W środę 23 stycznia warszawski sąd okręgowy wyda wyrok w procesie o zabójstwo sprzed ponad 22 lat.
Oskarżony Maciej K. został zatrzymany w 2006 roku za prowadzenie pojazdu po pijanemu; badanie jego linii papilarnych pozwoliło prokuraturze powiązać go z zabójstwem dokonanym w latach 80. XX w.
W poniedziałek sąd wysłuchał mów końcowych w sprawie, a także zeznań biegłej psycholog. Prokurator domaga się dla oskarżonego kary 15 lat więzienia, zdaniem obrony zdarzenie należy zakwalifikować jako obronę konieczną.
Do zdarzenia doszło w sierpniu 1985 roku w Warszawie. Wówczas w swoim domu ugodzony został nożem Edward R., który zmarł po przybyciu pogotowia. Milicję wezwała, nieżyjąca już, matka ofiary, która także była w domu w momencie tragedii.
Jak wówczas wyjaśniała matka, Edward R. przyszedł do domu późnym wieczorem z nieznanym kolegą, po pewnym czasie kolega wybiegł z mieszkania, a syn leżał w swoim pokoju ugodzony nożem w klatkę piersiową. Ówczesne śledztwo, mimo publikacji w prasie i w telewizji portretu pamięciowego sprawcy, nie przyniosło efektów.
Według wersji oskarżonego - obecnie ma 44 lata - do spotkania z Edwardem R. doszło przypadkowo na ulicy. Ten zaprosił go do domu pod pretekstem pożyczenia płyt z muzyką i poczęstunku alkoholowego. Gdy jednak Maciej K. chciał wyjść, Edward R. miał zastąpić mu drogę i grozić kuchennym nożem, a także nakazać rozebranie się. Potem miała się wywiązać chaotyczna szarpanina, w której Edward R. został przypadkowo ugodzony.
Zdaniem prokuratury wyjaśnienia Macieja K. są przyjętą przez niego linią obrony. W opinii oskarżyciela Maciej K. miał możliwość innego zachowania się - jako silniejszy mógł odepchnąć Edwarda R. lub zaalarmować znajdującą się również wtedy w mieszkaniu matkę ofiary. Ponadto, według prokuratury, opinia psycholog dowodzi, że oskarżony był osobą poczytalną, która zdawała sobie sprawę z konsekwencji zadania ciosu nożem.
Obrońca Macieja K., mec. Tadeusz Wolfowicz argumentował jednak, że gdyby nie wyjaśnienia Macieja K., to trudno byłoby go powiązać z całym zdarzeniem. "Linie papilarne pozwoliły ustalić, że oskarżony był w domu ofiary, ale jednoznaczne potwierdzenie, że obecny był w krytycznym momencie, uzyskane zostało dzięki jego wyjaśnieniom" - mówił Wolfowicz.
Dodał, że z materiału dowodowego nie wynika, że Maciej K. wiedział, iż w mieszkaniu jest jeszcze matka Edwarda R. Oskarżony, zdaniem obrońcy, nie zdawał sobie także sprawy z homoseksualnych skłonności ofiary.
"Moralnie można surowo osądzić oskarżonego, który szczelnie izolował się później od wiedzy o dalszych losach człowieka, z którym miał tak dramatyczny kontakt" - mówił Wolfowicz. Ale - jak podkreślił - działanie Macieja K. nie przekraczało granic obrony koniecznej i było "walką o życie i zdrowie".
Jego zdaniem "odrzucenie cechy wiarygodności wyjaśnień oskarżonego wydaje się prawie niemożliwe".
Maciej K. w ostatnim słowie poprosił sąd o wyrok uniewinniający. (PAP)
mja/ pz/ gma/