Żukowska była w niedzielę gościem Radia ZET. Dyskusja, w której brała udział, zeszła na temat wyboru Adama Glapińskiego na drugą kadencję w fotelu prezesa NBP. Glapiński utrzymał to stanowisko dzięki głosom posłów PiS podczas czwartkowego głosowania w Sejmie. Jego los długo jednak nie był oczywisty, ponieważ szef polskiego banku centralnego jest krytykowany za to, że doprowadził do gigantycznej inflacji w naszym kraju.
Według krytyków Rada Polityki Pieniężnej, na czele której stoi Adam Glapiński, zbyt późno zaczęła podnosić stopy procentowe, co pozwoliło na ogromny wzrost cen. Glapiński odrzuca te oskarżenia i przekonuje, że moment był odpowiedni. Okres najwyższej od ponad 20 lat inflacji zbiegł się z czasem z końcem kadencji prezesa NBP i koniecznością zdecydowania, co dalej - czy dać Glapińskiemu kolejne sześć lat na tym stanowisku, czy szukać nowego kandydata. Ostatecznie PiS zdecydowało się na ten pierwszy wariant.
Kogo można postawić na czele NBP
Mimo to nawet wśród polityków obozu władzy można usłyszeć, że pewną część winy za obecną sytuację ponosi jednak Adam Glapiński i NBP. – Oczywiście mamy tę część inflacji, która została wygenerowana w kraju bez dwóch zdań – mówił w niedzielę w radiu ZET senator PiS Jacek Włosowicz. Pytany, czy zagłosowałby za kandydaturą Glapińskiego (decyduje tylko Sejm, Senat nie przeprowadza oddzielnego głosowania), Włosowicz stwierdził, że tak, bo Adam Glapiński "został przedstawiony przez pana prezydenta i nie było innego kandydata".
Dosadnie i kwieciście skomentowała to Anna Maria Żukowska z Lewicy. - Prezes Glapiński został prezesem NBP z jednego powodu: ponieważ kiedyś, dawno temu, zakładał z prezesem Kaczyńskim Porozumienie Centrum. Jeżeli w takiej sytuacji prezes nie wpadł na pomysł, żeby za te ogromne pieniądze, które ma do dyspozycji w swojej instytucji, zlecić analizy, skonsultować się z ekspertami, to równie dobrze można by na czele tego banku postawić krowę i efekt byłby dokładnie taki sam – mówiła Żukowska.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo
Inflacja najwyższa od ponad dwóch dekad
Przypomnijmy, według GUS w kwietniu wzrost cen towarów i usług osiągnął już 12,4 proc. rok do roku. Co gorsza, mimo podnoszenia stóp procentowych drożyzna nie zwalnia. Członek RPP Przemysław Litwiniuk niedawno prognozował na ten rok szczyt inflacji na poziomie 17 proc., jednak teraz nie wyklucza już wzrostu cen nawet o 20 proc.
- Szczyt inflacji jest jeszcze przed nami, może ona się zbliżyć do 14 proc. - mówił z kolei w środę podczas kongresu Impact'22 prezes Banku Pekao Leszek Skiba. Natomiast w Aktualizacji Planu Konwergencji, którą Polska raz w roku przesyła do Brukseli, rząd podał niedawno, że przewiduje średnioroczny poziom wzrostu cen w tym roku na 9,1 proc.
Z wysoką inflacją mierzy się wiele krajów na całym świecie. Nie wszędzie są to jednak takie odczyty, jak w Polsce. Dla porównania wzrost cen w Niemczech wyniósł w kwietniu 7,8 proc. Z kolei w Stanach Zjednoczonych było to 8,3 proc. i był to odczyt niższy niż jeszcze w marcu, kiedy to inflacja sięgnęła 8,5 proc.