Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Roszczenie wobec Parysa rozszerzone o prawie 25 tys. zł

0
Podziel się:

Prawnicy Fundacji Polsko-Niemieckie
Pojednanie rozszerzyli cywilny pozew przeciw byłemu wiceprezesowi
Fundacji Janowi Parysowi o zwrot nienależnych premii o blisko 25
tys. zł. Oprócz 105 tys. premii kwartalnych chcą zwrotu
wypłaconych Parysowi premii rocznych.

Prawnicy Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie rozszerzyli cywilny pozew przeciw byłemu wiceprezesowi Fundacji Janowi Parysowi o zwrot nienależnych premii o blisko 25 tys. zł. Oprócz 105 tys. premii kwartalnych chcą zwrotu wypłaconych Parysowi premii rocznych.

Fundacja na drodze sądowej domaga się zwrotu bezprawnie pobranych w latach 1998-2000 ponad 400 tys. zł nagród od dawnych członków jej zarządu, oskarżonych już za to przez prokuraturę. Sprawy z powództwa Fundacji wobec jej b. szefa Jacka Turczyńskiego oraz członków zarządu Jacka Pająka, Parysa i Andrzeja Tłomackiego toczą się w wydziale pracy warszawskiego sądu.

W piątek Sąd Okręgowy w Warszawie, który rozpatruje pozew Fundacji przeciw Parysowi, przesłuchał przewodniczącego rady fundacji Adama Deca. Zeznał on, że w fundacji były dwie osobne pule środków przekazywane przez stronę niemiecką - na wypłatę świadczeń dla poszkodowanych i na administrowanie funduszem. Z części na administrowanie opłacane były wszelkie koszty funkcjonowania Fundacji, m.in. wysyłka zawiadomień do beneficjentów, wynajem budynków, komputery, wynagrodzenia pracowników i zarządu.

"Te dwie kwoty nie mogły się przenikać, były oddzielnie rozliczane" - zaznaczył. Nie było też możliwości przelania zaoszczędzonych pieniędzy do części, z której były wypłacane świadczenia. "Dlatego ówczesne publikacje prasowe były nieprawdziwe, bo wypłata premii nie zmniejszała środków na świadczenia dla beneficjentów" - dodał.

Dec zeznał, że nie wiedział, jakie były zasady wynagradzania zarządu i pracowników fundacji, czy był w tej sprawie jakiś regulamin. W 2003 r., gdy przygotowywał się do konferencji prasowej Fundacji, widział kserokopie pism ówczesnego ministra skarbu Emila Wąsacza, dotyczące wynagradzania członków zarządu Fundacji. "Wynikało z nich, że członkowie zarządu pobierają wynagrodzenie obliczane jako wielokrotność wynagrodzenia w przedsiębiorstwach państwowych" - dodał.

Świadek powiedział, że rada zatwierdzała co roku sprawozdanie finansowe zarządu, które wcześniej było badane przez wskazanego przez prezydium rady fundacji biegłego rewidenta. "Nie było w historii fundacji przypadków, by sprawozdanie nie było przyjęte" - dodał. "Przyjęcie sprawozdania było w dorozumiany sposób traktowane jako skwitowanie zarządu" - zaznaczył.

Pytany przez reprezentującego Parysa mec. Bonifacego Bąka, Dec zeznał, że rada co roku zatwierdzała preliminarz wydatków administracyjnych, w tym pulę środków na wynagrodzenia. Przyznał, że rewidenci nigdy nie wskazywali, że wypłaty nagród dla zarządu są nieprawidłowe. O tym, że tak jest dowiedział się po upublicznieniu informacji z raportu NIK, potem zarząd przedstawił radzie informację o wystąpieniu o zwrot wypłaconych członkom zarządu premii.

Zaznaczył, że Fundacja żadnych dotacji z polskiego budżetu nigdy nie otrzymała, wszystkie środki pochodziły najpierw od strony niemieckiej, potem jeszcze od austriackiej.

Pytany przez Bąka Dec przyznał, że na zakończenie pracy wystawił Parysowi dobrą opinię. "Konkretnie chodziło o trafne i korzystne dla fundacji lokaty kapitałowe, z których odsetki posłużyły do wypłaty świadczeń - za zgodą strony niemieckiej - takim kategoriom osób, których nie objęła pierwotna umowa z Niemcami, m.in. dzieciom pracującym w miejscu zamieszkania, powstańcom warszawskim" - powiedział.

Parys nie chciał komentować piątkowej rozprawy. Powiedział, że zajmuje się biznesem i nie zamierza wracać do polityki. Proszony o komentarz do wypowiedzi obecnego wiceministra obrony Antoniego Macierewicza na temat byłych ministrów spraw zagranicznych, powiedział, że rozumie ją jako zarzut współpracy ze służbami specjalnymi PRL, które pracowały dla Moskwy.

Nieprawidłowości w działalności Fundacji wykazała w 2003 r. Najwyższa Izba Kontroli, która ustaliła, że członkowie zarządu pobrali niezgodnie z prawem ponad 400 tys. zł premii kwartalnych, które sami sobie przyznali. Turczyński pobrał 83 tys., Pająk 104 tys., Parys 105 tys., a sekretarz zarządu Tłomacki 105 tys. NIK zaleciła, by pieniądze oddano.

Sprawa wywołała wówczas wiele kontrowersji oraz protesty środowisk kombatanckich. Parys zwracał uwagę na "rentowność Fundacji i sprawne zarządzanie jej środkami". Podkreślał, że premie spowodowały, iż "o połowę wzrosła efektywność pracy członków zarządu".

W 2003 r. wszyscy zostali odwołani, a nowy prezes Fundacji Jerzy Sułek wystąpił do sądu o zwrot pieniędzy. Sąd uchylił uchwałę zarządu Fundacji przyznającą premie. W 2005 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał zaś, że premie pobrano bezprawnie. Ok. 30 tys. zwrócił dotychczas tylko Tłomacki.

Niezależnie od rozstrzygnięć w sądzie pracy, były zarząd ma sprawę karną za przekroczenia uprawnień oraz niedopełnienie obowiązków dla osiągnięcia osobistych korzyści. Grozi im do 8 lat więzienia.

Statut Fundacji nie przewidywał przyznawania premii członkom zarządu. Prokuratura oparła swe ustalenia m.in. na opinii ministerstwa skarbu, że nastąpiło "obejście prawa", na raporcie NIK oraz na prawomocnym orzeczeniu sądu, który nagrody uznał za bezprawne.

Kolejna rozprawa - dopiero w grudniu. (PAP)

ago/ jra/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)