- Jeszcze rok temu w Brukseli słyszałem takie zdanie: "Jak mamy podnosić wydatki na obronę, skoro nasi wyborcy by tego nie zrozumieli?". Ale pod presją Trumpa dotarło do nich, że Rosja jest zagrożeniem. Trzeba było komunikatu Amerykanów, że Europa musi liczyć na siebie - mówi nam osoba związana z rządem. Europa ma się zbroić także za pieniądze UE. W środę Komisja Europejska pokaże białą księgę na temat przyszłości europejskiej obrony.
Bruksela: kupujcie, ale z Europy
Jak zauważa nasze źródło, w negocjowanym właśnie Europejskim Programie Przemysłu Obronnego (EDIP), 65 proc. wydatków ma iść na przemysł europejski.
W przypadku Polski na dłuższą metę to o tyle kłopotliwe, że nasze najważniejsze zakupy, takie jak czołgi Abrams czy K2, samoloty F-35 czy FA-50, haubice samobieżne czy artyleria rakietowa, a także zestawy przeciwlotnicze Patriot są kupowane od USA i Korei Południowej. Pytanie, na ile będziemy mogli je finansować z pieniędzy UE.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Możemy finansować te zakupy z pieniędzy budżetowych, a inne, np. krajowe, z pieniędzy z UE - zwraca uwagę nasz rozmówca z obozu rządzącego.
To możliwe o tyle, że znaczące umowy są realizowane w Polsce. Wkrótce ma zostać zawarty kontrakt na bojowy wóz piechoty "Borsuk", na początek zamówionych ma być do 118 wozów, ale docelowo znacznie więcej. Kroi się także zakup bojowych wozów piechoty, które teoretycznie także mogłyby powstać w Polsce.
W grę wchodzi ponadto polonizacja koreańskiego czołgu K2 czy zakupy dronów produkowanych w kraju. Pieniądze z funduszu możemy również wydawać na europejską broń, cały czas trwa przetarg na okręty podwodne do programu Orka, do którego zgłosili się oferenci z Włoch, Hiszpanii, Niemiec, Francji, Szwecji i Korei.
Fundusz na 150 mld euro
Jednym z filarów nowej polityki ma być fundusz, w którego dyspozycji ma być 150 mld euro.
Jak wynika z odpowiedzi KE na nasze pytania, podstawą do jego działania ma być art. 122 Traktatu o funkcjonowaniu UE. Przewiduje on możliwość przyznania pomocy państwu członkowskiemu finansowej, "gdy państwo członkowskie ma trudności lub jest istotnie zagrożone poważnymi trudnościami z racji klęsk żywiołowych, lub nadzwyczajnych okoliczności pozostających poza jego kontrolą".
W takim przypadku decyzje podejmuje Rada Europejska na wniosek Komisji Europejskiej. Państwa członkowskie będą mogły brać z niego pożyczki, by finansować wydatki na zbrojenia. Jak pisze KE, nowe pożyczki będą gwarantowane przez budżet Unii w ramach pułapu zasobów własnych, który obecnie wynosi 1,4 proc. PKB UE.
"Finansowanie nowego programu będzie zapewnione w ramach jednolitego podejścia Komisji do finansowania, w którym konwencjonalne emisje obligacji UE i bonów skarbowych UE są wykorzystywane do wspierania różnych programów, zgodnie z ustaleniami Państw Członkowskich" - wskazuje KE. W korespondencji czytamy też, że Komisja nie myśli o emisji jakichś specjalnie oznaczonych obligacji obronnych.
Rządowe dylematy
Polskie Ministerstwo Finansów zamierza z tej możliwości korzystać. Powód to korzystniejsze warunki. Obecnie obligacje UE są oprocentowane w zależności od terminu zapadalności (czyli okresu, po którym emitent zobowiązuje się do odkupu obligacji od obligatariusza - przyp. red.) od nieco ponad 2 do nieco ponad 3 proc. To mniej więcej połowa tego, co musi zapłacić inwestorom polski minister finansów, by kupili od niego obligacje.
Jeśli chodzi o te pieniądze, to rząd ma trzy dylematy. Po pierwsze, ile uda się z tego urwać dla Polski. Nieoficjalne rachuby mówią o kilku procentach tej sumy, może nawet 10 proc. W takim przypadku chodziłoby o około 60 mld zł. - Liczymy na dużo. Na pewno każda suma, jaką uda się uzyskać, będzie ważna. Ale cały czas jest dużo niewiadomych - zauważa jeden z naszych koalicyjnych rozmówców. Rozmowy toczą się na różnych poziomach.
Polska ma mocne karty, jeśli chodzi o potrzeby i wydatki. W Planie Modernizacji Technicznej na lata 2021-2035 na nowe uzbrojenie i wyposażenie dla żołnierzy resort obrony narodowej zaplanował rekordowe wydatki na poziomie 524 mld zł. Tylko w tym roku łączne wydatki na obronę w budżecie i planie Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych to 186,6 mld zł, czyli 4,7 proc. PKB.
Jednak jak widać, nawet gdyby udało się uzyskać około 10 proc., to i tak byłby to ułamek tej sumy. Zresztą, zysk polegałby na tym, że odsetki od części finansowanej z unijnego funduszu byłyby niższe.
Drugi dylemat - na co uda się pozyskać pieniądze.
My chcemy dużej elastyczności, a Bruksela, Paryż i Berlin chcą wydawania tych pieniędzy na produkty europejskie - wskazuje jeden z naszych rozmówców z otoczenia rządu.
Chodzi o rozważania, na ile nowe instrumenty UE dotyczące polityki obronnej mają być impulsem dla gospodarki europejskiej.
Kto skorzysta
Po trzecie, pytanie, kto będzie beneficjentem zbrojnego funduszu. Nieoficjalnie można usłyszeć, że tworzona jest lista projektów, na które pieniądze mogą zostać przeznaczone. Chodzi nie tylko o zakupy, ale także inwestycje - zwłaszcza we wspomnianym European defence industry programme (EDIP), który ma być kierowany głównie do europejskich producentów - słyszymy w MAP.
W tym względzie, stworzy to szanse także dla polskich spółek zbrojeniowych, prywatnych i państwowych, do partycypowania we wspomnianym wzroście zamówień. Niezależnie od powyższego, państwowe spółki zbrojeniowe podejmują starania, aby zwiększać swoje zdolności produkcyjne. Optymalnym scenariuszem będzie przynajmniej częściowe ich finansowanie ze środków unijnych - odpisał na nasze pytanie resort aktywów państwowych.
Część odpowiedzi na te pytania poznamy w środę, kiedy KE pokaże swoją białą księgę. Ale zapewne dyskusje i przeciąganie liny będzie trwało nadal. Najważniejsze jest, że zmiany w podejściu UE są fundamentalne. To fragment głośnej ostatnio rezolucji PE w sprawie białej księgi, jaką szykuje Komisja:
PE podkreśla, że UE musi teraz przyjąć holistyczne i przekrojowe podejście zakładające włączenie wymiaru obronności i bezpieczeństwa do większości obszarów polityki UE, uwzględniające zarówno instrumenty regulacyjne i finansowe, jak i zidentyfikowane potrzeby i braki w zakresie zdolności.
Wynika z niego, że kwestie militarne, co do których Unia trzymała się do tej pory z daleka, mają być implementowane do unijnych polityk.
Dla Polski, oprócz kwestii dotyczących tego, ile dostaniemy z UE i na co będziemy mogli wydać środki, ważny będzie też finał dyskusji na temat tego, jakie wydatki zostaną wyłączone z unijnych procedur długu i deficytu. Tu także jest różnica zdań między Warszawą a Brukselą. My chcemy dokładnego i szerokiego opisania katalogu wydatków na armię, ale także wydatki zbrojeniowe, które będą pomniejszały deficyt. Z kolei Bruksela chciałaby móc arbitralnie decydować w tych przypadkach. Bliżej rozstrzygnięcia tych sporów może być po kwietniowym spotkaniu unijnych ministrów finansów w Warszawie.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl