Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Łukasz Kijek
Łukasz Kijek
|
aktualizacja

"Zapracowałem na to". Korporacje wyrzucały go z pracy pięć razy, dziś ma biznes wart miliony

77
Podziel się:

- Jesteśmy trochę jak Dino, czyli stawiamy na małe miasta, zachowując proporcje - mówi Jarosław Bieniecki, inicjator Runmageddonu, czyli słynnego biegu z przeszkodami, który co roku przyciąga tysiące uczestników. W programie "Biznes Klasa" opowiedział m.in. o kulisach tworzenia wydarzeń oraz kosztach i zyskach z prowadzenia siłowni.

"Zapracowałem na to". Korporacje wyrzucały go z pracy pięć razy, dziś ma biznes wart miliony
Jarosław Bieniecki, założyciel Runmageddonu, był gościem "Biznes Klasy" (Licencjodawca, Biznes Klasa)

"Biznes Klasa" to program money.pl dostępny w serwisie YouTube. Szef redakcji Łukasz Kijek prowadzi w nim rozmowy z obecnymi i byłymi szefami największych firm, a także z ludźmi z otoczenia biznesu - o ich życiu, biznesie, zarobkach i wielu innych. Gościem najnowszego odcinka był Jarosław Bieniecki, założyciel Runmageddonu - słynnego biegu z przeszkodami, który przekształcił się w większy biznes - w tym m.in. sieć siłowni.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Zrobił biznes na urządzaniu piekła! Twórca Runmageddonu Jarosław Bieniecki w Biznes Klasie

Runmageddon co roku przyciąga tłumy

Bieniecki w programie opowiedział o tym, jak tworzył Runmageddon. Potwierdził m.in., że do pierwszej edycji dołożył 100 tys. zł i na niej nie zarobił. Od tamtej pory jednak jego biznes znacząco się rozrósł.

- Mamy trzy biznesy w tym momencie, w których można mówić o jakiejś skali. Pierwszy to Runmageddon, czyli eventy, które miały w zeszłym roku 18,5 miliona złotych obrotów, w tym roku pewnie trochę więcej. Drugi biznes to sieć siłowni. W ubiegłym roku 3,5 mln zł obrotu. W tym roku do półrocza już mamy prawie trójkę, więc na koniec roku na pewno szóstkę przekroczymy. I mamy jeszcze półkolonie, do których w zeszłym roku też dołożyłem niecałą stówę. A w tym roku będzie około trzech milionów obrotów z półkolonii - opowiada Bieniecki.

Łącznie zajęło mu jednak ponad 10 lat, aby zbudować sieć biznesów. Zapytany o marżę na samych Runmageddonach, przyznaje, że nie jest ona duża, a samych wydarzeń jest szesnaście w roku. - Realnie, przy tak rozbudowanych eventach, skomplikowanych logistycznie, jakie prowadzimy, to marża z samych startów zostaje niewielka. Wychodzi mniej więcej taki koszt jak przychody. To, na czym zarabiamy, to sponsorzy. Czyli, upraszczając, uczestnicy płacą za to, żebyśmy utrzymali tę organizację taką, jaka jest i zapewnili ten standard, który mamy, a to, co zarabiamy, to zarabiamy na sponsorach - wyjaśnia założyciel Runmageddonu. I dodaje: - Jeżeli na każdym evencie zarobimy po 200 tysięcy złotych, to mi nie starczy na pokrycie kosztów stałych.

Bieniecki przyznaje też, że nie planuje już znacząco powiększać liczby eventów w Polsce, ale w 2025 r. zrealizuje kolejne wydarzenie za granicą. - Jeszcze nie mówimy gdzie, ale mówimy, że będzie i że będzie spektakularnie - zapewnia.

Siłownie założyciela Runmageddonu

Bieniecki opowiada też o swoim drugim biznesie: siłowniach. Zapytany, czy ten rynek nie jest już nasycony, przekonuje, że tak jest głównie w dużych miastach. - Jak się popatrzy z lotu ptaka, to tak. Bo rozejrzyjmy się w Warszawie, poza jakimiś dosłownie wąskimi fragmentami, kawałkami dzielnic, to wszędzie mamy siłownie, wszędzie są ładne, duże i dopieszczone. W innych dużych miastach też, ale jak już spojrzeć bardziej generalnie na rynek, to okazuje się, że małe miasta są niedopieszczone. To raz. Dwa, okazuje się, że absolutnie kluczowym czynnikiem dla tego, czy ludzie chodzą na siłownię, jest lokalizacja - tłumaczy Bieniecki.

Jak przyjrzeliśmy się temu rynkowi trochę dokładniej, to się zorientowaliśmy, że tak jak cała mapa, patrząc z góry, jest pokryta, to jak się zejdzie piętro niżej, czy dwa piętra niżej, to się okazuje, że w takiej Tucholi na przykład nie było żadnej siłowni. W Chojnicach może było kilka, ale takiej, jak my robimy, to nie było. W Elblągu tych siłowni znowu było kilka, ale dało się którąś przejąć, tak żeby tam zachęcić mnóstwo ludzi do tego, żeby uczęszczali - przekonuje Bieniecki.

Jak wyjaśnia, ich model polega na tym, że skupiają się na "średniej wielkości siłowniach" - o powierzchni 300-1000 metrów kwadratowych. Nie rywalizują więc z dużymi, sieciowymi siłowniami, które mają ponad 1000 m kw. - Po drugie, skupiamy się na małych i średnich miejscowościach i stawiamy na bardzo niskokosztowy model, co więcej - to model samoobsługowy. Powiedzmy, że od strony lokalizacji jesteśmy trochę jak Dino, czyli stawiamy na małe miasta, zachowując proporcje. Od strony obsługi jesteśmy trochę jak inPost, czyli wchodzi się na kod QR z aplikacji, otwiera drzwi - twierdzi gość "Biznes Klasy".

Bieniecki dodaje też, że model biznesowy zakłada franczyzowanie lokali. - Żeby za rok, dwa lata, jak ktoś będzie chciał otworzyć siłownię w Polsce, to żeby nie myślał o tym, żeby zrobić to samemu, tylko żeby to zrobił z nami - deklaruje.

Założyciel Runmageddonu wyjaśnia też, że koszty obsługi siłowni to - łącznie z czynszem - poniżej 30 tys. zł miesięcznie. W dużych sieciach jest to nawet trzy razy więcej. - Więc my jesteśmy w stanie zaoferować niższe ceny, podobną jakość i w związku z tym w tych małych miastach w ogóle nie boimy się konkurencji z dużymi siłowniami - stwierdza Bieniecki.

Pięć razy wyrzucony z korporacji

Zanim jednak doszedł do milionowego biznesu, Bieniecki przez wiele lat pracował w rozmaitych korporacjach. Jak przyznaje, pięć razy go z nich wyrzucano, m.in. z TP S.A. - Zapracowałem sobie na to, żeby mnie stamtąd wyrzucili - wspomina.

Zapytany, dlaczego tak się działo, odpowiada: - Ja rzeczywiście mam troszkę zbyt sztywny kark. Mam takiego kolegę, który dawno temu, jak wyleciałem z Telekomunikacji Polskiej S.A., gdzie byłem na takim programie menedżerskim, to on mi powiedział: "słuchaj Jarek, jest taka cienka granica między szczerością a głupotą. Może ty masz za słaby wzrok, bo zazwyczaj jej nie dostrzegasz". I faktycznie mam za słaby wzrok. To nie jest to, że ta granica jest za cienka. Bo ludzie to widzą. Może ja też to widzę tak naprawdę, ale ja nie lubię gryźć się w język. Ja lubię powiedzieć prosto w oczy, co myślę.

- No i będą tacy, którzy to docenią, będą tacy, którym się to nie spodoba. Dlatego w każdej z korporacji, w której byłem, najpierw awansowałem, a potem mnie wyrzucali -dodaje. O każdym z tych przypadków w szczegółach opowiedział w "Biznes Klasie".

W poprzednich odcinkach "Biznes Klasy" Łukasz Kijek rozmawiał z:

Wszystkie odcinki "Biznes Klasy" dostępne są TUTAJ.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(77)
Lucja
23 godz. temu
Pana znam z jednej jak on to mówi korpo. Sprawdzcie lepiej na miejscu dlaczego tak wylatywał z hukiem ;) troche mało wiarygodna ta biznes klasa :)
aaa
wczoraj
Czy w butach do biegania mogę też chodzić czy tylko biegać?
Olo
2 dni temu
Buhaha. To tak działa, że jadą na stratach wypłacając sobie sowite pensje, a jak p.. olnie to wierzycielom zostają ochłapy. W Polsce najlepszym biznesem jest doprowadzanie spółek do upadłości. Nie słyszałem, aby ktokolwiek za to siedział. Biorą po 200 tys. pensji miesięcznej, a później rozkładają ręce i mówią, że po prostu nie wyszło...
Olo
2 dni temu
Buhaha. To tak działa, że jadą na stratach wypłacając sobie sowite pensje, a jak p.. olnie to wierzycielom zostają ochłapy. W Polsce najlepszym biznesem jest doprowadzanie spółek do upadłości. Nie słyszałem, aby ktokolwiek za to siedział. Biorą po 200 tys. pensji miesięcznej, a później rozkładają ręce i mówią, że po prostu nie wyszło...
Pracownik.
2 dni temu
Czyli teraz stworzył własne CORPO gdzie jest szefem i już jest fajne , to jest OK
...
Następna strona