Za nami kolejny dzień spadków cen akcji na amerykańskiej giełdzie. Były one spowodowane głównie zwiększoną presją polityczną, po groźbach ze strony Korei Północnej i ostrej odpowiedzi USA. Inwestorzy śledzą wypowiedzi przedstawicieli amerykańskiej Rezerwy Federalnej oraz dane gospodarcze.
Na rynkach wciąż utrzymuje się podwyższona niechęć do podejmowania ryzyka. Jest wywołana eskalacją napięcia między Stanami Zjednoczonymi a Koreą Północną. Oba kraje kierują od kilku dni pod swoim adresem groźby. Napięcie pozostaje jednak na razie w sferze retoryki.
Całkiem realne są straty inwestorów giełdowych. Indeks S&P500, grupujący pół tysiąca najważniejszych spółek z USA, stracił na wartości w czwartek 1,45 proc. W ostatnich tygodniach i miesiącach nie często ruchy na akcjach były w podobnej skali. Co więcej, równie mocnych spadków nie było od blisko 3 miesięcy.
Nieco lepiej wypadł indeks Dow Jones Industrial, którego notowania spadły o 0,94 proc. Fatalny dzień mają za sobą głównie technologiczne spółki z Nasdaq Comp., który stracił 2,13 proc.
W czwartek po południu w centrum uwagi rynków znalazła się wypowiedź Williama Dudleya, prezesa banku centralnego USA z Nowego Jorku, który jest uznawany za jednego z najbliższych współpracowników szefowej amerykańskiej Rezerwy Federalnej, Janet Yellen.
Podczas wystąpienia Dudley powiedział, że inflacja osiągnie założony cel na poziomie 2 proc. w średnim terminie oraz że wzrost gospodarczy będzie umiarkowany.
- Nasza prognoza zakłada kontynuację umiarkowanego wzrostu, dalszą poprawę na rynku pracy i wzrost inflacji w średnim terminie do celu na poziomie 2 proc. - powiedział prezes Fed z Nowego Jorku.
Dudley stwierdził też, że podczas gdy obecny okres ożywienia gospodarczego jest jednym z najdłuższych w historii po kryzysie finansowym, tempo wzrostu jest "relatywnie słabe", a średnia dynamika PKB od połowy 2009 roku wynosi "zaledwie 2,1 proc.".
Członek Fed ocenił też, że ekonomiczna nierówność i mobilność społeczna są "jednymi z najważniejszych kwestii, przed którymi stoi amerykański naród".
- Obecnie widzimy wysoki poziom nierówności na rynku pracy (...). Polityka monetarna może wspierać wzrost gospodarczy, ale jest znacznie mniej efektywna w przypadku oddziaływania na czynniki leżące u podłoża nierówności na rynku pracy - powiedział.
Z kolei w środę wieczorem głos zabrali inni przedstawiciele Fed, Charles Evans, prezes Fed z Chicago oraz James Bullard z Fed St. Louis.
Evans ocenił, że "rozsądnym" byłoby podjęcie przez Rezerwę Federalną we wrześniu decyzji o redukcji sumy bilansowej. Dodał, że cały proces sprzedaży aktywów z portfela Fed nie powinien mieć większego wpływu na rynek. Jego zdaniem, inflacja wzrośnie do 2-proc. celu na przestrzeni najbliższych lat, jednak ostatnio obserwowane niskie wskazania dynamiki cen mogą być powodem do obaw.
W ocenie Bullarda, Fed powinien się "na razie" wstrzymać z podwyżkami stóp procentowych. Jego zdaniem, Rezerwa mogła być zaskoczona niskimi wskazaniami inflacji. Wyraził również opinię, że następca Yellen na stanowisku prezesa FOMC powinien organizować konferencję prasową po każdym posiedzeniu Rezerwy, a nie co drugie posiedzenie, jak obecnie.