MyCointainer to startup, który umożliwia użytkownikom tak zwany staking kryptowalut - czyli, mocno upraszczając, przetrzymywanie określonych krypto, by z ich posiadania czerpać nagrody. Sama firma porównuje to do "cyfrowej świnki skarbonki", do której użytkownik przelewa wybrane kryptowaluty lub kupuje je bezpośrednio na platformie, a potem - dzięki ich posiadaniu - uzyskuje dochód pasywny. Jest to możliwe w przypadku niektórych kryptowalut, których na rynku jest jednak coraz więcej.
Nie da się jednak tak zrobić z najpopularniejszą na rynku cyfrową walutą - bitcoinem. Kryptowaluty umożliwiające staking są jednak bardziej przyjazne środowisku, gdyż korzystają z tzw. protokołu proof of stake, w przeciwieństwie do wspomnianego bitcoina, który wykorzystuje tzw. proof of work.
Polski startup kryptowalutowy pozyskał 6 mln dolarów
Teraz MyCointainer pozyskał w rundzie seedowej 6 mln dolarów (ok. 24 mln zł) finansowania. Jak dowiedział się money.pl, to daje spółce wycenę na poziomie 39 mln dol., czyli ok. 120 mln zł. Wśród inwestorów spółka ma m.in. jedną z największych giełd kryptowalut świata - ByBit, a także fundusze Maple Block, Shima Capital czy Bartek Pucek, inwestor i ceniony manager z branży technologii. Pieniądze mają pomóc w rozwoju produktu i ekspansji na nowe rynki - przede wszystkim w Europie, Azji i na Bliskim Wschodzie.
Zobacz także:target="_blank"> Na rynku start-upów mamy do czynienia z bańką? "Zrozumienie ich wartości jest trudne"
To spora kwota, jak na pierwszą poważną rundę finansowania, ale sam startup nie jest już taki młody. Powstał w 2018 r., założony przez Bartosza Poźniaka, który wcześniej pracował m.in. w globalnych bankach inwestycyjnych. Założyciel firmy podkreśla, że doświadczenie zdobyte w tej branży jest kluczowe w rozwijaniu biznesowym MyCointainer, bo chociaż obecnie platforma bazuje na użytkownikach, których ma już 110 tys., to pracuje nad rozwinięciem technologii na tyle, by sprzedawać ją np. instytucjom finansowym. W efekcie banki mogłyby, korzystając z narzędzi dostarczonych przez MyCointainer, umożliwiać swoim klientom stakowanie kryptowalut.
Już teraz startup rozmawia z globalnymi bankami o wdrożeniu swojej platformy. - Chcemy zaoferować bankom, fintechom staking jako usługę - mówi nam Pozniak. Jak podkreśla, sprzedaż technologii innym podmiotom ma być docelowym modelem biznesowym firmy.
Pozniak, zapytany przez nas o ekspansję geograficzną, jasno wskazuje, że to rynki azjatyckie są najbardziej atrakcyjne dla MyCointainer. - Większość naszych inwestorów jest z Azji, tam mamy też kontakty. To są bardzo chłonne rynki: Indie, Korea Południowa, Filipiny, Malezja. W Azji bardzo szybko się skalujemy - mówi Pozniak. Zaznacza przy tym, że istotny staje się też Bliski Wschód, bo np. Dubaj jest coraz bardziej przyjazny środowisku kryptowalut.
Istotna z punktu widzenia biznesowego jest dla startupu także Europa, która - dzięki bazie osób o wysokich dochodach - jest jednym z najlepszych miejsc do generowania przychodów. Polska zaś znajduje się, jak mówi nam Pozniak, w top 15 najważniejszych biznesowo krajów dla firmy. Europa jest też o tyle istotna, że to tutaj przede wszystkim startup rekrutuje swoich pracowników - poszukuje osób z Estonii, Rumunii, Rosji, Ukrainy, Białorusi i, oczywiście, Polski. CEO MyCointainer przyznaje, że wstępnie planuje teraz zatrudnić ok. 20 osób w Polsce i krajach ościennych w ciągu kilku najbliższych kwartałów.
MyCointainer rekrutuje i oferuje nielimitowane urlopy
Firma liczy na to, że przyciągnie pracowników m.in. nietypowym rozwiązaniem: nielimitowanymi urlopami. - Tworzymy biznes tak, by każdy mógł pracować zdalnie i dajemy nieograniczoną liczbę dni wolnych, choć oczywiście z pewnymi ograniczeniami. Skupiamy się jednak na uzyskaniu efektu. Nie interesuje nas, czy ktoś będzie pracował 3 dni, a potem 2 dni będzie na wakacjach, dopóki przynosi efekty. Jest to komfortowe rozwiązanie również dla samego pracownika, co jest istotnym benefitem - mówi nam Pozniak.
Jak to działa? Faktycznie nie ma limitu rocznego na liczbę dni urlopowych, ale jednorazowo można wziąć maksymalnie 14 dni wolnego – dłuższe okresy wymagają dostosowania do specyfiki danego działu. Oczywiście, trzeba też dawać znać kilkanaście dni przed pójściem na urlop.
Jak mówi nam jednak Pozniak, jest to część szerszej filozofii zarządzania w startupie. - Nazywamy nasz model pracy elastycznym, bo oczekujemy tylko tyle, że w dni pracujące ludzie będą responsywni w godzinach 12-15. Nie patrzymy, czy ktoś pracuje osiem czy dziesięć godzin w ciągu dnia, bo rozliczamy tylko z efektów. Nie zależy mi na tym, żeby ktoś siedział w biurze czy przy biurku - tłumaczy Pozniak.