Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Tomasz Żółciak,Grzegorz Osiecki
|
aktualizacja

Rząd przyznał rację Domańskiemu w sporze o miliardy złotych na podwyżki dla budżetówki

144
Podziel się:

Około dziewięciu miliardów złotych - to szacunkowy koszt propozycji resortu finansów na podwyższenia płac w budżetówce o 4,1 procent - ustalił money.pl. Oferta resortu rodziny i pracy, jaką wczoraj miała złożyć Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, kosztowałaby budżet nawet około 17 mld zł. Rząd jednak przychylił się do propozycji resortu finansów.

Rząd przyznał rację Domańskiemu w sporze o miliardy złotych na podwyżki dla budżetówki
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk i Andrzej Domański (East News, Tomasz Jastrzebowski/REPORTER)

Na czwartkowym posiedzeniu rząd zajął się pakietem decyzji, które będą miały wpływ na płace Polaków, a także na przyszłoroczny budżet państwa. Ministrowie uzgodnili procentowy wskaźnik przyszłorocznych podwyżek w budżetówce, poziom płacy minimalnej, a także przyjęli prognozę waloryzacji przyszłorocznych emerytur. Wszystkie te decyzje będą miały wpływ na wydatki budżetu w 2025 r. Szczegóły TUTAJ.

Rada ministrów opowiedziała się za podwyżkami dla budżetówki w przyszłym roku na poziomie 4,1 proc., a więc tak, jak wnosił minister finansów Andrzej Domański i tyle, ile prognozowana na przyszły rok przez MF inflacja. W kontrze była minister rodziny i pracy Agnieszka Dziemianowicz Bąk, która w środę wysłała pismo z propozycją, by płace urzędników, żołnierzy czy strażaków wzrosły o 7,8 proc. 

To oznacza, że rząd pójdzie na negocjacje z pracodawcami i związkowcami w Radzie Dialogu Społecznego z propozycją Ministerstwa Finansów. Temat podwyżek w budżetówce wróci na RDS, bo związkowcy chcą 15-proc. podwyżek, a pracodawcy 7,9 proc., czyli podobnie, jak szefowa resortu rodziny i pracy. Jak słyszymy, rząd będzie chciał bronić propozycji szefa MF. Gra toczy się o miliardy złotych.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Sprawdzam smartphone POCO

Ministerstwo Finansów nie wyklucza, że wskaźnik ostatecznie będzie wyższy niż 4,1 proc., ale chce też, żeby takie decyzje zapadły po konsultacjach z Radą Dialogu Społecznego. Jak słyszymy, margines nie jest tutaj duży.

Każdy punkt procentowy podwyżki to ponad dwa mld zł więcej z budżetu. Na pewno są argumenty za podwyżkami w budżetówce, ale sytuacja w przyszłorocznym budżecie będzie napięta - zauważa nasz rozmówca z obozu rządowego.

Do tego niebawem Komisja Europejska może otworzyć wobec Polski procedurę nadmiernego deficytu. Choć minister finansów wyraził ostatnio nadzieję, że Polska zostanie potraktowana łagodnie, to mimo wszystko Bruksela będzie oczekiwała, że wydatki nie wzrosną przesadnie, a deficyt spadnie. Tymczasem koszt propozycji MF to około 9 mld zł, a jeśli odnieść to do propozycji szefowej resortu rodziny i pracy, to koszty operacji - wg naszych wyliczeń - wzrosną do około 16-17 mld zł.

Efekt koalicyjnych napięć

Dziemianowicz-Bąk weszła do gry w momencie, gdy rząd szykował się do negocjacji z Radą Dialogu Społecznego. Więc ewentualna zmiana w górę wskaźnika podwyżek płac w budżetówce będzie odbierana jako jej zasługa. Różnica zdań między ministrami w sprawie wskaźnika podwyżek płac w budżetówce to także efekt napięć koalicyjnych.

Zdaniem szefa sejmowej komisji finansów Janusza Cichonia z Koalicji Obywatelskiej, minister Dziemianowicz-Bąk powinna poprzedzić swoją propozycję rozmową z ministrem finansów. - Czy tak było, nie wiem, ale w koalicyjnym układzie kompromis jest kluczem do sukcesu i myślę, że dojdziemy do kompromisowego rozwiązania - uważa Cichoń. Postawa ministra finansów Andrzeja Domańskiego zależy do możliwości budżetu. A stan kasy państwa po rządach Zjednoczonej Prawicy nie jest najlepszy.

- Minister musi także brać pod uwagę, że konsekwencją dużych podwyżek pensji może być pobudzenie inflacji - podkreśla Cichoń. W pojednawczym tonie wypowiada się Tomasz Trela z Lewicy. - Chciałbym, żeby budżetówka zarabiała więcej, ale wszystko musi być dopasowane do perspektywy budżetowej na 2025 r. Kibicuję minister Dziemianowicz-Bąk, bo wiem, że walczy o pracowników, ale na samym końcu są możliwości budżetu i zdolności negocjacyjne pani minister - mówi.

RDS to następny krok

Propozycja Dziemianowicz-Bąk jest zbliżona do wskaźnika proponowanego w RDS przez stronę pracodawców. - My w połowie maja, wspólnie ze wszystkimi innymi organizacjami pracodawców w RDS zaproponowaliśmy podwyżkę o 7,9 proc., a więc na równi z prognozowanym wzrostem funduszu wynagrodzeń. Z zastrzeżeniem, że środki na podwyżki powinny być alokowane elastycznie, a nie każdemu po równo.

Propozycji związków może nie nazwałbym absurdalnie wysoką, ale przekracza oceniane przez nas możliwości - podkreśla w rozmowie z money.pl Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich. Zwraca uwagę, że propozycja MF, by pensje budżetówki wzrosły o 4,1 proc., może wynikać z kłopotów przy składaniu przyszłorocznego budżetu.

To próba zarządzania finansami publicznymi w momencie gdy trzeba jednocześnie zarządzać wieloma priorytetami, takimi jak obronność, obsługa długu, czy realizacja obietnic. Mimo tegorocznej 20-proc. podwyżki, pensje w budżetówce nie są wysokie, wcześniej przez wiele lat kwota bazowa, od której zależą, była mrożona. Ich relatywnie niższa waloryzacja sprawi, że po jakimś czasie znów trzeba będzie nadrabiać dystans do innych wynagrodzeń sporymi podwyżkami - podkreśla Łukasz Kozłowski.

W tym roku fundusz płac w budżetówce, czyli na wynagrodzenia urzędników, strażaków, żołnierzy, policjantów czy prokuratorów wyniósł 67,4 mld zł. Podwyżki w budżetówce były rekordowe i nastąpiły w ramach realizacji wyborczych zobowiązań. Koalicja podniosła pensje w budżetówce o 20 proc. co kosztowało około 13 mld zł oraz o 30 proc. dla nauczycieli, także akademickich co kosztowało jeszcze 28 mld zł.

Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(144)
Wojtek
1 tyg. temu
Cebulę kroimy zaś na drobną kosteczkę. Ząbki czosnku kroimy na cienkie plasterki, bo przecież lubimy widzieć potem w zupie, co jemy :) Korzeń pietruszki kroimy na cienkie półplastry. W taki sam sposób postępujemy z marchewką. A kawałek selera kroimy na cienkie słupki, by ładnie się prezentował w zupie. Ziemniaki, najlepiej typu sałatkowego, czyli o dużej zawartości skrobi, kroimy na zgrabną kostkę. W dużym garnku rozgrzewamy olej. Wsypujemy cebulę, lekko solimy i cały czas mieszając, smażymy przez około minutę, aż zacznie się szklić. Dodajemy pora, mieszamy i smażymy kilka chwil. Wsypujemy marchewkę, pietruszkę i kawałki selera. Smażymy na dużym ogniu, cały czas mieszając, przez 2 minuty. Wlewamy bulion, mieszamy, doprowadzamy do wrzenia i gotujemy przez około 5 minut na średnim ogniu. Dodajemy ziemniaki, gotujemy 7-10 minut, aż będą miękkie. Teraz czas na przygotowanie brokuła. Dzielimy go na małe kawałki, takie na "jeden kęs". Gotujemy na parze przez 4 minuty, powinien być jeszcze zupełnie twardy. Od razu przekładamy do miski z zimną wodą, dzięki czemu zachowa swój piękny, zielony kolor. Trzymamy w wodzie przez kilka chwil, następnie odsączamy.
Michaił
1 tyg. temu
Wkładamy jajka i gotujemy 7 minut. Przelewamy zimną wodą, odstawiamy do całkowitego wystygnięcia. Pół średniej sałaty lodowej kroimy na małe kawałki. Najlepiej zrobić to plastikowym nożem, ale... nie mogłem go tym razem znaleźć :) Duże pomidorki koktajlowe kroimy na 3 części, małe na połówki. Rzodkiewki kroimy na niezbyt małe i cienkie kawałki, bo chcemy, by przyjemnie w sałatce chrupały. Cienko obranego ogórka kroimy na niezbyt cienkie ćwierćplasterki. A ser feta kroimy na drobną kostkę, tak mniej więcej o boku 0,5 cm. Wystudzone jajka szybko i sprawnie obieramy ze skorupek, następnie siekamy na niezbyt małe kawałki. Bazylię i natkę pietruszki drobno kroimy, następnie siekamy, by wydobyć z nich aromat. Do jogurtu dodajemy majonez, doprawiamy świeżo zmielonym czarnym pieprzem i solą. Wsypujemy posiekane zioła. Dokładnie mieszamy. Do miski wsypujemy wszystkie pokrojone składniki, dodajemy sos i delikatnie mieszamy.
Krakus
1 tyg. temu
Rozpuść masło. Do mąki dodaj sól, jajka, mleko i zaczyn. Wyrób gładkie i elastyczne ciasto. Przełóż do miski, nakryj ściereczką i odstaw w ciepłe miejsce na godzinę. W tym czasie ciasto powinno podwoić swoją objętość. Grzyby zalej wrzątkiem i odstaw na 30 minut. Postaw na ogniu i gotuj 20 minut. Grzyby odcedź (wywar zachowaj), ostudź, posiekaj. Kapustę przełóż do garnka i zalej wodą do jej przykrycia. Zagotuj. Zmniejsz ogień i gotuj ok. 40 minut, aż kapusta będzie miękka. W połowie gotowania do kapusty dodaj wywar grzybowy. Ugotowaną kapustę odcedź, wystudź, drobno posiekaj. Na patelni rozgrzej olej i smaż na nim cebulę, aż się zeszkli. Dodaj posiekane grzyby i kapustę, dopraw solą i pieprzem. Smaż 5-6 minut, cały czas mieszając. Piekarnik nagrzej do 200 stopni. Ciasto drożdżowe podziel na dwie równe części. Rozwałkuj je w miarę równo w kształt prostokąta, podsypując mąką. Przekrój nożem na pół. Na każdej części rozłóż farsz i zawiń jak roladę. Każdą roladę pokrój na porcje ok. 5 cm szerokości. Blachę do pieczenia wyłóż papierem. Układaj na niej paszteciki. Jajko wbij do miseczki i roztrzep widelcem. Każdego pasztecika posmaruj jajkiem i posyp makiem.
Miłka
2 tyg. temu
Cóż, po 25 latach pracy w budżetówce wynagrodzenie na poziomie minimalnym + 300 zł. Ci, co przychodzą to najdalej po 2 latach uciekają do prywatnych. Nie ma kto pracować. Nie piszcie, że się nie można dostać - trzeba trochę znać ustawy i rozporządzenia, bo na przepisach się pracuje. Oczywiście patologie też są obecne...
Prorok
2 tyg. temu
Bieda tuska opanuje wszystkie dziedziny gospodarki, tylko oligarchowie sobie poradzą
...
Następna strona