Rosja chwali się, że piąta część surowców energetycznych dotąd wysyłanych do Europu udało się już przekierować na rynki Azji. Nie ujawnia jednak wielkości słanych wolumenów - pisze "Rzeczpospolita".
Wicepremier Aleksandr Nowak z zadowoleniem patrzy na zmianę przepływów ropy i gazu.
Te surowce energetyczne, które były wcześniej wysyłane były do Europy, zostały w dużej mierze przekierowane na nowe rynki. Jeśli mówimy na przykład o ropie, to na inne rynki przekierowaliśmy około 20 proc. wielkości, które były wcześniej dostarczane do Europy. Są to Indie, Chiny, inne kraje azjatyckie – mówił w środę.
Wyjawił jedynie, że ubiegłoroczne dostawy gazu do Chin wzrosły o około 50 proc. To jednak nie jest zaskoczenie. Indie i Chiny są głównymi importerami rosyjskich surowców. Kupują je jednak po duże przecenie, którą Putin zaoferował "państwom przyjaznym" po pierwszych sankcjach wprowadzonych przez Europę.
Niewygodne fakty
Według szacunków Polskiego Instytutu Ekonomicznego oraz Centre for Research on Energy and Clean Air, Rosja w ich wyniku traci od 127 mln dol. do 160 mln dol. dziennie.
Kreml przemilcza niewygodny fakt, że przekierowanie surowców do Azji jest kosztowne, nie tylko przez logistykę, dłuższe, a więc droższe trasy transportu, ale i mniej opłacalne przez oferowaną zniżkę.
Jak wyjaśnia "Rz", aby wejść na ciasny azjatycki rynek Rosja musiała zejść z ceny. Ten bowiem od lat rynek jest już podzielony między Australię, Indonezję, USA czy Malezję