Francuskie restrykcje wobec Romów z Bułgarii i Rumunii, uzasadniane walką z przestępczością, wywołały w czwartek odmienne reakcje: Sofia w pełni je akceptuje, Bukareszt krytykuje burzenie romskich obozowisk.
Rząd Bułgarii i oficjalni działacze społeczności romskiej w tym kraju wyrazili pełne poparcie dla zaostrzenia przez prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego francuskiej polityki wobec Romów, m.in. dla `deportacji do Bułgarii elementów przestępczych spośród ludności romskiej.
Wywołało to natychmiastową krytykę bułgarskich obrońców praw człowieka.
"Bułgaria i Rumunia dołożą wspólnie starań, aby repatriować Romów, którzy złamali prawo we Francji" - zapewnił na konferencji prasowej bułgarski minister spraw wewnętrznych Cwetan Cwetanow.
"Ludzie nie mają prawa nadużywać tradycyjnej francuskiej tolerancji w relacjach wieloetnicznych" - oświadczył lider bułgarskiej partii Euroroma, reprezentującej mniejszość romską, Cwetelin Kynczew. Opowiedział się zwłaszcza za wzmożeniem walki ze stręczycielstwem uprawianym przez niektórych Romów.
Tymczasem rumuński minister sprawiedliwości Catalin Marian Predoiu wezwał w czwartek Francję do "rzeczywistej współpracy" w rozwiązywaniu problemów dotyczących Romów, podkreślając, że rozwiązanie nie powinno polegać na "równaniu z ziemią za pomocą buldożerów" romskich obozowisk i "publicznym piętnowaniu Rumunii".
"Powinniśmy w sposób racjonalny podchodzić do kwestii bezpieczeństwa obywateli i poszanowania prawa" - podkreślił Predoiu.
Zapewnił jednocześnie o gotowości Bukaresztu do współpracy z francuskimi ekspertami nad ustawodawstwem oraz integracją i ochroną mniejszości romskiej "zgodnie z normami europejskimi".
"Rumunia - podkreślił - przestrzega ich od 1990 roku".
Komisja Europejska wyraziła w czwartek aprobatę dla decyzji rządu francuskiego, który postanowił nasilić akcję likwidowania nielegalnych romskich obozowisk i wydalania romskich elementów przestępczych do Bułgarii i Rumunii.(PAP)
ik/ mc/
6697535 6697222