Zasada jaka panuje na rynkach jest mniej więcej taka, że jeżeli indeksy nie mają siły się korekcyjnie odbić, to z dużym prawdopodobieństwem spadną. Wczoraj obserwowaliśmy właśnie takie spadki, których wymowa pozytywna zgoła nie jest.
A miało być tak pięknie, można by rzec. Konferencja na GPW i premier głoszący sukces gospodarczy Polski. PKB w zeszłym roku zwiększyło się minimalnie więcej niż tego oczekiwano - o 1,7 proc. Co jednak ważniejsze to struktura owego wzrostu była zaskakująco dobra. Przykładowo inwestycje spałby zaledwie o 0,3 proc. Widać, że inwestycje infrastrukturalne finansowane środkami unijnymi stabilizują sytuację w naszym kraju.
Wpływ publikacji na rynek był jednak znikomy. Owszem indeksy rosły, ale było to pochodną dobrej końcówki notowań na Wall Street w środę. Dane były jedynie lekko pozytywne dla złotego, ale potem, gdy tylko nastroje się popsuły, obraz się zmienił. Z wysokim otwarciem już często tak jest, że trudno je utrzymać, a szczególnie teraz, gdy byki nie kwapią się zbytnio do obrony rynku. Skoro będzie można kupić taniej, to po co się teraz silić?
Popołudnie to pasmo spadków, których zaprzestać nie mogły publikowane dane. Tragiczne one nie były, ale inwestorzy nie przyjęli je zbyt dobrze. Liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych wyniosła 470 tys. wobec oczekiwań na poziomie 450 tys. Podobnie negatywnie zaskoczyła dynamika zamówień na dobra trwałego użytku, które zamiast wzrosnąć o 2 proc., zwiększyły się jedynie o 0,3 proc. Jedynie publikacja bez środków transportu była lepsza, ale rynek zbytnio się tym nie przejął.
Ostatecznie notowania zakończyły się w obszarze czerwonym i stanęliśmy na linii trendu wzrostowego. Niedźwiedziom już wiele nie trzeba by rozpocząć kolejną falę wyprzedaży. Okolice 2300 punktów powinny być kolejnym przystankiem na drodze w kierunku południowym.
Na Wall Street początek był fatalny. Dane nie pomagały, a informacje ze spółek pogrążyły sektor technologiczny, który praktycznie cały czas przewodził zeszłorocznym wzrostom. Inwestorzy źle przyjęli informacje Qualcomm (największy producent procesorów do telefonów komórkowych) o obniżeniu prognozy sprzedaży na 2010 rok. Słowa prezesa mówiącego o „stonowanym" ożywieniu wyjątkowo się nie spodobały. Akcje spadły o 14 proc., gdyż powszechnie uważano, że wyniki spółek czeka ożywienie w kształcie litery V.
Rynek w swoich spadkach bardzo się rozpędził. Padło wsparcie techniczne na poziomie 1086 pkt. , dzięki czemu droga ku większym zniżkom stoi otworem. Jedynie sama końcówka daje promyk nadziei, że wyrok dla byków nie musi nastąpić od razu. Może to oczekiwanie na głosowanie w senacie nad druga kadencją szefa Fedu wsparło notowania. Rzeczywiście został on powtórnie wybrany przy stosunku głosów 77 - 23. Ostatecznie zmniejszono spadki do około 1 proc na minusie.