Prezydent USA George W. Bush osobiście zapewnił w poniedziałek premiera Nuriego al-Malikiego, że nie zamierza wycofywać swych wojsk z Iraku. Powiedział mu też, by nie przejmował się pogłoskami, że Waszyngton wyznaczy rządowi Iraku jakiś nieprzekraczalny termin przywrócenia spokoju.
Bush przyrzekł to w trakcie 15-minutowej rozmowy telefonicznej z Malikim, który powiedział prezydentowi, że niepokoi się, ponieważ słyszał, iż USA mają dać mu dwa miesiące na przejęcie od Amerykanów odpowiedzialności za bezpieczeństwo Iraku.
"[Maliki] powiedział, że pogłoski mogą niekiedy podkopać zaufanie do rządu i uniemożliwić mu podjęcie skutecznych działań w walce z terroryzmem - relacjonował przebieg rozmowy rzecznik Białego Domu Tony Snow. - Prezydent powiedział zaś: +Proszę się nie martwić, ma pan nadal nasze pełne poparcie".
Snow dodał, że nie wie dokładnie, jakie jest źródło tych pogłosek. Powiedział też, że w rozmowie z Malikim prezydent USA do niczego nie ponaglał.
Fala przemocy w Iraku nie słabnie. Ofiarą fanatyków sunnickich i szyickich pada każdego dnia około 100 Irakijczyków. W ostatnich tygodniach wzrosły także straty Amerykanów: od początku października zginęło przeszło 50 żołnierzy USA. Amerykanie walczą na dwa fronty z sunnickimi partyzantami i dżihadystami oraz z szyickimi bojówkarzami.
Trzy tygodnie przed wyborami do Kongresu USA coraz więcej zasiadających w nim polityków wzywa do zmiany strategii w Iraku. W niedzielę wieczorem uczynili to dwaj czołowi senatorzy Partii Republikańskiej, Chuck Hagel i John Warner.
Hagel powiedział w telewizji CNN, że "naród amerykański nie zamierza nadal popierać i utrzymywać polityki, za której sprawą żołnierze USA znaleźli się pośrodku wojny domowej".
Warner, przewodniczący senackiej Komisji Sił Zbrojnych, potwierdził w programie telewizji CBS, że chce, by rozważyć zmianę polityki, jeśli rząd iracki nie powściągnie przemocy w ciągu najbliższych dwóch - trzech miesięcy. Żądanie takie wysunął po raz pierwszy 6 października po powrocie z wizyty w Iraku. (PAP)
xp/ ap/
5097