O ile inwestorzy przyzwyczaili się już do zaostrzonych środków ostrożności w krajach azjatyckich, to sytuacja w Europie budzi ich obawy. Dodatkowo, pojawiają się spekulacje na temat możliwego rozprzestrzenienia się koronawirusa w Stanach Zjednoczonych. Strach na rynkach utrzymuje się nawet pomimo uspokajającego tonu Donalda Trumpa, który przekonywał Amerykanów w środę, że zagrożenie ze strony wirusa pozostaje niskie.
Inwestorom na rynku ropy naftowej kwestia koronawirusa działa jednak na wyobraźnię, ponieważ łączy się ona z możliwością ograniczeń w handlu i transporcie. To oznacza z kolei rosnące prawdopodobieństwo osłabiania się popytu na ropę naftową. Najnowsze prognozy prezentują coraz bardziej pesymistyczne podejście w tej kwestii: firma konsultingowa z branży energetycznej, Facts Global Energy, szacuje tegoroczny wzrost popytu na ropę naftową na około 60 tys. baryłek dziennie, co jest rozczarowującym wynikiem na tle prognoz sprzed paru miesięcy.
Pesymizm wśród inwestorów odbija się wyraźnie na cenach ropy naftowej, które zanotowały w ostatnich dniach istotne zniżki. Notowania amerykańskiej ropy WTI spadły poniżej 48 USD za baryłkę, co jest najniższym poziomem od końcówki 2018 roku. Nie lepiej wygląda sytuacja na wykresie cen ropy Brent, gdzie notowania zniżkowały do okolic 52 USD za baryłkę, czyli również najniższych poziomów od grudnia 2018 r.
W obecnej sytuacji inwestorzy na rynku ropy naftowej tym bardziej wyczekują spotkania OPEC+, które zaplanowane jest na 5-6 marca. Istnieje szansa, że państwa, które podpisały porozumienie handlowe, zdecydują się na przedłużenie obowiązywania limitów produkcji ropy naftowej, a nawet na dalsze cięcia wydobycia; a to mogłoby wesprzeć kupujących na tym rynku.
Paweł Grubiak - prezes zarządu, doradca inwestycyjny w Superfund TFI