Historią Żydowskiego Związku Wojskowego, którego żołnierze walczyli w powstaniu w warszawskim getcie, manipulowali zarówno politycy jak i zwykli hochsztaplerzy. "Doszło do tego, że za przywódcę ŻZW uważa się Mieczysława Apfelbauma, postać fikcyjną" - mówi historyk Dariusz Libionka.
Osoba Mieczysława Apfelbauma, patrona jednego z warszawskich skwerów, rzekomego komendanta Żydowskiego Związku Wojskowego, została wymyślona przez dwójkę sprytnych hochsztaplerów, którym dali wiarę poważni historycy - dowodzą Dariusz Libionka i Laurence Weinbaum w niedawno opublikowanej książce "Bohaterowie, hochsztaplerzy, opisywacze - wokół Żydowskiego Związku Wojskowego". "Sprawa Apfelbauma to jednak tylko jedno z licznych przekłamań, które przez lata narosły wokół tej organizacji" - mówił Libionka w rozmowie z PAP.
Żydowski Związek Wojskowy (ŻZW) był jedną z dwóch, obok Żydowskiej Organizacji Bojowej, formacji bojowych warszawskiego getta. Związany był z przedwojennym żydowskim ruchem narodowym, Betarem. Członkowie lewicowego ŻOB-u np. Marek Edelman określali ich jako "żydowskich faszystów", co było pierwszą z wielu manipulacji, jakich dokonano na historii ŻZW. O działalności tej formacji wiemy bardzo niewiele, ponieważ prawie nikt z jego żołnierzy nie przeżył okupacji. Ta okoliczność ułatwiła po wojnie działalność rozmaitym kłamcom i mitomanom, takim jak Henryk Iwański i Tadeusz Bednarczyk, którzy twierdzili, że nie tylko dostarczali do getta broń, żywność i leki, ale również współorganizowali ŻZW i brali udział w powstaniu w getcie.
Jedną z osób ze strony ŻZW, które rzekomo utrzymywały kontakt z Iwańskim i Bednarczykiem, reprezentującymi, jak twierdzili, Korpus Bezpieczeństwa (jedną z mniej znanych struktur polskiej konspiracji), miał być Mieczysław Apfelbaum, komendant ŻZW. Romantycznym akcentem opowieści Iwańskiego był pierścień z lwem, barankiem i gwiazdą, który służyć miał do kontaktów między grupą polskich konspiratorów a Apfelbaumem. Pierścień ten został przez Iwańskiego przekazany do Izraela i po dziś dzień przechowywany jest w Yad Vashem jak swego rodzaju relikwia.
"To fałszywka" - podkreśla Libionka, który poddał opowieści Iwańskiego gruntownej analizie. Wszystkie one okazały się zmyślone w celu uzyskania sławy i przywilejów kombatanckich, choć znalazły chętnych słuchaczy wśród historyków. Historia Iwańskiego została poważnie potraktowana m.in. przez jeden z najlepszych znawców konspiracji warszawskiej, Tomasza Strzembosza, weszła też do tomu "Ten jest z Ojczyzny mojej" Władysława Bartoszewskiego i Zofii Lewinówny.
"Materiały dotyczące Iwańskiego i Bednarczyka przechowywane w archiwum IPN oraz archiwum byłego ZBOWiD, rozstrzygają jednoznacznie, że nie byli oni tymi, za kogo się podawali. Ukazują one nie tylko żałosne epizody w ich peerelowskich biografiach. W wypełnionych własnoręcznie przez naszych bohaterów formularzach zgłoszeniowych do ZBOWiD nie znajdziemy żadnych informacji o współpracy z żydowskimi bojownikami, o ŻZW, czy wreszcie bohaterskich czynach w czasie powstania w getcie w kwietniu 1943 r. Odkryjemy natomiast nieudolne próby tworzenia wojennych biografii, najpierw na podstawie rzekomego udziału w powstaniu warszawskim, a później w powstaniu w getcie. Iwański nie był oficerem, nie należał do AK, nie brał udziału ani w jednym, ani w drugim powstaniu. Niewykluczone, że prowadził jakieś interesy z gettem, może nawet stykał się z jakimiś osobami z kręgu ŻZW, ale to wszystko" - mówił Libionka.
Powodzenie konfabulacji Iwańskiego nie jest, zdaniem Libionki, przypadkowe i pokazuje pewien aspekt stosunku Polaków do historii Holokaustu. "Stosunek polskiego podziemia do powstania w warszawskim getcie można określić jako obojętny i po wojnie Iwański znakomicie wyczuł koniunkturę, zapotrzebowanie na narrację o polsko-żydowskim braterstwie. Z jego opowieści wynikało, że osobiście dostarczył do getta więcej broni niż AL, GL, AK razem wzięte, pomagał Żydom za darmo, w walce u ich boku stracił dwóch synów, brata i ojca. Zaufanie, z jakim jego opowieści przyjęli historycy pokazuje, jak bardzo potrzebna była taka postać Polaka pomagającego bojowcom z getta. Do dziś dnia w większości słowników i opracowań przy haśle o ŻZW powtarzane jest nazwisko Iwańskiego i bzdury, jakie opowiadał" - mówił Libionka.
Henryk Iwański zrobił ogromne wrażenie na Chai Lazar, izraelskiej dziennikarce, która w 1962 r. przyjechała do Warszawy szukać informacji o ŻZW. Uwierzyła w jego historię, opisała ją w książce, popularyzując w ten sposób jego postać. Konfabulacje Iwańskiego zaczęły żyć własnym życiem. W 1964 r. przyznano mu medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, odbierał go razem z Ireną Sendlerową i Władysławem Bartoszewskim. Bednarczyk również starał się o przyznanie mu medalu Sprawiedliwych, jednak bezskutecznie. Zajął się za to pisaniem książek i artykułów przedstawiających ogromną skalę pomocy udzielanej Żydom z warszawskiego getta przez Polaków, które publikował w kraju i za granicą.
Za właściwych przywódców ŻWZ, jak twierdzi Libionka, należy uznać Leona Rodala i Pawła Frenkla, co zgadza się z relacją Emmanuela Ringelbluma. Rodal (ur. 1913 w Kielcach), dziennikarz ("Moment", "Di Tat"), zginął prawdopodobnie 20 kwietnia 1943 r. Frenkel był przedwojennym działaczem Betaru w Warszawie, jak wynika z meldunków polskiego podziemia, zginął 19 czerwca 1943 r. w kamienicy przy Grzybowskiej 11. O postaci Mieczysława Apfelbauma inne źródła niż relacje Iwańskiego i Bednarczyka milczą. "Najprawdopodobniej taka osoba nigdy nie istniała. Została powołana do życia przez hochsztaplerów i blagierów, którzy wykorzystali luki w historii ŻZW dla własnych korzyści. Próbowali dodać sobie znaczenia i swoją role wyolbrzymiali. Trudno oprzeć się wrażeniu, że osoba i działalność Apfelbauma miały legitymizować bojowe zasługi członków samozwańczej +drużyny pierścienia+. Oni sami z kolei byli potrzebni dla dowiedzenia ogromu polskich zasług wobec Żydów. Taką rolę pełnią zresztą nadal. Historyczni przywódcy ŻZW jako
żydowscy nacjonaliści zupełnie się do propagandowego wykorzystania nie nadają. Apfelbaumowi można natomiast przypisać polski patriotyzm i noszenie biało-amarantowej opaski" - mówił Libionka. W 2004 roku prezydent Lech Kaczyński uczcił postać Mieczysława Apfelbauma nadaniem jego imienia jednemu ze skwerów na warszawskiej Woli.
Libionka podkreśla, że historia Żydowskiego Związku Wojskowego nadal podlega manipulacjom - w ostatnich latach w polskiej prawicowej publicystyce pełnią oni rolę prawicowych Żydów, tych "dobrych", w przeciwieństwie do lewicujących członków ŻOB. "W tych spekulacjach ginie prawdziwy sens wydarzeń sprzed 69 lat - samotnej walki Żydów z warszawskiego getta przeciwko nazistom" - podsumowuje Libionka.
Książka "Bohaterowie, hochsztaplerzy, opisywacze" Dariusza Libionki i Laurence'a Weinbauma ukazała się nakładem Stowarzyszenia Centrum Badań nad Zagładą Żydów. (PAP)
aszw/ abe/