Indeks giełdowy WIG-Banki jest jednym z najmocniejszych podczas środowej sesji na warszawskim parkiecie. Inwestorzy w większości są w dobrych nastrojach.
Ma to związek z frankowiczami i kolejnym odroczeniem wyroku Sądu Najwyższego. Miał on zostać ogłoszony w środę, ale wieczorem okazało się, że sędziowie potrzebują więcej czasu do namysłu i zebranie opinii takich instytucji jak NBP czy KNF.
Na pozytywne rozstrzygnięcia liczyli m.in. frankowicze, którzy mogliby otrzymać mocny argument w sądowych sporach z bankami. Nie dostali go i widać, że ulgę poczuli posiadacze akcji banków. Niekorzystny dla instytucji finansowych wyrok mógł skutkować spadkami notowań na giełdzie.
Zamiast tego w środę od rana obserwujemy głównie wzrosty cen akcji. Najwięcej zyskują przed południem Millennium i mBank, które są blisko 5 proc. na plusie. Solidny, ponad 1-procentowy, wzrost notuje też Pekao. Wyceny reszty banków wychodzą mniej więcej na zero.
Na szczególną uwagę zasługują akcje mBanku, które tak drogie jak teraz nie były od marca 2020 roku, czyli od silnego zjazdu związanego z wybuchem pandemii. Od dołka z końcówki października, gdy akcje potaniały w okolice 115 zł, zdrożały o blisko 150 proc.
Wyjątkiem jest Bank Ochrony Środowiska (BOŚ), którego akcje tanieją w środę około 6 proc., ale może to wynikach z najnowszych komunikatów zarządu dotyczących wyników za pierwszy kwartał i rozwiązania umowy kredytowej przez jedną ze spółek giełdowych.
Warto zauważyć, że podczas wtorkowej sesji dominowały dużo gorsze nastroje na rynku. Akcje większości banków były długi czas od 1 do 3 proc. pod kreską.
Teraz inwestorzy z GPW mają chwilę spokoju. Nie ustalono, kiedy Sąd Najwyższy ponownie zajmie się sprawą, ale będzie to zależeć od czasu, w którym do sądu wpłyną opinie wskazanych instytucji. A mają one 30 dni na odpowiedź.
Czarne chmury nie zniknęły
Warto też zauważyć, że reakcja giełdy nie jest teraz tak euforyczna, jak po ostatnim wyroku TSUE w sprawie frankowej. Ciągle bowiem czarne chmury wiszą nad bankami. Czego można oczekiwać? Jest sporo niewiadomych.
- Sąd Najwyższy nie jest jednomyślny, boi się konsekwencji własnych wyroków. Na przestrzeni dwóch lat wydawał rozbieżne orzeczenia za każdym razem wypowiadając się ogólnikowo - wskazuje Konrad Wilijewicz, radca prawny i ekspert ds. kredytów frankowych.
- Raz szala zwycięstwa przechylała się na stronę banków, raz na stronę kredytobiorców. Zwykłe sądy wstrzymywały się z rozstrzygnięciami w oczekiwaniu na jednolite i konkretne orzeczenie tego najważniejszego z sądów w Polsce - wskazuje.
Przypomina, że ostateczna uchwała miała zostać ogłoszona już 25 marca. Termin został jednak przesunięty na 13 kwietnia, a następnie na 11 maja.
- Rozstrzygająca bitwa miała odbyć się w dniu 11 maja 2021. Nie odbyła się. Zgodnie z informacją prasową budynek SN został ewakuowany z powodu informacji o podłożeniu bomby. Czyżby "wojna dywersyjna" nadal trwała? - zastanawia się Wilijewicz.
- W mojej ocenie nie budzi wątpliwości, że racja w tym konflikcie co do zasady stoi po stronie frankowiczów, jednak problematyka jest złożona - przyznaje.
Ekspert zauważa przy tym, że banki nie dają za wygraną, wywołują presję na sądy i opinię społeczną i wykorzystują wszelkie możliwości prawne by bronić swoich racji. Sugeruje, że dopóki nie zapadną ostateczne rozstrzygnięcia na poziomie Sądu Najwyższego frankowicze powinni walczyć o swoje prawa korzystając z pomocy właściwie reprezentujących ich interesy kancelarii prawnych.