Szanowny Panie Ministrze
nie mam prawa jazdy, w moim gospodarstwie domowym nie ma samochodu, ale mam własne zdanie.
taki w sumie podatek od OC czy danina byłaby w sumie ryczałtowo pobierana od wszystkich objętych OC. każdy ryczałt jest niesprawiedliwy i przede wszystkim nieekonomiczny, bo całkowicie rozrywa powiązanie strumieni pieniężnych czyli finansowego plusa od minusa w zdarzeniu gospodarczym jakim jest leczenie ofiary wypadku. nigdy się to Panu w ten sposób nie zbilansuje na 0. całkowity brak racjonalności zarządzania.
osobiście proponuję obciążanie sprawcy wypadku [rowerzystów i pieszych też] kosztami leczenia ofiar i wprowadzenie nowego dobrowolnego ubezpieczenia - na ryzyko wystąpienia takich kosztów. wtedy kierowca, który myśli perspektywicznie i będzie go stac ubezpieczy się od tych kosztów, a pozostali [w tym ci, których nie stac] niech po prostu ostrożniej jeżdżą i byc może zaczną, bo w końcu będą mieli ku temu motywację finansową, a to na większośc polskiego społeczeństwa działa najlepiej.
każdej rodzinie dotkniętej śmiercią wskutek wypadku drogowego pragnę doradzic bądź je poprosic, aby już kiedy będą psychicznie w stanie walczyc wystąpiły na drogę sądową o zadoścuczynienie od sprawcy np. w wysokości dochodów osoby zmarłej w okresie, jakiego już niestety nie przepracuje. tak dla przykładu, żeby Polacy byli ostrożniejsi, lepiej zmotywowani do tego, żeby wszyscy uczestnicy ruchu drogowego przeżyli.
a wracając do kosztów leczenia ofiar wypadków - to tak jakby szukac pieniędzy na ugaszenie pożaru i odbudowę domu. zapobiegac, nie leczyc.
zatem Szanowny Panie Ministrze motywujmy Polaków do bezpieczeństwa w ruchu drogowym lepiej niż do tej pory, a koszty leczenia same spadną. reklamy społeczne nie sprawdziły się, skoro po kilku latach ich funkcjonowania nagle NFZ jest niewydolny w tym obszarze. wnioskuję, że to liczba ofiar wzrosła i koszty leczenia, a nie niewydolnośc NFZ... wiec trzeba Polaków lepiej zmotywowac, czyli chyba tylko finansowo - widmem sankcji.
a poza tym jak to jest, że co miesiąc płacę ponad 100 zł na zdrowotne, a publiczna służba zdrowia jest niewydolna wobec moich schorzeń i średnio w miesiącu muszę wydac minimum drugie tyle w prywatnych gabinetach? nie dlatego, że nie ma numerków albo ja jestem nieciepliwa - 5 lekarzy po prostu błądzi przez 8 czy 10 lat hen daleko od właściwej diagnozy, a w gabinecie prywatnym ona pada w 5 minut i jest prawidłowa, skoro podjęte leczenie po latach udręki w końcu przynosi efekty. jak to jest Panie Ministrze, że w prywatnym gabinecie na USG tarczycy widac wyraźnie 2 razy więcej zmian niż w gabinecie NFZ? jak to jest, że podczas takiego badania w gabinecie NFZ nie ocenia się węzłów chłonnych, a w prywatnym tak? jeżeli tak samo wygląda leczenie ofiar wypadków jak mojej nieszczęsnej tarczycy to w sumie... za niedoprane pranie nie zapłaci Pan w pralni czyż nie? może koszty opieki zdrowotnej są tak wysokie, bo we wszystkich przewlekłych chorobach i schorzeniach lekarze błądzą latami wokół właściwej diagnozy i tym samym leczenia? i pacjenci wracają jak bumerangi na kolejne wizyty i po kolejne refundowane leki niewłaściwie dobrane chocby dawką? a cóż dopiero po urazach, np. wypadkach drogowych... może to niemoc systemu jednak a nie brak pieniędzy w tym na leczenie ofiar wypadków... może definiowanie problemów systemu opieki zdrowotnej należałoby skoncentrowac na kliencie/pacjencie i jego opinii, jak to robią wielkie koncerny światowe, które w gospodarkach rynkowych zarabiają miliardy wszelkich walut?
no i może uwolnic rynek usług medycznych i przywrócic odliczenie do dochodów wydatków zdrowotnych dla wszystkich oPITowanych? wtedy z rynku wypadną lekarze błądzący wokół diagnoz i niech sobie emigrują, gdzie chcą, a dobrzy zostaną, bo nie będą mieli żadnej motywacji do emigracji, i będą zarabiac normalne pieniądze, bo przecież są dobrzy lekarze w Polsce, wiem, bo miałam zaszczyt i przyjemnośc byc przez nich leczona.
jak mówili moi profesorowie ekonomii, zarządzania i marketingu - rynek uzdrowi każdy proces, w którym występuje jakakolwiek wartośc...