26 grudnia odbyła się konferencja prasowa z udziałem Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Wałerija Załużnego i szefa Sztabu Generalnego gen. Serhija Szaptały.
Załużny odniósł się do aktualnej sytuacji na froncie i perspektyw jej rozwoju.
Jak wskazywał, w przypadku konieczności wyboru pomiędzy utrzymaniem terenu a potencjału bojowego, priorytetem ma być życie żołnierzy. Według Załużnego zasoby agresora pozwalają mu na swobodne koncentrowanie sił na dowolnym kierunku i może on sprawić, że w ciągu 2-3 miesięcy z Awdijiwką "będzie to, co stało się z Bachmutem".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ukraińscy generałowie wieszczą ciężki 2024 r.
Przypomnijmy, że w ostatnich dniach Rosjanie zanotowali kolejne postępy na południe od Marjinki, gdzie wyrównali linię frontu około 3 km od Czasiwego Jaru. Nieznacznie przesunęli się na północ i północny zachód od Awdijiwki, powstrzymując jednocześnie ukraiński kontratak na zachód od tego miasta, a także na południe od Siewierska i zachód od Kreminnej.
Naczelny Dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy, podważając deklaracje części generałów o dalszej obronie Marjinki, stwierdził, że "miasta już nie ma". Poinformował, że "wojsko przygotowało nową rubież obrony poza tą miejscowością". Odnosząc się do obrony Awdijiwki stwierdził, że będzie utrzymywana, dopóki wystarczy sił.
Załużny zauważył też, że rosyjscy najeźdźcy zastosowali w Marjince tę samą metodę co w Bachmucie, "niszcząc ulicę po ulicy, dom po domu", a wycofanie się ukraińskich wojsk na przedmieścia nie jest niczym nadzwyczajnym, ponieważ takie są reguły wojny.
Drogi jest nam każdy skrawek naszej ziemi. I niezależnie od tego, czy jest to Bachmut czy Awdijiwka, będziemy bronić go tak długo, jak długo będziemy mieć do tego wystarczające siły. Jeśli ich zabraknie i ocenimy, że lepiej jest ratować ludzi, oczywiście podejmiemy taką decyzję (o wycofaniu) i uratujemy ludzi. Wszystko będzie zależało od sytuacji. Nie ma potrzeby robić wokół tego zagadnienia widowiska - powiedział generał.
Następnego dnia w podobnym duchu wypowiadali się: dowódca ukraińskich Wojsk Lądowych gen. Ołeksandr Syrski i dowódca operacyjno-strategicznego zgrupowania wojsk Tauryda gen. Ołeksandr Tarnawski. Pierwszy z nich ocenił, że Siły Zbrojne Ukrainy są w ciężkim położeniu na wielu kierunkach. Drugi, że kolejny rok może być dla obrońców jeszcze trudniejszy, niż obecny.
Hurraoptymizm ze strony prezydenta? Wojsko prawdę ci powie
Zdaniem Andrzeja Wilka i Jakuba Bery, analityków Ośrodka Studiów Wschodnich, komentarze ukraińskich wojskowych o sytuacji na froncie i perspektyw jej rozwoju u progu trzeciego kalendarzowego roku wojny "znacząco różnią się od prezentowanych w grudniu 2022 roku".
Wówczas prym wiodło kierownictwo ukraińskiego wywiadu wojskowego (HUR), które narzuciło narrację o mającej nastąpić wiosną ukraińskiej kontrofensywie i wyparciu agresora z okupowanych terenów (w optymistycznych wariantach zapowiadano odzyskanie w 2023 r. Krymu). W przekazie tym, obok HUR, dominowali przedstawiciele władz Ukrainy. Z kolei głosy przedstawicieli armii były sporadyczne i najczęściej tonujące powszechny hurraoptymizm, choć nie negujące spodziewanego sukcesu - przypominają.
Eksperci ostrzegają, że w prognozach na 2024 r. dominuje przekaz dowództwa armii ukraińskiej, które "zapowiada kolejny, ciężki rok wojny, a jako główny możliwy do osiągnięcia cel wskazuje utrzymanie zajmowanych pozycji".
"Zmiana narracji wynika przede wszystkim z niepowodzenia ukraińskiej kontrofensywy latem bieżącego roku, poniesionych przez obrońców strat i odczuwalnego zmniejszenia wsparcia wojskowego z Zachodu. Należy ją postrzegać jako próbę dostosowania przekazu do rzeczywistej sytuacji. Informacje o niej docierają do większości społeczeństwa ukraińskiego i w rezultacie podważają zaufanie do bardziej optymistycznego przekazu ekipy prezydenta Zełenskiego" - kończą specjaliści OSW.
Co z poborem?
To nie wszystko. Rada ministrów chce także zwiększyć mobilizację wśród Ukraińców. Nowy projekt ustawy w tej sprawie przewiduje m.in.:
- obniżenie górnej granicy poboru mężczyzn w ramach mobilizacji w czasie wojny z 27 do 25 lat;
- możliwość demobilizacji żołnierzy służących w czasie trwania wojny bez przerwy 36 miesięcy, z gwarancją dwuletniego zwolnienia od kolejnego wcielenia do armii;
- likwidację służby zasadniczej i zwolnienie wszystkich żołnierzy tej kategorii do rezerwy, przy jednoczesnym wprowadzeniu obowiązkowego przeszkolenia wojskowego, trwającego od 3 do 5 miesięcy w czasie pokoju;
- wprowadzenie szeregu zmian w sposobie wręczania wezwań mobilizacyjnych, rejestrację mężczyzn podlegających obowiązkowi służby wojskowej w czasie wojny i mieszkających na stałe za granicą oraz zwiększenie kar za unikanie stawienia się do służby wojskowej.
Odnosząc się do projektu ustawy mobilizacyjnej, generał Załużny kilkakrotnie podkreślił podczas konferencji, że armia nie odpowiada za przygotowanie ram prawnych dla mobilizacji, zajmuje się bowiem prowadzeniem działań bojowych. A jej kierownictwo może jedynie przedstawiać władzom cywilnym swoje potrzeby i oczekiwania w zakresie poboru oraz zaopatrzenia materiałowego.
Załużny zdystansował się także od informacji, podanej 19 grudnia przez prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, jakoby dowództwo Sił Zbrojnych żądało mobilizacji pół miliona ludzi. Nie podając konkretnych liczb, podkreślił on, że potrzeby frontu i ubytek ludzi z szeregów wymagają stałego dopływu uzupełnień, a jednorazowa mobilizacji setek tysięcy ludzi jest niecelowa i nieplanowana na tym etapie wojny.