W nieco ponad miesiąc ceny akcji największych spółek z warszawskiej giełdy spadły o blisko 30 proc. Jeszcze więcej na wartości straciły banki takie jak PKO BP, Pekao, Santander czy Alior Bank. W tym samym czasie prawie o 60 proc. spadły notowania największego producenta obuwia (CCC).
To tylko przykłady pokazujące, jak duże zamieszanie na giełdzie wywołała epidemia koronawirusa, a dokładniej spodziewane przez inwestorów jej fatalne konsekwencje gospodarcze.
Warto podkreślić, że za szybko zmieniającymi się cyferkami na ekranach maklerów giełdowych często stoją realne dramaty zwykłych ludzi, którzy chcieli poczuć się jak rekiny finansjery z Wall Street i stracili mnóstwo pieniędzy. Niestety trafili na zły czas.
Czy to oznacza, że inwestowanie na giełdzie nie ma w tej chwili żadnego sensu? Co z pieniędzmi przyszłych emerytów, które są ulokowane na giełdzie przez OFE czy PPK? Co mają zrobić wszyscy ci, którzy długoterminowo oszczędzają, odkładając pieniądze do funduszy inwestycyjnych?
Kryzys to nie koniec świata
Ekonomiści PKO BP uspokajają i wskazują, że "inwestowanie to maraton, a nie sprint". Sugerują, że mądrze rozkładając siły, można dobiec do mety i osiągnąć sukces na giełdzie. Bez względu na kryzysy, które pojawiają się po drodze.
Jak to się przekłada na inwestycje? Radzą inwestować regularnie, mniejsze kwoty i przestrzegają, że trzeba być cierpliwym. "Nie oczekuj, że kupisz idealnie na rynkowym dołku i zaczniesz od razu zarabiać. Licz się z tym, że przyjdzie ci na to poczekać kilka lat".
Historia i przykłady największych inwestorów z Wall Street pokazują, że nie są to tylko slogany. Tego typu przypadkiem jest Warren Buffett. Amerykański ekonomista i inwestor giełdowy, nazywany "wyrocznią z Omaha", mawiał: "bądź chciwy, gdy inni się boją, bój się, gdy inni są chciwi". Sugerował, że gdy wszyscy sprzedają akcje, warto kupić udziały w najsilniejszych spółkach, bo gdy kryzys się skończy, ich wartość mocno wzrośnie.
Czytaj więcej: Koronawirus. Francja gotowa do nacjonalizacji firm
Indeks VIX, obrazujący poziom strachu wśród inwestorów, dekadę temu podczas kryzysu finansowego osiągał szczyt mniej więcej w momencie, w którym notowania akcji na warszawskiej giełdzie były w dołku. Kupując wtedy akcje i czekając kilka lat, można było zarobić fortunę. Teraz indeks VIX przyjmuje podobną wartość.
Głębokie spadki na giełdzie dla posiadaczy akcji oznaczają straty. Dla tych, którzy ich nie mają, mogą oznaczać okazję, żeby je kupić w "promocyjnej cenie".
Ekonomiści PKO BP zwracają uwagę, że nawet po spadkach na akcjach rzędu kilkudziesięciu procent, następują później większe procentowo odbicia. Historia GPW pokazuje, że największe bessy były początkiem dla największych hoss.
Giełda to emocje
Eksperci tłumaczą, że rynkami finansowymi w dużej mierze rządzą emocje. W tej chwili możemy być już w fazie strachu. Na tym etapie inwestorzy pozbywają się akcji za wszelką cenę, bez względu na informacje ze spółek czy otoczenia rynku kapitałowego.
Po niej zazwyczaj następuje faza niewiary. Rozpoczyna się, gdy najlepiej zorientowani inwestorzy zaczynają kupować akcje, gdyż według nich wszelkie niekorzystne wiadomości zostały już uwzględnione przez rynek. Następnie coraz więcej inwestorów kupuje akcje, głównie na skutek lepszych informacji i tak z czasem rynek wraca na szczyty.
Nawet jeśli negatywny wpływ koronawirusa jeszcze da się we znaki posiadaczom akcji, warto pamiętać, że panika jest najgorszym doradcą i trzeba trzymać nerwy na wodzy, pamiętając o podstawowych zasadach inwestowania na giełdzie. Jeśli przetrwamy ten czas, będzie można myśleć o zyskach.
Należy też pamiętać, że giełda nie jest dla wszystkich, a środki, które na nią dajemy, nie mogą być podstawowymi funduszami, z jakich żyjemy na co dzień. Wtedy jest łatwiej pogodzić się z przejściowymi stratami, żeby dać sobie szansę na to, by móc je później odrobić, nawet z nawiązką.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie