. W sztabie kandydata popieranego przez PiS słyszymy, że wystarczy wydać około połowy tej kwoty, zakładając, że ma się pomysł na kampanię i stawia główny akcent na jej odsłonę internetową.
- Dziś najważniejszą platformą dotarcia do ludzi jest YouTube - ocenia jeden ze sztabowców. Jednak w "cyberkampanii" wszyscy kandydaci będą mieli utrudnione zadanie, bo według ekspertów tam na razie niepodzielnie rządzi Sławomir Mentzen, generujący nieporównywalną ilość internetowego contentu w porównaniu do swoich rywali.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak dziennikarze money.pl