Trwa ładowanie...
Zaloguj
Przejdź na
Kredyt na start. Jest jasna deklaracja z rządu. Znamy termin

Kredyt na start. Jest jasna deklaracja z rządu. Znamy termin

(GETTY, 2024 Anadolu)

W końcu mamy deklarację o losach "rządowego kredytu". - Jesteśmy w stanie uruchomić go z początkiem przyszłego roku - mówi money.pl minister Krzysztof Paszyk. - Dysponujemy badaniami, z których wynika, że respondenci główny problem widzą w braku zdolności kredytowej, a nie w cenie mkw mieszkania - dodaje.

  • Program "Kredyt mieszkaniowy #naStart" może zostać uruchomiony od początku 2025 r. W ciągu pięciu lat na ten cel może być przeznaczone nawet 11 mld zł.
  • - To dawałoby nam możliwość wsparcia około 175 tys. kredytów mieszkaniowych udzielonych z dopłatami do rat - mówi minister rozwoju i technologii Krzysztof Paszyk.
  • Jego resort szykuje szerszy pakiet "mieszkaniowy", którego kredyt "#naStart" będzie częścią.
  • Jak słyszymy, propozycja jest już właściwie wypracowana.
  • - Mam nadzieję, że w tym tygodniu (1-7 lipca) rozpoczniemy proces konsultacji w ramach koalicji rządzącej - mówi nam minister.
  • O niektórych propozycja Brukseli dotyczących np. przechodzenia na niskoemisyjny transport czy wysokiej efektywności energetycznej budynków członek rządu mówi tak: jeśli będziemy restrykcjami wymuszać zmiany, to kolejne wybory do Parlamentu Europejskiego wygra Konfederacja z PiS-em, przewagą 80 do 20.
  • Pytany o podnoszenie płacy minimalnej wskazuje, że nie można ryzykować ponad miarę dokładania obciążeń.

Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl: Pana poprzednik, Krzysztof Hetman, wyszedł z propozycją programu "Kredyt mieszkaniowy #naStart" (dawniej "Mieszkanie na start", a jeszcze wcześniej: "kredyt 0 proc." - przyp. red.). Propozycja została przyblokowana przez koalicjantów, pojawiły się argumenty, że to znów podbije ceny nieruchomości. Zamierza pan zrobić ponowne podejście to tego programu?

Krzysztof Paszyk, minister rozwoju i technologii: Uważam, że jest potrzeba wielokierunkowego programu mieszkaniowego, zwłaszcza gdy na rynku brakuje ok. 1-2 mln mieszkań. W ramach procesu politycznych konsultacji wewnątrz koalicji będę przekonywać naszych partnerów, że jeden program mieszkaniowy nie wystarczy, by rozwiązać wszystkie problemy, które na tym rynku mieszkaniowym się pojawiają. Potrzeba kilku kierunków działań, które doprowadzą nas do tego, że mieszkania staną się dostępne dla różnych grup obywateli.

Program #naStart" wejdzie w życie?

Taki jest nasz cel, zwłaszcza, że wiele prac w tym zakresie już wykonano, przede wszystkim przez ministrów Krzysztofa Hetmana i Jacka Tomczaka. Dlatego będę proponował - na początek w ramach uzgodnień i poszukiwania większości politycznej do uchwalenia tego programu - kilka propozycji do poszczególnych grup społecznych, które są zainteresowane posiadaniem własnego mieszkania.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Zbudowała ogromny biznes, jeden z największych w Europie! - Marta Półtorak w Biznes Klasie

Czyli to będzie szerszy pakiet, którego ten program będzie częścią?

Tak. Pierwsza kwestia to nabycie mieszkań na rynku lub budowa domu jednorodzinnego, w tym przede wszystkim dla rodzin wielodzietnych. Drugi element dotyczyć będzie TBS-ów - dla tych, których nie stać na własne mieszkanie, ale nie mają wystarczających środków finansowych. I w tym właśnie pomoże im program "Kredyt mieszkaniowy #naStart".

A założenia pozostaną te same, co w projekcie ogłoszonym przez pana poprzednika w resorcie rozwoju?

Zasadniczo tak. Na pewno będą preferencje w zależności od liczby dzieci w rodzinie. Oczywiście nie wyeliminujemy z programu osób z mniejszą liczbą dzieci, singli czy nawet osób pozostających w nieformalnych związkach.

Jak, wdrażając taki program, uniknięcie efektu wzrostu cen nieruchomości? Deweloperzy będą wiedzieć, że ludzie ruszą po dopłaty, a oni wtedy znów podniosą ceny.

Na wzrost cen mieszkań wpływa wiele czynników, choćby odroczony w czasie popyt, dobra kondycja gospodarki, wzrost wynagrodzeń i niska stopa bezrobocia. Jeśli chodzi o przeciwdziałanie wzrostom cen wskutek uruchomienia programu, planujemy udostępniać środki w pulach kwartalnych, w transzach, tak by nie rzucać na rynek jednorazowo całej kwoty i tworzyć "górkę" rynkową.

Co więcej, dysponujemy badaniami, z których wynika, że respondenci główny problem widzą w braku zdolności kredytowej, a nie w cenie metra kwadratowego mieszkania. Ponadto zakładamy, że poza wsparciem gospodarstw domowych w nabyciu prawa własności lokalu mieszkalnego lub domu jednorodzinnego, program może przyczynić się do wzrostu podaży mieszkań na rynku.

Mamy więc w szykowanym przez was programie wsparcie dla osób zainteresowanych nabyciem mieszkania lub domu jednorodzinnego oraz wsparcie dla szukających nieruchomości w zasobie TBS. Będzie coś jeszcze?

Będzie jeszcze czwarty filar, o którym bardzo intensywnie myślimy. Chodzi o fundusze, które najpierw inwestują w nieruchomości, a potem wytwarzają mieszkania na komercyjny wynajem, czyli tzw. REIT-y. Wspólnie z Ministerstwem Finansów powołaliśmy specjalny zespół w tej sprawie. Wszystkie te rozwiązania chcemy jeszcze okrasić narzędziami podażowymi, które mają na celu uwolnienie gruntów pod zabudowę mieszkaniową. Chodzi o grunty, będące w zasobie Skarbu Państwa, które często są na obrzeżach średnich miast, mocno zaniedbane i bezużyteczne.

Będziecie oferować samorządom po preferencyjnych cenach? Czy będziecie to po prostu wystawiać na sprzedaż i "kto pierwszy ten lepszy"?

Tu jest kilka możliwości, nad tym pracuje jeszcze minister Jacek Tomczak wraz z zespołem. Myślę, że możemy to nawet przekazać samorządom.

Podobne pomysły z przekazywaniem państwowych gruntów miał PiS, ale były z tym kłopoty, bo firmy czy instytucje państwowe posiadające takie grunty stawiały opór w pozbywaniu się majątku.

Uważam, że jest to możliwe do przeprowadzenia, widząc rozwiązania, nad którymi pracuje wiceminister Tomczak. Oczywiście wiem, że poprzednicy na tym polegli, jak na wielu innych rzeczach, niemniej uważamy, że podaż gruntów jest ważnym elementem nowego programu.

Środki z nowego programu mieszkaniowego będą uwalniane w kwartalnych transzach. O jakich kwotach mówimy?

Wstępne ustalenia są takie, by na okres pięciu lat przeznaczyć kwotę rzędu 10-11 mld zł na dopłaty do rat, w tym ok. 550 mln zł w 2025 r.

A jak to się przełoży na liczbę kredytów z dopłatami?

To dawałoby nam możliwość wsparcia około 175 tys. kredytów mieszkaniowych udzielonych z dopłatami do rat, przy założeniu zawarcia do końca 2025 r. na nowych zasadach 75 tys. umów kredytowych oraz udzieleniu w kolejnych 2 latach funkcjonowania programu po 50 tys. kredytów rocznie.

I tak jak w propozycji pana poprzednika, tak teraz dopłaty powodowałyby, że oprocentowanie wynosiłoby od 0 do 1,5 proc., w zależności np. od wielkości gospodarstwa domowego?

Tak. Wynika to także z zapisów umowy koalicyjnej.

Od kiedy nowy program miałby zacząć funkcjonować?

Propozycja jest już właściwie wypracowana. Mam nadzieję, że w tym tygodniu (1-7 lipca) rozpoczniemy proces konsultacji w ramach koalicji rządzącej. Realnie, jeśli wszystko się powiedzie, jesteśmy w stanie uruchomić program z początkiem przyszłego roku.

Ma pan pewność, że koalicja znów nie przyblokuje tej propozycji? Wcześniej ostro protestowała Lewica.

Jak mówiłem, działo się to w realiach kampanii wyborczej, wątpliwości pojawiły się nie tylko w Lewicy, swoje zgłaszała także Polska 2050. Ale one wszystkie są do przezwyciężenia. Tym bardziej, że w ostatnich tygodniach osobiście prowadziłem dialog z partnerami koalicyjnymi i wygląda to optymistycznie. Zwłaszcza że jako resort pracujący nad tymi propozycjami bardzo poszerzyliśmy filozofię podejścia do wyzwań mieszkaniowych.

A ministra finansów, który ma na horyzoncie unijną procedurę nadmiernego deficytu, nie zaboli głowa, jak się dowie, ile program ma kosztować?

Całościowo ten program nie jest czymś nowym, bo już na etapie początków przygotowań tego projektu informowaliśmy o kosztach programu, zwłaszcza jeśli chodzi o komponent kredytowy, mówiliśmy o kwocie około 10-11 miliardów złotych. Ponadto Ministerstwo Finansów było jednym z resortów opiniujących projekt ustawy o "Kredycie mieszkaniowym #naStart" w ramach uzgodnień międzyresortowych.

No tak, ale dochodzą nam jeszcze kolejne komponenty.

I właśnie po to są te bezpieczniki, które są teraz konsultowane, żeby nie było takiej sytuacji jak przy "Bezpiecznym kredycie 2 proc.". Dzisiaj nie jesteśmy w stanie finalnie powiedzieć, które bezpieczniki zostaną, a które wypadną, bo to będzie efekt tego politycznego dyskursu, który właśnie rozpoczynamy na poziomie koalicji. Na pewno nie mam zamiaru czymkolwiek zaskakiwać ministra Domańskiego.

On i jego resort mają doskonałą orientację, jeśli chodzi o stan prac nad naszą propozycją, wspólnie operujemy na tych samych danych. Nasza propozycja to nie są zresztą jakieś astronomiczne kwoty. Chodzi o efektywność tego programu, a naszym zdaniem ona będzie bardzo duża, zwłaszcza w kontekście zwalczania podstawowego problemu wielu ludzi, czyli braku środków na zaspokojenie swoich potrzeb mieszkaniowych bez rządowej pomocy.

Mimo to nie obawia się pan, że wrócą argumenty, że oto rząd nabija kabzę deweloperom i bankom?

Cały czas szukamy rozwiązań, które będą temu przeciwdziałać, jesteśmy też otwarci na wszelkie sugestie ze strony koalicjantów. Myślę, że ogromna liczba pytań, które do mnie docierają od osób zainteresowanych takimi dopłatami do kredytów, świadczy o tym, że ataki na tego rodzaju program są trochę burzą w szklance wody, bo są różne inne przyczyny wzrostu cen mieszkań w Polsce.

Czy myślicie o jeszcze jakichś rozwiązaniach dotyczących mieszkalnictwa czy budownictwa? Trochę na wzór tego, co przygotował PiS, czyli np. domy do 70 mkw bez pozwolenia?

Swoją drogą, to był "ciekawy" koncept prezesa Kaczyńskiego - domy do 70 mkw, z płaskim dachem, ale z pewnym poddaszem. Generalnie w materii dotyczącej budownictwa szeroko rozumianego mamy niesłychaną ilość bałaganu i zaniechań.

Choćby kwestia norm dostępu - po raz kolejny zmuszeni jesteśmy wydłużyć czas na ich opracowanie, bo ostatnich pięć lat naszym poprzednikom nie wystarczyło, aby po hucznym ogłoszeniu programu "Dostępność plus" opracować niezbędne normy dostępu regulujące kwestie mieszkań.

Elementem tego bałaganu od wielu lat są plany zagospodarowania przestrzennego. Mamy w tym zakresie zobowiązania wynikające z kamienia milowego KPO, ale już widać, że gminy za wolno opracowują plany.

Jesteśmy w dialogu z Komisją Europejską, z panią minister Pełczyńską-Nałęcz, wszystko po to, by uwzględnić obecne realia. Niestety prawdą jest, że właściwie tylko szczątkowa część Polski objęta jest planami miejscowymi, a mimo to premier Morawiecki zgodził się na pewne warunki stawiane przez Brukselę w ramach KPO dotyczące nowego aktu – planu ogólnego.

Efekt jest taki, że mamy dziś bardzo wysoko zawieszoną poprzeczkę, a pan minister Waldemar Sługocki nie szczędzi wysiłków wobec samorządów gminnych, aby te procesy się rozpoczynały i przyspieszały. Już jest niezły odsetek tych gmin, które ten proces podjęły, ale to jest ciągle niewystarczające, aby w pełni sprostać wymogom UE. Aktualnie skupiamy się na znacznie rozszerzonym wsparciu gmin, aby miały realną szansę skorzystać z bezzwrotnych środków w ramach KPO na opracowanie dokumentacji planistycznej.

GUS właśnie opublikował informację o działalności budowlanej w 2023 roku. Oddano 221 tys. mieszkań, to o 7 proc. mniej niż w 2022 roku. Ma pan cel, jak te statystyki powinny wyglądać np. na koniec kadencji?

Naszym celem jest w jak największym stopniu zasypanie tej dziury w liczbie dostępnych mieszkań, która jest szacowana na 1-2 miliona. Nie będę popełniał błędów naszych poprzedników. Jestem pewien, że jeśli uda się ten wielofilarowy program mieszkaniowy wdrożyć w jak najszybszym możliwym terminie, to sporą część tej dziury na rynku mieszkaniowym zasypiemy. To przekonanie podzielają także koalicjanci, także Lewica i Polska 2050.

Jakie jeszcze są priorytety pana resortu na tę kadencję?

Poza kwestiami mieszkaniowymi, to kontynuowanie działań w zakresie projektów deregulacyjnych. Minister Hetman przygotował pakiet dotyczący m.in. kontroli prowadzonych w firmach, być może kolejną kwestią będzie deregulacja w obszarze dotyczącym składanych wniosków czy wydawanych zgód.

Będziemy pracować też nad nowelizacją ustaw o CEIDG, chodzi o wprowadzenie jednego zintegrowanego wniosku do US, GUS i ZUS dla spółek cywilnych, a także usprawnienia współpracy między publicznymi rejestrami.

A inne kwestie? Przedsiębiorczość i inwestycje?

Uważam, że jest duża przestrzeń do inicjatywy w dziedzinie dyplomacji gospodarczej. MRiT, razem z instytucjami, które się zajmują taką działalnością, może pełnić bardzo pożyteczną rolę. Miałem ostatnio bardzo owocne spotkanie na ten temat z ambasadorem USA Markiem Brzezińskim.

On sam stwierdził, że ciągle - wbrew pozorom - dla wielu przedsiębiorstw amerykańskich Polska jest krajem nieodkrytym. Zadeklarowałem, że mam w resorcie potencjał na to, aby nie tylko inwestorom i firmom amerykańskim pomagać poznawać nasz kraj.

Mamy potencjał w postaci zagranicznych biur handlowych, które funkcjonują w ramach Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu. Taka nowa agenda jest w przygotowaniu. To nisza, w której można zdziałać wiele dobrego, a która została z różnych względów zaniedbana.

A jak się zaopiekować inwestorem jak już do nas trafi? Tu będą jakieś zmiany?

Mamy wsparcie nowych inwestycji przez takie narzędzia jak specjalne strefy ekonomiczne. One będą wymagały modyfikacji, bo dzisiaj, wobec tego zainicjowanego przez OECD globalnego podatku minimalnego takie narzędzia, jak zwolnienia z podatków dla dużych inwestorów, a na takich nam zależy, nie robią żadnego wrażenia.

To zwolnienie, które uzyskają w którejś ze stref w Polsce, niestety będzie i tak wymagało skompensowania w kraju, z którego ten inwestor pochodzi. To wynika także z dyrektywy Pillar 2. Jesteśmy jednym z dwóch czy trzech krajów, które jeszcze jej nie implementowała. Widać, zwolnienia podatkowe, dzięki którym specjalne strefy ekonomiczne pozyskały inwestycje na wiele miliardów euro w dłuższej perspektywie mogą przestać być atrakcyjne. Przegrywamy konkurencję.

To jak odpowiemy?

Dzisiaj w cenie zaczynają być takie narzędzia jak dopłaty, wsparcie budżetowe z kraju, w którym inwestują. Miałem o tym nawet krótką rozmowę z premierem Tuskiem, żeby skutecznie ściągać inwestycje zagraniczne, musimy być otwarci na takie działania. To będzie wymagało wdrożenia ustawowych rozwiązań, które pozwoli państwu i strefom dalej ściągać inwestycje. Natomiast narzędzia związane z ulgami podatkowymi możemy pozostawić na przykład dla MŚP.

Czy w samej koncepcji stref planujecie zmianę? Mateusz Morawiecki wprowadził Polską Strefę Inwestycji, która docelowo ma specjalne strefy zastąpić.

Koncepcji nie będziemy zmieniali. Strefy są dobrym rozwiązaniem, które się sprawdziło.

Duża liczba projektów inwestycyjnych, które tam się pojawiają, jest warta utrzymania. Natomiast potrzeba zmian, które będą uwzględniały to, co się zadziało w ostatnich latach. I ostatnia rzecz, po której dużo sobie obiecuję, to zaangażowanie mojego resortu w sprawy związane z obronnością.

Tworzycie właśnie w tym celu nowy departament w MRiT, jaki ma być cel jego istnienia?

Dzisiaj całą Europę i Polskę również czekają zmiany w związku z wojną w Ukrainie. Ten departament będzie służył gospodarczemu wsparciu wojska i inwestycji obronnych.

A nie będzie pan wchodził w paradę ministrowi obrony? Nie będzie pan zajmował się kupowaniem czołgów, tylko raczej ściągał do nas np. producentów np. amunicji?

Celem będzie m.in. pomoc polskim firmom, łączenie ich z firmami zagranicznymi albo myślenie o ułatwieniach dla inwestycji w przemysł obronny. Gospodarka musi uwzględniać wyzwania i potrzeby związane z obronnością.

Jaką rolę ma odgrywać pana resort we współpracy z MON, jeżeli chodzi o taką kreację? Dziś mamy sytuację, w której przemysł państwowy kuleje, a prywatny - jak WB Electronics - kwitnie.

Jeśli przemysł w wydaniu państwowym jest w nie najlepszej formie, to może właśnie większe zaangażowanie firm prywatnych będzie tym rozwiązaniem, które zdynamizuje działalność także segmentu państwowego, podobnie jak inwestycje zagraniczne.

To jest niezbędny kierunek.

Mieliśmy wizytę prezydenta w Chinach. Premier komplementował Andrzeja Dudę. Widzi gospodarcze uzyski, nawet potencjalne, z tej wizyty? 

Chiny, ze względu na sytuację geopolityczną, są bardzo wymagającym partnerem.

Ta wizyta okazała się przeprowadzona w sposób, który nie ujawnił różnic w podejściu prezydenta i rządu. Nie ujawnił się żaden dualizm, jeśli chodzi o podejście do Chin czy do spraw związanych z Ukrainą. Podpisuje się pod tymi opiniami premiera w tej sprawie.

Jaki jest pana stosunek jako ministra rozwoju do projektu Izera? Ostatnio pisaliśmy, że trwają intensywne rozmowy z Chińczykami. Coraz bardziej prawdopodobny kierunek, to że chiński inwestor zbuduje tu fabrykę.

Ja bym był bardzo ostrożny z wiązaniem się z jakimś transferem technologicznym akurat z Chin. I to z wielu powodów. Osobiście bliższa jest mi idea inwestowania i poszukiwania rozwiązań, które będą oparte o nasze krajowe możliwości. Nie jesteśmy bez szans.

Jeżeli chodzi o inny duży projekt, którego koncepcję właśnie poznaliśmy, czyli CPK - podoba się panu ta nowa, a trochę jednak stara koncepcja?

Jest zasadnicza różnica między tym, co w tej sprawie działo się do 15 października i teraz. To, co zrobili poprzednicy, to był projekt Jarosława Kaczyńskiego, za którym nie stały jakiekolwiek wyliczenia, analizy i ekonomiczna ocena niezbędnych środków na tę inwestycję. To były trzy kluczowe grzechy tego przedsięwzięcia.

Oczywiście ktoś powie, że przecież nic się nie zmienia, a jednak zmienia się kilka zasadniczych rzeczy. Mamy jednak racjonalizację ekonomiczną tego przedsięwzięcia. Projekt doczekał się też zderzenia z ludźmi, którzy znają ten rynek i wiedzą, jakie są potrzeby, jeśli chodzi o takie centralne lotnisko, całą infrastrukturę towarzyszącą. Uważam, że CPK nie powinien być wyrokiem śmierci dla lotnisk regionalnych.

Co będzie z Okęciem, bo nie jest to dziś klarowne? Czy Okęcie będzie funkcjonowało na przykład jako lotnisko biznesowe, VIP-owskie. Jaki jest plan?

Tym, którzy tak ochoczo zaatakowali premiera, jeśli chodzi o przyszłość Okęcia, chciałbym jedną rzecz uzmysłowić. Budowa CPK do uzyskania pełnej sprawności to jest realnie kilkanaście lat, dziesięć minimum. Cofnijmy się o dziesięć lat i przypomnijmy sobie skalę lotów realizowanych z Polski. Za dziesięć lat możemy być w innej epoce, jeśli chodzi o lotnictwo. Dlatego nie bałbym się, że Okęcie "porośnie trawą".

Mówił pan o atrakcyjności inwestycyjnej Polski. W kampanii mieliśmy bardzo istotny wątek podnoszony z różnych stron Zielonego Ładu i jego potencjalnej rewizji. Jak pan patrzy na to jako minister odpowiedzialny za gospodarkę? Z jednej strony mamy sytuację, w której ceny energii mamy najwyższe w Europie, a to dramat dla przemysłu. Z drugiej strony zielona transformacja także wywołuje obawy i reakcje obronne części przemysłu.

Zgoda na wprowadzenie Zielonego Ładu to zupełnie stracenie z pola widzenia skutków na polską gospodarkę. To niestety "prezent", który przejmujemy po poprzednikach.

Patrzę na to z wielką dozą obaw i dużym niepokojem. Stoimy przed trudnymi decyzjami, jeśli chodzi o nadrabianie straconego czasu. Potrzeba przyspieszenia, jeśli chodzi o inwestycje w energetykę, żeby ona nie była czynnikiem bardzo negatywnie oddziałującym na gospodarkę. Natomiast koszty przestawiania się na zupełnie inne źródła energii są nieuniknionym procesem.

Pana koleżanka z rządu, minister funduszy Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz jest za odsunięciem wejścia w życie ETS2. Czy pan też jakby widzi takie elementy Ładu, które trzeba zrewidować lub odsunąć?

Zgadzam się. Nasi poprzednicy zachowali się mało asertywnie. W procesie negocjacji Polska nie uzyskała bezpiecznych terminów na objęcie nas poszczególnymi etapami zmian dotyczących polityki klimatycznej. To jest dzisiaj wyzwanie, przed którym stajemy. Natomiast za kwestie energetyczne mój resort nie odpowiada, więc choć mam swoje zdanie, to nie nastawiam się na jakieś inicjatywy czy recenzje w tej kwestii.

A jeśli chodzi np. o implementację dyrektywy budynkowej?

Uważam, że kwestia dyrektywy budynkowej wymaga nieco odwrócenia filozofii. Będziemy starali się ją wdrażać tak, żeby nie wynikały z tego jakieś lęki i obawy. Na przykład, żeby z kategoryzacji energetycznej budynków wynikał pozytywny katalog wsparcia dla tych, którzy znajdą się w najniższych kategoriach energetycznych. Jeśli z implementowania tych zasad nie będzie wynikał jakiś system zachęt i wsparcia dla tych, których to najbardziej będzie dotykało, to my tego nie zrealizujemy, także politycznie.

Zrobi się wokół tego awantura i jeśli będziemy restrykcjami wymuszać zmiany, np. w sprawie przechodzenia na niskoemisyjny transport czy wysoką efektywność energetyczną budynków, to kolejne wybory do Parlamentu Europejskiego wygra Konfederacja z PiS-em, przewagą 80 do 20. Dlatego będę szukał pozytywnych narzędzi do realizacji dyrektywy. Dla właścicieli energetycznie nieefektywnych budynków, musi być jakaś korzyść, a nie kara, jak to przedstawiają skrajni populiści, środowiska antyeuropejskie.

Czy popiera pan kierunek, o którym mówi ministerstwo rodziny, czyli oskładkowanie umów zleceń i być może umów o dzieło?

Zaczynamy w tej sprawie rozmowy. Na jedną rzecz będę chciał minister Dziemianowicz-Bąk zwrócić uwagę, żeby oszacowano negatywny wpływ tych rozwiązań na sytuację firm i gospodarkę. W tych opracowaniach, które dostałem jako uzasadnienie tych zmian, jest ocena korzyści dla pracowników. Natomiast nie ma zupełnie analizy skutków negatywnych ani ich skali w tych kwestiach o których powiedziałem.

Co jest taką pańską czerwoną linią?

Granicą bólu jest na pewno negatywne oddziaływanie na sektor rolnictwa i budownictwo, które w dużej mierze bazuje na sezonowych, doraźnych pracownikach.

Brzmi to trochę jak czerwone światło ze strony ministra rozwoju.

Identyfikuję te dwie sfery i poproszę panią minister Dziemianowicz-Bąk, żeby na kolejnym komitecie ekonomicznym o nich porozmawiać. Ponieważ umówiliśmy się, że tam takie rzeczy będą konsultowane między resortami. Dlatego poproszę o wspomniane analizy, a jeśli ich nie będzie, to się pewnie zaangażuję z własnymi siłami.

Bo uważam, że już kwestia kolejnego skokowego podnoszenia płacy minimalnej dość mocno doświadczyła wiele sektorów gospodarki. Uważam, że nie możemy ryzykować ponad miarę dokładania tych obciążeń.

A co ze składką zdrowotną dla przedsiębiorców? Dziś w zasadzie każdy w koalicji wychodzi ze swoim pomysłem. Co z pomysłem ludowców a może resortu rozwoju?

Obiecaliśmy przedsiębiorcom, że spróbujemy wrócić w jak największym stopniu do stanu sprzed Polskiego Ładu. Ale trzeba też uczciwie powiedzieć, na czym manewr PiS-u polegał - a więc zmniejszyli podatki, a składkę uczynili parapodatkiem. W tych okolicznościach powrót do poprzednich rozwiązań, czyli składki w większości odliczanej od podatku, oznacza jakąś astronomiczną dziurę 60-70 mld zł w finansach publicznych. Dlatego prostego powrotu do czegoś takiego nikt o zdrowych zmysłach sobie nie wyobraża.

Natomiast analizy jasno pokazują, że polski przedsiębiorca jest naprawdę dzisiaj przygnieciony, staje się mniej konkurencyjny plus do tego dochodzi poprzedni wątek, rosnąca płaca minimalna, czyli zmniejszenie możliwości sezonowego wsparcia względnie tanim pracownikiem. Skutki są takie, że mnóstwo firm np. z Wielkopolski wraca z rynku niemieckiego, bo przestaje konkurować z firmami np. na rynku budowlanym w Niemczech. To nie oznacza jeszcze zamykania tych firm, ale ograniczanie skali ich działalności.

Ale jakie są wnioski w takim razie z tej sytuacji?

To nie powoduje jakiejś katastrofy, ale powinno nam zależeć na tym, żeby dbać o kondycję tych, którzy tworzą gospodarkę. I dlatego będę tu z pewnością z resortem rodziny, może nie w konflikcie, ale w takim dosyć stanowczym dialogu, upominającym się o uwzględnianie negatywnych skutków po stronie pracodawcy. Pracownik jest ważny i nie chcę w czambuł krytykować tych pomysłów, ale nie można zamykać oczu, że to po stronie pracodawcy nie powodują one żadnych skutków. A jeśli chodzi o płacę minimalną czy ozusowanie umów cywilnoprawnych, trochę to wygląda tak, że zamykamy oczy i jedziemy do przodu.

Wracając do składki zdrowotnej dla przedsiębiorców, czy z tym projektem wyjdzie pana resort czy wyjdą z nim ludowcy?

Ponieważ Ryszard Petru pokazał swój projekt, być może za chwilę Platforma pokaże swój, to tu już nie ma przestrzeni na wyjście z rozwiązaniem przygotowanym przez resort. Pewnie to będzie z dużym moim udziałem, z wykorzystaniem też wiedzy, którą w tym zakresie mam, ale raczej przygotowanie tego wspólnie z klubem parlamentarnym.

Kiedy możemy się spodziewać projektu?

Myślę, że to będzie kwestia tego tygodnia.

Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(345)
Ed,Edd i Eddy
2 min. temu
Szuflady pełne ustaw po rządach PiS, wprowadzamy małe poprawki przeważnie przecinki i kropki . Gdyby coś nie wyszło powiemy ze to pisowski projekt
Mirek
3 min. temu
Fajnie... problemem jest brak zdolności kredytowej... :D po tym przestałem dalej czytać, dajcie kredyty na 2, 3 albo 5 mln na 40 albo 50 lat to będą zadowoleni :D
A to dobre!
4 min. temu
Ludzi martwi brak zdolności kredytowej a nie cena m2? To jak cena podskoczy to ich nie zmartwi jeszcze mniejsza zdolność? Ktoś kręci albo minister albo ankieterzy albo ankietowani? PS. Kto z polityków nie kupił jeszcze n-tego mieszkania własnościowego bo to kolejny najlepszy program dla polityków.?
Student infor...
4 min. temu
Wracają pomysły rządu PiS bo niby co mogą wymyślić te miękiszony od Tuska
Fuj.
6 min. temu
Na zdjęciu widać jaką uległą gębę ma Peszek wobec tuska. Domyślam się, że za moment pocałuje go w rękę.
...
Następna strona