W Polsce pojawiły się komary, które mogą przenosić z psów na człowieka chorobę pasożytniczą o nazwie dirofilarioza - alarmują specjaliści z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny w Warszawie.
Dotychczas choroba ta od prawie 200 lat występowała jedynie na południu Europy, głównie we Włoszech, Grecji, Francji oraz Hiszpanii i Portugalii. Atakuje tam przede wszystkim psy. Na ludzi przenoszona jest sporadycznie, gdy zakażone zwierzę zostanie ukąszone przez komara, a potem rozwiną się w nim powodujące chorobę nicienie.
"Teraz mam dowody, że choroba dotarła również do naszego kraju" - powiedziała w rozmowie z PAP prof. Elżbieta Gołąb z NIZP-PZH. I nie chodzi tylko o przypadki jej zawleczenia do Polski. Z przeprowadzonych badań wynika, że zakażonych zostało kilka osób, które nigdy nie wyjeżdżały za granicę. Stwierdzono również występowanie pasożyta w komarach znajdujących się na terenie naszego kraju.
Jak do tego doszło? Według specjalistki, do naszego kraju mogły zostać sprowadzone psy zakażone pasożytem albo te z Polski przebywały wraz ich właścicielami na południu Europy, gdzie zostały zainfekowane. Przenoszeniu pasożyta sprzyja również ocieplanie się klimatu.
Na szczęście, rzadko dochodzi do zakażeń u ludzi. Na infekcję narażone są głównie psy. Prof. Gołąb ocenia, że na Mazowszu zainfekowanych jest 20 proc. tych czworonogów przebywających w schroniskach. Nie można się od nich zakazić poprzez zainfekowaną krew. Nawet jeśli znajduje się w niej pasożyt, to w takiej postaci w jakiej występuje u psa nie jest on zakaźny.
"Pasożyt wywołujący dirofilariozę przechodzi skomplikowane cykle rozwojowe" - wyjaśnia specjalistka. Poza tym, które przechodzi w organizmie psa, musi jeszcze w pełni rozwinąć się u komara. W organizmie tego owada potrzebuje na to 2-3 tygodni. W tym czasie temperatura otoczenia musi wynosić co najmniej 18 st. C. Dopiero wtedy pasożyt w pełni się rozwinie i może zostać przeniesiony na człowieka.
Na dirofilariozę chorują jednak tylko niektóre osoby. Na ogół pasożyt nawet gdy wniknie do organizmu człowiek jest zwalczany przez jego układ odpornościowy.
W Polsce występuje tylko jedna, mniej groźna odmiana pasożyta o nazwie Dirofilaria repens. Zagnieżdża się on wyłącznie pod skórą. Miejsce jego usadowienia się nie zależy od tego gdzie dojdzie do ukąszenia, może bowiem krążyć nawet przez kilka miesięcy zanim się zagnieździ. Na skórze widoczne jest wtedy zgrubienie w postaci guzka, zwykle o średnicy około 2 cm (pasożyt tego typu ma zwykle 12 cm długości, ale pod skórą się zwija). Leczenie polega głównie na jego na usunięciu.
Groźniejsza jest odmiana Dirofilaria immitis, która zagnieżdża się w tętnicy płucnej i grozi poważnymi powikłaniami. Długość nicieni tej odmiany sięga nawet 35 cm. Na szczęcie nie pojawiła się jeszcze w naszym kraju, ale prof. Gołąb nie wyklucza, że kiedyś tak się stanie. "Skoro dotarła do nas jedna odmiana, to za jakiś czas może się pojawić się również i ta druga" - dodaje.
Polska nie jest wyjątkiem. Do zakażeń ludzi dochodzi także na Ukrainie. Zdarza się tam kilkaset zachorowań u ludzi rocznie. Niemcy twierdzą, że zakażenia psów na ich terytorium zdarzają się tylko u psów, które przebywały w naszym kraju.
Komary mogą przenosić również zarodźce (plasmodium), jednokomórkowe pierwotniaki wywołujące u ludzi malarię. W Polsce takie owady obecnie nie występują. Dlatego choroba ta nie stwarza żadnego zagrożenia w naszym kraju. Chorują jedynie te osoby, które przebywały w tropiku.
Komary malaryczne mogą jednak znowu się pojawić w Polsce, gdyż były u nas jeszcze w latach 60. XX w., do czasy gdy nie zostały wytępione. Prof. Gołąb nie wyklucza, że mogą powrócić. "Wystarczy, że zostaną zawleczone na jedno z krajowych lotnisk wraz z bagażem. W rejonie lotnisk na terenie naszego kraju nikt jednak nie monitoruje komarów" - podkreśla.
Zbigniew Wojtasiński (PAP)
zbw/ ula/