"Wzmożony popyt na tego rodzaju preparaty w związku z rozpoczęciem się sezonu przeziębień, ale też nowej fali COVID-19 sprawił, że placówki walczą z ich deficytem" - czytamy. Winny jest też utrudniony dostęp do substancji czynnych na rynku farmaceutycznym, które produkowane są w Azji. "Nie są one dostępne od ręki, przez co trudno reagować na bieżące potrzeby" - czytamy.
"Zaczęło się od leków przeciwbólowych, które są trudno dostępne od co najmniej kilku dni. Chodzi przede wszystkim o tabletki z ketoprofenem, paracetamolem, kodeiną i kofeiną, szczególnie w wersji max, czyli z podwójną dawką, oraz o plastry przeciwbólowe z diklofenakiem" - wylicza "DGP". Farmaceuci uspokajają, że sytuacja powoli zaczyna się normować i leki te wracają do aptek.
Problemy są też z dostępnością antybiotyków. Chodzi przede wszystkim o ospen. Według serwisu GdziePoLek.pl, ma go 1 proc. aptek w Polsce. "Z kwitkiem od okienka odejdą też osoby, które przyszły po lek z cynaryzyną. Od października trudno dostępny stał się też trulicity, czyli lek na cukrzycę. Te dwa przypadki dowodzą, że problem z lekami nie wynika jedynie z większego popytu" - podkreśla gazeta.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co się dzieje z dostawami leków do Polski?
Organizacje producentów leków przyznają, że problem z dostępem do substancji czynnych leków występuje, choć nie dochodzi do drastycznych przerw w łańcuchach dostaw, które dały o sobie znać w ostatnich latach.
"Tu, jak zauważa Krzysztof Kopeć, prezes Krajowych Producentów Leków, działa inny czynnik. W sytuacji, gdy rośnie zapotrzebowanie na dane leki, które w Polsce pozostają jednymi z najtańszych w Europie, dostawcy realizują w pierwszej kolejności potrzeby tych rynków, na których mogą otrzymać za swój preparat więcej.
Producenci i dystrybutorzy zapewniają, że wywiązują się z umów w zakresie dostaw, a ich zdaniem "wina leży po stronie wciąż niewłaściwego planowania dostaw ze strony rządu".
Ministerstwo Zdrowia nie odpowiedziało na prośbę "Dziennika Gazety Prawnej" o komentarz.