W przyszłym roku PO i PiS znów stoczą walkę o władzę. Polacy pójdą do urn, by wybrać posłów i senatorów. Kiedy? Zgodnie z kalendarzem wyborczym najpóźniej 30 października. Coraz więcej przemawia za tym, że zanim na dobre opadnie bitewny kurz po kampanii samorządowej, partyjne hufce znów ruszą do boju. A to, kto będzie rządził Polską przez kolejne cztery lata rozstrzygnie się już wiosną.
Taki scenariusz wieszczy Janusz Palikot. Ekscentryczny poseł z Lublina twierdzi, że zna nawet datę elekcji i do wyborów pójdziemy już 27 marca. Przyspieszonej elekcji nie wykluczają jednak także dużo poważniejsi gracze na scenie politycznej. Szef SLD Grzegorz Napieralski dał do zrozumienia, że termin wiosenny może być korzystniejszy od jesiennego.
Z kolei wypowiedź marszałka Sejmu i wiceszefa Platformy Grzegorza Schetyny, który w wywiadzie radiowym powiedział, że w czerwcu Polacy będą wybierać parlamentarzystów, można potraktować jako freudowską pomyłkę, bo w oficjalnych wypowiedziach czołowi politycy PO o skróceniu kadencji Sejmu i Senatu nie chcą nic mówić.
By tak się stało, Sejm musiałby podjąć uchwałę o swoim samorozwiązaniu. Jest to o tyle trudne, że wymaga ona poparcia przez 2/3 głosów ustawowej liczby posłów. A więc zagłosować musi aż 307 parlamentarzystów.
I choć według Jarosława Flisa, socjologa z Uniwersytetu Jagiellońskiego - nie lada wyczynem będzie przekonanie ich do wcześniejszego zakończenia pracy, bo każde z ugrupowań parlamentarnych ma bowiem swoje, bardzo często wykluczające się wzajemnie cele, a wyborcom trudno byłoby zrozumieć istotę porozumienia PO i PiS w tej sprawie, to podstawowym argumentem, który może przekonać odpowiednią liczbę posłów do zagłosowania nad samorozwiązaniem Sejmu są wyniki ostatnich wyborów samorządowych.
Bo trudno się nie zgodzić z większym lub mniejszym triumfalizmem wszystkich czterech partii, mających reprezentantów w Sejmie. Żadna z nich nie poniosła sromotnej klęski, nawet PiS, które straciło władzę we wszystkich sejmikach. Ale jednak zagłosowała na tą partię niemal jedna czwarta wyborców. W kontekście ostatniej zawieruchy z wykluczaniem posłów to wynik co najmniej niezły.
Również PO i SLD mogą chcieć wykorzystać propagandowy efekt wyborczego wyniku. Choć obiektywnie rzecz ujmując, nie mogą mówić o wielkim sukcesie, to jednak o porażce mowy też nie ma. Do tego dochodzi PSL, którego lider rozdaje żółte kartki kłócącej się konkurencji i czerwone sondażowniom. Ludowcy złapali wiatr w żagle i są największym wygranym samorządowego wyścigu.
Każda z tych partii ma argument, by pójść za ciosem i dążyć do wyborów już na wiosnę, licząc, że tym razem będzie jeszcze lepiej. Szczególnie zainteresowana takim rozwiązaniem byłaby Platforma, która zdaje sobie sprawę, że czas działa na jej niekorzyść.
Wyborcy są już dość mocno zmęczeni coraz bardziej niezrozumiałym sporem, jaki się toczy od kilku lat pomiędzy największymi partiami. Tak więc sukcesywnie wypala się paliwo, które było głównym źródłem sukcesów tej partii w kolejnych wyborach. Wiosna może być więc ostatnim momentem, gdy partia Tuska będzie w stanie osiągnąć wynik zbliżony do tego z 2007 roku.
_ - Czekanie przez Platformę z wyborami do jesieni zwiększa znacznie prawdopodobieństwo, że poparcie dla tej partii będzie niższe niż na wiosnę. Dlatego w jej interesie będzie doprowadzenie do ich przyspieszenia _ – twierdzi Bartłomiej Biskup, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Również Jarosława Kaczyński może uznać, że w obecnej sytuacji, gdy partia trzeszczy w szwach po wyjściu grupy liberałów z Joanną Kluzik – Rostkowską na czele, bezpieczniej jest wziąć swoje, pewne 25 procent i czekać kolejne cztery lata w ławach opozycji. W tym czasie sytuacja w PiS się unormuje, a ekipa Tuska do końca się zdyskredytuje w oczach Polaków i w 2015 roku Kaczyński będzie mógł przejąć stery rządów.
Na takim myśleniu obie partie się mogą jednak przejechać. Według politologa Wojciecha Jabłońskiego z Uniwersytetu Warszawskiego po szalonym roku 2010 Polacy są mocno zmęczeni polityką: _ Żadnej partii parcie do wyborów wiosną się nie opłaca. Trzeba odczekać rok, by obywateli zainteresować ponownie wyborami. Jeżeli się ich zapędzi do urn już wiosną, może się to skończyć frekwencją na poziomie 30 procent. _
Dodatkowo Platforma może mieć kłopot z przekonaniem do skrócenia kadencji koalicjantów z PSL. Jak tłumaczy Jarosław Flis ta partia, pomimo dużego sukcesu w wyborach samorządowych działa na zasadzie: _ lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu _. Jeżeli czegoś nie trzeba robić to się nie robi.
[ ( http://static1.money.pl/i/h/197/t25029.jpg ) ] (http://www.money.pl/archiwum/mikrofon/artykul/gowin;nie;bedzie;wyborow;wiosna;platforma;potrzebuje;roku,234,0,723434.html) Gowin: Nie będzie wyborów wiosną. Platforma potrzebuje roku
A siłowe postawienie Ludowców przed faktem dokonanym może mieć wymierne skutki przy tworzeniu koalicji po wyborach. Ponadto to _ zmuszony _ PSL paradoksalnie może być największym wygranym przyspieszonych wyborów. Niska frekwencja oraz znużenie wyborców PO i PiS pozwoli statecznym, by nie powiedzieć ślamazarnym Ludowcom, zebrać dodatkowe głosy rozdrażnionych wyborców.
Natomiast dla SLD tak naprawdę jest obojętne kiedy odbędą się wybory. Wszystko na to wskazuje, że i wiosenny i jesienny ich termin oznaczałby dla partii Napieralskiego zwiększenie liczebność posłów w Sejmie.
Palikot już się kończy, a rozłamowcy z PiS idą jego drogą
Za wcześniejszą elekcją przemawia argument, że i Platforma i PiS mogą się zdecydować na skrócenie kadencji Sejmu w obawie o utratę części głosów na rzecz ugrupowań tworzonych przez Janusza Palikota oraz przez posłów wyrzuconych i tych, którzy sami odeszli z PiS. Jednak - jak pokazują sondaże - można to włożyć między bajki.
W przypadku tych drugich są to politycy praktycznie bez zaplecza. A o sile partii w największym stopniu stanowią jej doły, które pracują na liderów. Wiele wskazuje więc na to, że mogą oni podzielić los polityków z Polski XXI, którzy ostatnio z pochylonymi głowami wrócili do PiS.
Do tego trudno doszukać się poza tą grupą kilkunastu kolejnych posłów lub będących aktualnie poza parlamentem wyrazistych postaci życia politycznego, którzy mogliby zasilić szeregi nowego tworu.
Podobnie rzecz się ma z inicjatywą Janusza Palikota. Z tygodnia na tydzień topnieje zainteresowanie tym co ma do powiedzenia i co robi polityk z Lublina. A na wiosnę może się okazać, że już nawet najbardziej w niego zapatrzone media przestaną o nim mówić i pisać.
_ - Palikot i Kluzik-Rostkowska przespali swój czas. Ten pierwszy już jedzie na resztkach medialnego paliwa, a wyłamowcom z PiS już za niedługo zacznie takowego brakować. Obie inicjatywy tylko medialnością przykrywają brak programu i organizacji. Ale to szybko się skończy i za pół roku mało kto będzie pamiętał o nich _ – argumentuje Jabłoński.
Rządzenie Unią w niczym nie będzie przeszkadzać
Dość często wysuwanym argumentem za skróceniem kadencji Sejmu i rozpisaniem wyborów już na wiosnę jest przejęcie przez Polskę od 1 lipca 2011 roku prezydencji w Unii Europejskiej. Wielu polityków powtarza, że w tym okresie wybory nie powinny się odbywać. Bo zaangażowani w wewnętrzne spory polscy politycy, nie tylko nie mieliby czasu i energii, by angażować się w rozwiązywanie ważkich problemów Wspólnoty - a tych nie brakuje - ale także mogliby atakując się wystawiać na szwank reputację Polski w Europie.
Jednak po pierwsze nigdzie nie jest zapisane, że zabrania się przeprowadzania wyborów w tym czasie. Jest to jedynie dobry obyczaj. Unia Europejska nie ma żadnego wpływu na to, kiedy Polacy pójdą do wyborów. Również żadne zakulisowe naciski Brukseli nie wchodzą w grę w tej sytuacji, bo takowe mogłyby tylko podziałać na PiS, a także na PSL jak płachta na byka.
[ ( http://static1.money.pl/i/h/98/14946.jpg ) ] (http://www.money.pl/archiwum/felieton/artykul/galazka;nie;robmy;polityki;to;tylko;puste;haslo,99,0,715619.html) Gałązka: "Nie róbmy polityki" to tylko puste hasło
Ponadto, jak zwraca uwagę Marek Kochan, politolog z Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego: Prezydencja to czas, gdy politycy rządzący są cały czas w blasku fleszy. _ - Spotykają się z najważniejszymi przywódcami świata, są non stop obecni w mediach. Aby zrezygnować z takiego prezentu w trakcie kampanii wyborczej Donald Tusk musiałby mieć ważne powody. _
_ _
A dodatkowo, jak zauważa Wojciech Jabłoński: - _ Praktycznie nikt z obywateli, by nie zrozumiał, że musi iść do wyborów wiosną ze względu na jakaś prezydencję. _
Tąpnięcia w gospodarce nie będzie, a budżet nikogo nie obchodzi.
Czysto teoretycznie są za to szanse na to, by zrealizował się scenariusz irlandzki i do skrócenia kadencji mogła się przyczynić zapaść gospodarcza. Ale po pierwsze w kontekście ostatnich danych, jakie napływają z naszej gospodarki - PKB wzrośnie o 4 procent, rośnie produkcja i sprzedaż detaliczna - trudno sobie wyobrazić, by do takiego tąpnięcia mogło dojść w najbliższych miesiącach.
A po drugie, gdyby nawet ten czarny scenariusz się zrealizował i PiS i SLD byłyby ostatnimi, które podają rządowi koło ratunkowe w postaci przyspieszonych wyborów_ . - By doprowadzić do wcześniejszych wyborów skala tąpnięcia w gospodarce musiałaby przypominać co najmniej katastrofę grecką lub irlandzką. A na to się nie zanosi _ – tłumaczy Flis.
Żadnym argumentem dla polityków za skróceniem kadencji Sejmu nie będzie też zapewne kwestia przyszłorocznego budżetu. Od 1993 roku w latach wyborczych przygotowuje go ekipa, która kończy rządy. To powoduje, że na lewo i prawo są rozdawane miliardy złotych z kasy państwa.
Dodatkowo w przypadku, gdy wybory wygra opozycja, a z taką sytuacją mieliśmy zawsze do czynienia na przestrzeni ostatnich 21 lat, jest zmuszona do realizowania planu finansowego nakreślonego przez swoich politycznych konkurentów. Jeżeli nawet, by chciała wdrożyć zapowiadane przez siebie zmiany, może to zrobić tak naprawdę dopiero w kolejnym roku. Wtedy jednak najczęściej zapał reformatorski jest już dużo mniejszy.
_ - Polityków budżet guzik obchodzi. Nie zrezygnują oni z możliwości przymilania się społeczeństwu, rozdając im budżetowe pieniądze _ – konkluduje Bartłomiej Biskup.
Skrócenie kadencji Sejmu może nas kosztować kilkanaście milionów
W 2007 roku po samorozwiązaniu Sejmu i Senatu, kancelaria tego pierwszego musiała wyłożyć 15,5 mln złotych na odprawy dla posłów, pracowników biur, a także ich remonty. To jednak niewielka kwota w porównaniu do całego budżetu, jakim dysponuje izba niższa parlamentu. W 2010 roku jest to niemal 400 mln złotych. Z tego 211,5 mln idzie na funkcjonowanie samego Sejmu, a 174,5 mln złotych pochłaniają świadczenia poselskie. To: diety, pieniądze na utrzymanie biur, wyjazdy.
_
lata 2007-2009 - wykonanie budżetu
2010 - budżet
źródło: Kancelaria Sejmu _
Budżet kancelarii Sejmu w ciągu tej kadencji wzrósł z niecałych 330 mln zł w 2007 roku do niemal 400 w 2010 roku. W tym czasie w znacznie szybszym tempie rosły wydatki na funkcjonowanie Sejmu niż na posłów.
Czytaj w Money.pl | |
---|---|
[ ( http://static1.money.pl/i/h/54/t117046.jpg ) ] (http://news.money.pl/artykul/pis;nie;odzyska;wladzy;analiza;money;pl,108,0,715116.html) | PiS nie odzyska władzy. Analiza Money.pl Wybory samorządowe potwierdziły, że na scenie politycznej nie ma miejsca na partie rozłamowców z PiS i Palikota. Zdaniem ekspertów Platforma i PSL będą rządzić do 2016 roku. |
[ ( http://static1.money.pl/i/h/95/t99167.jpg ) ] (http://news.money.pl/artykul/300;mln;zl;to;koszt;wyborczej;kumulacji,79,0,712783.html) | 300 mln zł to koszt wyborczej kumulacji W ciągu kilkunastu miesięcy Polacy kilka razy pójdą do urn. Wybór nowych radnych i włodarzy miast jest najbardziej kosztowny. Najmniej kosztuje głosowanie na posłów i senatorów. |
[ ( http://static1.money.pl/i/h/121/t115577.jpg ) ] (http://news.money.pl/artykul/co;czeka;poslanki;wykluczone;z;pis,115,0,706419.html) | Co czeka posłanki wykluczone z PiS? Joanna Kluzik-Rostkowska i Elżbieta Jakubiak nie zamierzają przechodzić do PO. |
[ ( http://static1.money.pl/i/h/50/t117042.jpg ) ] (http://news.money.pl/artykul/rozlamowcy;uderza;w;pis;chca;odebrac;subwencje,75,0,715595.html) | Rozłamowcy uderzą w PiS. Chcą odebrać subwencje Stowarzyszenie Kluzik-Rostkowskiej zażąda zawieszenia finansowania partii z budżetu. |