Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Publikacja "Wprost" o Herbercie to manipulacja i kłamstwo

0
Podziel się:

Manipulacja, kłamstwo i poszukiwanie
sensacji - tak historycy Instytutu Pamięci Narodowej oceniają
publikację "Wprost", który twierdzi, że słynny poeta Zbigniew
Herbert był "cennym informatorem" SB. Krytyk literacki i znajomy
Zbigniewa Herberta, prof. Jacek Trznadel mówi zaś, że to niemożliwe.

Manipulacja, kłamstwo i poszukiwanie sensacji - tak historycy Instytutu Pamięci Narodowej oceniają publikację "Wprost", który twierdzi, że słynny poeta Zbigniew Herbert był "cennym informatorem" SB. Krytyk literacki i znajomy Zbigniewa Herberta, prof. Jacek Trznadel mówi zaś, że to niemożliwe.

Według "Wprost", kontakty Herberta z PRL-owską bezpieką trwały od 1967 do 1970 r. Jak zastrzega autor artykułu Jakub Urbański, poeta nigdy nie podpisał zobowiązania do współpracy, ale podczas spotkań z oficerami SB obszernie opowiadał o swoich kolegach z Radia Wolna Europa i paryskiej "Kultury".

Historyk IPN Małgorzata Ptasińska-Wójcik przypomniała, że akta SB dotyczące poety zostały opublikowane w ubiegłym roku i wyraziła zdziwienie, że "sprawa ta teraz wyszła". "Herbert nie donosił, nie był tajnym współpracownikiem - to jest nadinterpretacja i manipulacja tymi dokumentami" - powiedziała dr Ptasińska-Wójcik w TVN24.

"Były to spotkania, ale z punktu widzenia bezpieki one nic nie wnosiły, funkcjonariusze bezpieki byli rozczarowani rozmowami z Herbertem, który mówił o sprawach wydawniczych, o kontaktach, z kim się spotykał - to były sprawy naprawdę bardzo ogólne i nic nie wnoszące do sprawy" - podkreśliła. "Herbert nie powiedział nic nowego, posługiwał się wiedzą powszechnie znaną i dostępną" - dodała.

Historyk czasów PRL z IPN Grzegorz Majchrzak, który zna akta SB dotyczące Herberta ocenił publikację tygodnika jako "poszukiwanie sensacji".

"Nie wiem dlaczego autor artykułu we +Wprost+ doszedł do takich wniosków, bo tłumaczyłem mu, że Herberta nie można uznawać za agenta; zwłaszcza że sama SB go tak nie traktowała" - powiedział PAP Majchrzak. "Herbert podjął pewną grę z bezpieką, z której wyszedł zwycięsko, choć nie bez szwanku, o czym świadczy choćby artykuł +Wprost+" - dodał.

Majchrzak zwrócił uwagę, że Herbert nie dopełnił jednego z podstawowych warunków współpracy z SB, jakim była jej tajność - bo opowiadał znajomym o rozmowach z SB. Podkreślił, że był on wprawdzie typowany na agenta, ale sama SB z tego zrezygnowała. Przeciwstawił się też sugestii "Wprost", że Herbert współpracował "żeby mieć paszport".

Dodał, że Herbert dostał - pośmiertnie - status osoby pokrzywdzonej (że był inwigilowany w PRL, a nie był agentem - PAP).

Doradca prezesa IPN Antoni Dudek powiedział z kolei, że publikacja "Wprost" to "kolejny przykład, iż nigdy nie będzie pełnej zgodności co do interpretacji akt SB". "Każdy musi sam to rozstrzygać" - dodał. Spytany, czy w sprawie bardziej wierzy "Wprost", czy historykom IPN, odparł: "Mam zaufanie do historyków Instytutu".

Również literaturoznawca, krytyk literacki i znajomy Zbigniewa Herberta, prof. Jacek Trznadel uważa, że doniesienia o tajnej współpracy Zbigniewa Herberta z SB są nieprawdopodobne i zupełnie niemożliwe. Zdaniem prof. Trznadla, Herbert był wzywany przez SB na rozmowy, ale "nigdy by nie powiedział rzeczy, która była tajna i do uszu SB nie powinna była trafić".

"Jeżeli Herbert podczas tych rozmów coś mógł powiedzieć, to na pewno nie były to żadne cenne informacje. Jeżeli np. powiedział, że zna kogoś, to wszyscy o tym wiedzieli, nie była to tajemnica" - podkreślił.

Prof. Trznadel uważa też, że w Polsce "zaczęła się pewna epoka, jeżeli chodzi o tzw. problem lustracji". W jego opinii "ze świadomą chęcią albo podświadomie ulega się pewnej tendencji, żeby pokazać, że właściwie wszyscy byli w jakichś kontaktach ze służbą".

Jak napisał tygodnik, z dokumentów IPN jednoznacznie wynika, że Herbert miał świadomość, iż przekazane przez niego informacje posłużą do rozpracowania środowisk polskiej emigracji. "Dla SB był niezwykle cennym źródłem, bo przed Herbertem otwierały się drzwi każdego polskiego domu we Francji czy Niemczech. Znał wszystkie ważne osoby, które pozostawały poza krajem. Spotykał się z nimi i dużo rozmawiał, a potem swoją wiedzą dzielił się z funkcjonariuszami peerelowskich tajnych służb. Zawsze odmawiał przyjęcia pieniędzy. Robił to dlatego, żeby mieć paszport i możliwość poruszania się po Europie" - utrzymuje "Wprost".(PAP)

js/ tot/ malk/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)