Wielu samozatrudnionych w Polsce opłaca najniższe składki na obowiązkowe ubezpieczenie społeczne – zauważa piątkowa „Gazeta Wyborcza”.
Minimalna podstawa wymiaru składek wynosi 60 proc. średniej pensji. W konsekwencji ich emerytury będą bardzo niskie, często na poziomi emerytury minimalnej.
Już dziś przeciętna emerytura przedsiębiorcy jest o 18 proc. niższa od tej wypłacanej z ZUS.
- Jeśli samozatrudnieni ograniczą się wyłącznie do płacenia obowiązkowych składek, ich emerytury w przyszłości będą na poziomie zbliżonym do minimalnych świadczeń – mówi na łamach „Gazety Wyborczej” Łukasz Kozłowski, ekonomista w Federacji Przedsiębiorców.
Samozatrudnieni nie skorzystają z PPK, bo ich istotą jest współudział pracownika i pracodawcy w budowaniu długoterminowych oszczędności. W przypadku przedsiębiorców wpłaty musiałyby być realizowane wyłącznie przez nich samych.
Rozwiązaniem jest większy limit wpłat na indywidualne konta zabezpieczenia emerytalnego (IKZE). Limit wyniesie 1,8 –krotność przeciętnego prognozowanego wynagrodzenia brutto ustalonego w projekcie ustawy budżetowej i będzie obowiązywać od 1 stycznia 2021 r.
Czy to rozwiąże problem głodowych emerytur samozatrudnionych?
- W przypadku osób oszczędzających kilkadziesiąt lat – tak, ale w przypadku samozatrudnionych o perspektywie kilku czy kilkunastu lat do emerytury kwota kilkudziesięciu tysięcy złotych może nie wystarczyć – ocenia Marcin Wojewódka, wiceprezes Instytutu Emerytalnego.
Niskie składki emerytalne samozatrudnionych mają też drugie dno. Rząd podnosi emerytury minimalne, zwiększając dopłaty do systemu. Wpłaty do IKZE, podobnie jak do PPK zwiększają dochody samozatrudnionych ale nie będą uwzględniane w wyliczeniach ZUS.
- Jeśli ze składek wpłacanych do ZUS będzie wynikała emerytura w wysokości 700 zł, to nawet jeśli taka osoba za sprawą IKZE lub PPK będzie miała dodatkowe 600 zł, to ZUS tego nie uwzględni i podniesie emeryturę do emerytury minimalnej – tłumaczy na łamach „GW” Aleksander Łaszek, ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.