Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Karolina Wysota
Karolina Wysota
|
aktualizacja

Chce pozbyć się biznesu w Rosji, fiskus nie pozwala. W tle sankcje i tajne opinie służb

Podziel się:

Polski Makrochem trafił na listę sankcyjną za powiązania z Rosją. MSWiA nie chce go z niej skreślić, powołując się na tajne opinie służb. - Nie mam wątpliwości, że sądy rozstrzygną tę sprawę na moją korzyść. Potrwa to jednak wiele lat, a firma tego nie doczeka - mówi właściciel Igor Lewenberg.

Chce pozbyć się biznesu w Rosji, fiskus nie pozwala. W tle sankcje i tajne opinie służb
Robili biznes w Rosji, zostali wpisani na listę sankcyjną. Właścicielem Makrochemu jest Igor Lewenberg (na zdjęciu) (GETTY, Kevin Frayer)

Polski Makrochem to dystrybutor sadzy technicznej dla przemysłu gumowego i oponiarskiego. W towar przedsiębiorstwo zaopatrywało się na rynkach wschodnich, w tym rosyjskim. Sprzedawało zaś w Europie oraz Stanach Zjednoczonych. Pojemność magazynowa firmy na obu kontynentach wynosi odpowiednio 80 i 25 tys. ton.

Jego właścicielem jest Iwan Lewenberg, który przyjechał do Polski z Kijowa w 1990 r. Wówczas był obywatelem ZSRR.

Rok później Związek Radziecki się rozpadł, a on przyjął obywatelstwo rosyjskie (którego zrzekł się we wrześniu 2023 r.), aby dostać - jak przekonuje przedsiębiorca - stypendium naukowe na studia w Polsce. Z czasem dostał też polskie obywatelstwo i rozwinął nad Wisłą biznes. W tej chwili Lewenberg jest rezydentem Szwajcarii. I walczy o przyszłość Makrochemu w Polsce.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Zełenski zapowiada plan pokojowy. "Pytanie, czy naród jest gotowy"

Jeszcze 10 miesięcy temu dystrybutor sadzy technicznej obsługiwał największych na świecie producentów opon - surowiec stanowi nawet 30 proc. budulca opony samochodowej. W samej Europie zaspokajał ok. 10 proc. popytu na ten półprodukt.

Było to zanim 2 października 2023 r. spółki z grupy kapitałowej Makrochem oraz ich właściciel Igor Lewenberg - decyzją ministra spraw wewnętrznych i administracji (był nim wówczas Mariusz Kamiński) - zostali wciągnięci na listę sankcyjną w związku z napaścią Rosji na Ukrainę.

Makrochem objęty sankcjami

Sankcje sparaliżowały działalność importera. Makrochem, którego siedziba znajduje się w Lublinie, obecnie zatrudnia 62 osoby, a jeszcze 10 miesięcy temu zatrudniał 109.

Jednak wkrótce one również stracą pracę. Jak przekonuje Lewenberg, nie ma innego wyjścia jak zamknąć biznes. Objęcie przedsiębiorstwa sankcjami - zdaniem właściciela niesłuszne - skutkuje zamrożeniem kont bankowych oraz stanów towarowych.

W magazynach firmy zalega 30 tys. ton sadzy technicznej, która przestaje nadawać się do użytku. Obroty firmy jeszcze w 2022 r. wynosiły ok. 1,3 mld zł.

W praktyce wpis na listę sankcyjną wygląda tak, że niemal każda operacja firmy wymaga zgody fiskusa. Według kierownictwa Makrochemu Dolnośląski Urząd Celno-Skarbowy działa w ich sprawach opieszale. Jak słyszymy, firma czeka na decyzje administracji skarbowej tygodniami, jeśli nie miesiącami, co miało miejsce w przypadku wniosku o wydanie zgody na sprzedaż rosyjskiej spółki Makrochem-R. Spółka wnioskowała o to najpierw w grudniu 2023 r., a potem w styczniu 2024 r.

Podobnie to wyglądało w przypadku wniosku o wykreślenie firmy i jej właściciela z listy sankcyjnej. W obu tych przypadkach nie dostała od państwa zielonego światła.

Decyzja MSWiA z 2 sierpnia 2024 r. o odmowie wykreślenia mnie i spółek Makrochem z listy sankcyjnej nie pozostawia mi innego wyjścia niż całkowita likwidacja działalności gospodarczej - mówi money.pl Igor Lewenberg.

I dodaje: - Minister podjął tę katastrofalną dla nas decyzję, nie czekając na wyniki kontroli Krajowej Administracji Skarbowej (KAS). Opierając się praktycznie na tym, że mamy spółkę w Rosji, na której sprzedaż kilka dni temu nie zgodziła się KAS. Nie mam wątpliwości, że kontrola potwierdziłaby zgodność naszych działań z obowiązującymi regulacjami.

Do obu instytucji państwowych - zarówno do MSWiA, jak i do KAS - zwróciliśmy się z prośbą o uzasadnienie decyzji w sprawie Makrochemu.

Tajne opinie i tajemnica skarbowa

W swojej odpowiedzi MSWiA powołuje się na tajne opinie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW) i Centralnego Biura Antykorupcyjnego (CBA), do których również zwróciliśmy się z prośbą o komentarz. Zapytaliśmy o to, czy prowadzą czynności wobec Makrochemu i jego właściciela.

Służby odmówiły nam odpowiedzi na pytanie i odesłały do oficjalnego komunikatu MSWiA. Z kolei Ministerstwo Finansów (MF), w którego strukturach działa KAS, odmówiło udzielenia nam odpowiedzi, zasłaniając się tajemnicą skarbową.

Sprawa trafi do sądu?

Makrochem obracał głównie sadzą tradycyjną. Ma ona strukturę drobnoziarnistego węgla i powstaje w wyniku półspalania smoły, olejów ciężkich, gazów oraz innych ropopochodnych. Ponieważ generuje zbyt duży ślad węglowy, odchodzi się od niej na rzecz zamienników przyjaznych środowisku - np. sadzy odzyskanej w wyniku rozkładu termicznego opon samochodowych. Jednak ten rodzaj sadzy Makrochem pozyskiwał tylko w Europie, w tym również w Polsce.

W momencie wpisania nas na listę sankcji ok. połowa naszych zapasów miała pochodzenie rosyjskie, druga połowa została zaimportowana z Ukrainy, Chin i Indii -twierdzi w rozmowie z money.pl Jakub Szwajka, dyrektor strategiczny i prokurent Makrochemu.

Spółka Makrochem SA istnieje od 2011 roku - pod koniec roku 2020 powołano spółkę jawną o takiej samej nazwie, a pod koniec roku 2022 również spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością. Jednak właściciel tej firmy, Igor Lewenberg w branży działa znacznie dłużej, bo 29 lat.

Moje państwo chce mnie zmusić do zamknięcia działalności gospodarczej, a ja nie mam narzędzi, żeby się temu przeciwstawić. Nie mam wątpliwości, że sądy rozstrzygną tę sprawę na moją korzyść. Potrwa to jednak wiele lat, a moja firma tego nie doczeka - uważa Lewenberg.

Do czasu wybuchu wojny w Ukrainie 24 lutego 2022 r. Lewenberg - podobnie zresztą jak jego konkurenci - sprowadzał duże ilości sadzy technicznej z Rosji, Białorusi i Ukrainy. Przez lata sadza rosyjska zaspokajała 25 proc. popytu Europy na ten surowiec. Szybkie zastąpienie tego źródła alternatywnymi było niemożliwe - przekonuje właściciel Makrochemu.

Konsultacje Komisji Europejskiej (KE) z organizacjami branżowymi w sprawie możliwości odejścia od rosyjskiej sadzy trwały rok. Dopiero 25 lutego 2023 r. KE w dziesiątym pakiecie sankcji wskazała, że możliwość importu sadzy technicznej z Rosji potrwa do 30 czerwca 2024 r. Tym samym dała producentom opon jeszcze 15 miesięcy na przestawienie się na surowiec pozyskiwany z innych rynków. Przykładowo: chińskiego lub indyjskiego.

Makrochem korzystał z tego prawa.Nasi klienci wciąż wymagali od nas realizowania kontraktów, czyli utrzymania dostaw towaru rosyjskiego, czasami łącznie z dostawami w 2024. Mimo to zdecydowaliśmy się na wcześniejsze zerwanie relacji z Rosją - mówi money.pl Jakub Szwajka, prokurent Makrochemu.

Wyjaśnia, że ze względów technicznych producenci opon nie mogli przejść w krótkim czasie na inne surowiec niż rosyjski. Proces ten musi być długotrwały, ponieważ zmiana wymaga przetestowania opon wyprodukowanych z nowej sadzy w warunkach drogowych.

Zerwane rosyjskie więzi

Rozbrat z Rosją Lewenberg zaczął jeszcze przed wpisaniem jego oraz jego firmy na listę sankcyjną. W pierwszej kolejności odsunął od polskich spółek Rosjanina Ilję Iwanowa, który zasiadał w radzie nadzorczej Makrochemu SA.

Iwanow to wieloletni pracownik Makrochemu, który zajmował się organizacją transportu towaru z Rosji do Polski oraz do innych krajów. Pilnował również Lewenbergowi biznesu w Moskwie, który działa pod szyldem Makrochem-R.

To spółka logistyczna. W 49 procentach jest własnością Makrochemu SA, w 51 procentach z kolei należy do Igora Lewenberga. Według naszych informacji przedsiębiorca chciał sprzedać rosyjską spółkę Ilii Iwanowowi, ale nie zdążył przed sankcjami, a później sprawy skomplikowały się jeszcze bardziej.

Jak wynika z pisma fiskusa do Lewenberga, nie dostał on zgody na sprzedaż udziałów w rosyjskiej spółce, ponieważ jego podstawowym celem jest chęć pozbycia się rosyjskiej spółki, żeby nie mieć powiązań z Rosją i móc zostać wykreślonym z listy sankcyjnej. Dla administracji skarbowej to niewystarczająca argument, ale też niejedyny.

Urząd wyliczył, że przychód ze sprzedaży udziałów w rosyjskiej spółce byłby zbyt niski (w przeliczeniu na polską walutę wyniósłby 1012,87 zł) w porównaniu z kosztami, jakie poniósłby Lewenberg w związku ze sprzedażą. To oznacza, że musiałaby sięgnąć po zamrożone pieniądze, na co fiskus nie wydałby zgody, ponieważ nie miałby ku temu podstaw. Mógłby to zrobić w sytuacji jasno określonej przepisami prawa, np. w przypadku konieczności pokrycia kosztów leczenia.

Ponieważ sprzedaż spółki nie zalicza się do takiej sytuacji, fiskus miał związane ręce, a bez zgody fiskusa Lewenberg nie pozbędzie się rosyjskiej spółki i nie zostanie wykreślony z listy sankcyjnej. I tutaj błędne koło się zamyka.

Gdyby Makrochem zlikwidował rosyjską spółkę zanim wpisano go na listę sankcyjną, być może dziś nie miałby problemu. Lewenberg wie jednak, że popełnił błąd, chcąc sprzedać rosyjski majątek zaufanej osobie za grosze. Teraz, jak twierdzi, biznes prawdopodobnie zostanie zamknięty.

Karolina Wysota, dziennikarka money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl