Sprawę jako pierwsze opisało radio Kolor, które poinformowało, że właścicielka popularnego warzywniaka na Woli będzie musiała go wkrótce zamknąć po 20 latach. Rozgłośnia opisała sytuację oraz zwróciła uwagę, że do ratusza dzielnicy napływają głosy oburzonych mieszkańców.
Blaszany pawilon ma jednak termin, po którym będzie musiał zniknąć. Termin upływa dokładnie 15 października. Dlaczego?
Urzędnicy - w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" - wskazują, że wszystkiemu winny jest plan zagospodarowania przestrzennego. Natomiast rzecznik urzędu dzielnicy Mateusz Witczyński dodaje, że Rada Warszawy uchwaliła plan dla tego rejonu w 2009 roku.
Wynika z niego, że handel i usługi przy ul. Siedzikówny "Inki" - czyli w miejscu, gdzie znajduje się blaszany warzywniak - mogą się odbywać tylko w pawilonach murowanych.
Mieszkańcy już wtedy stanęli w obronie warzywniaka. Dlatego też odroczono termin wejścia w życie tego obowiązku do 2020 roku.
- Po upływie zapisanego w dokumencie czasu wolski Zarząd Gospodarowania Nieruchomościami, z którym prowadzący stoisko podpisali umowę dzierżawy terenu, nie może jednak już jej przedłużyć - zaznacza Witczyński, cytowany przez "GW".
Właścicielka sklepu zwróciła uwagę, że jej sąsiedzi podpisali umowy na dzierżawę gruntu na trzy lata, podczas gdy jej zaoferowano umowę na dwa lata. Leszek Popłoński, zastępca dyrektora Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami w dzielnicy Wola tłumaczył "GW", że jednak sąsiadujący sprzedawcy posiadają murowane pawilony, których wymaga plan zagospodarowania.
W sprawę ratowania warzywniaka zaangażował się również warszawski aktywista Jan Śpiewak. "Proszę Rafała Trzaskowskiego o cofnięcie decyzji i uszanowanie woli lokalnej społeczności, która chce, żeby warzywniak został" - napisał na Twitterze.