Jak pisze środowy "Dziennik Gazeta Prawna", w tym roku urzędnicy byli wyjątkowo wydajni i ekonomiczni.
Według wstępnych wyliczeń rząd szacował, że na obsługę 500+ w pierwszych 8 miesiącach tego roku powinno pójść 246 mln zł. Tymczasem wykorzystano zaledwie nieco ponad 215 mln zł. 30 mln zł nadwyżki wróciło więc do budżetu.
A to nie podoba się urzędnikom, którzy twierdzą, że te pieniądze można było przeznaczyć na dodatki motywacyjne lub inne formy gratyfikacji dla nich.
Dotacja dla gmin i tak zmniejszyła się od lipca, bo program został rozszerzony na wszystkie dzieci. Skoro więc nie ma już kryterium dochodowego, to w teorii urzędnicy powinni mieć mniej pracy przy weryfikowaniu wniosków.
W teorii. Bo w praktyce pracy było więcej. - Zwiększyła się liczba dzieci uprawnionych do świadczenia, to pomimo obniżenia procentowych kosztów, kwota ta zwiększyła się o 4 mln zł - mówi "DGP" jeden z urzędników.
Problem w tym, że większa liczba urzędników wcale nie przełożyła się na szybszą pracę. - Nowo przyjęte osoby zwykle nie są w stanie przerobić wniosków, bo nigdy wcześniej nie pracowały na systemach informatycznych 500+ i 300+. Główny ciężar spadł więc na bardziej doświadczonych pracowników - twierdzi rozmówca "DGP".
Mimo to gminy nie zdecydowały się na dodatkowe nagrody dla urzędników. Musi im wystarczyć dodatek motywacyjny, który dostają od początku obowiązywania programu 500+. A ten od 2016 roku wzrósł już prawie trzykrotnie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl