Komentarz prezesa EBC Mario Draghiego po czwartkowym posiedzeniu Rady Zarządzającej nie był przełomowym wydarzeniem, jednak wzmianki w kilku kwestiach dla silnie nastawionego pro-euro rynku zostały uznane za pewne rozczarowanie. W ocenie sytuacji gospodarczej strefy euro Draghi stwierdził że koniunktura pozostanie słaba na początku 2013 r., ale stopniowa poprawa będzie następować w kolejnych kwartałach, choć ryzyka nadal przeważają po stronie pogorszenia. Opinia w zasadzie nie odbiegała od tego, co Draghi powiedział po styczniowym posiedzeniu, jednak w obliczu lepszych od oczekiwań danych ze strefy euro, jakie się pojawiły w ostatnich tygodniach, można było oczekiwać większego optymizmu ze strony prezesa. Zaskoczeniem było też podejście Drahiego do kursu walutowego. Z jednej strony silną aprecjację euro określił on jako przejaw wzrostu zaufania inwestorów do strefy euro, jednakże dodał, że bank będzie monitorował wpływ kursu na stabilność cen i wzrost gospodarczy. Na pierwszy rzut oka jest to sygnał alarmowy
dla tych inwestorów, którzy są byczo nastawieni do euro, ale tak naprawdę nie oznacza to jeszcze żadnych zmian w polityce pieniężnej banku. Wystarczy zwrócić uwagę, że kurs euro znajduje się relatywnie blisko swojej długoletniej średniej i (co chyba jest najważniejsze) nie stanowi on powodu do zmartwień dla Niemiec, największego eksportera w Europie. Warto też pamiętać, że 2/3 handlu państw strefy euro odbywa się w ramach bloku.
Dlaczego zatem euro tak mocno zareagowało? Po ostatnich kilku dniach względnej stabilizacji rynek potrzebował jasnego sygnału do beztroskiej kontynuacji umocnienia unijnej waluty, czego ostatecznie nie otrzymał. Przy głębszej analizie komentarz Draghiego w niczym nie stanowi zagrożenia interwencją skierowaną na osłabienie euro, zarówno w sposób werbalny, jak i fizyczny. Niemniej jednak nie można pozbyć się wrażenia, że tempo styczniowej aprecjacji było za szybkie i rynek najzwyczajniej potrzebował oczyszczenia z nagromadzonego nadmiernego optymizmu. Stwierdzenie, że bycze nastawienie do euro było niesłuszne, byłoby jednak zbyt daleko posuniętym uproszczeniem. Zagrożenie eskalacją kryzysu zadłużenia wyraźnie się zmniejszyło, a ponadto w ralcji do pozostałych walut z grupy „major currencies” (dolar, funt, jen) euro ma największy potencjał do umocnienia. W porównaniu z polityką monetarną Fed, Banku Anglii, czy Banku Japonii, działania EBC pozostają najmniej ekspansywne, żeby nie stwierdzić, że w Europie zaczął
się proces quasi-zacieśniania monetarnego w postaci dobrowolnego zwrotu kryzysowych pożyczek (LTRO) przez banki komercyjne. Aprecjacja euro nie dobiegła całkowicie końca, jednak w najbliższym czasie powinna przebiegać w spokojniejszym tempie.
Powyższa analiza stanowi wyraz opinii i poglądów autora i nie powinna być traktowana jako rekomendacja dokonania transakcji na instrumentach finansowych.