Niemiecki rząd chce nowych uprawnień, by centralnie zarządzać sytuacją epidemiczną w kraju, decydując o obostrzeniach w niemieckich regionach - podaje "Deutsche Welle". Obecnie to kompetencja krajów związkowych, a przepisy mocno się między nimi różnią.
Zmiana ma pomóc zwalczyć chaos wywołany lockdownem. Rząd Angeli Merkel poinformował o planie nowelizacji ustawy o ochronie przed infekcjami, aby ujednolicić przepisy, które obowiązują w różnych landach.
– Wszyscy mamy poczucie, że sensowne będzie uregulowanie tego na poziomie federalnym, żeby każdy wiedział na czym stoi – powiedział wicekanclerz i minister finansów Olaf Scholz (SPD). Jak dodał, jednolite przepisy mają przynieść obywatelom więcej jasności i przejrzystości.
Nowelizacja przepisów ma dać niemieckiemu rządowi prawo do automatycznego wprowadzania obostrzeń w przypadku, gdy tzw. wskaźnik zapadalności (czyli liczba zachorowań w ciągu ostatnich 7 dni na 100 tys. mieszkańców) w danym regionie przekroczy 100. Mowa o przepisach dot. przebywania na zewnątrz w nocy, a także zamykania szkół oraz sklepów.
Zbyt błahe podejście do obostrzeń w wielu landach spotkało się z krytyką Angeli Merkel. Rząd federalny ustalił zasady z premierami krajów związkowych, ale ci mimo to łagodzili niektóre zakazy, np. nie zamykali sklepów mimo wielu zachorowań.
Kanclerz Niemiec nie tylko krytykowała taką postawę, domagała się też ostrzejszych działań. Spór między kanclerz i szefami rządów krajów związkowych narastał już przed Wielkanocą. Dlatego rząd w Berlinie chce znowelizować ustawę już w najbliższym tygodniu.
Czytaj także: Osiedle tylko dla dorosłych. Dzieci tam nie będzie
Posiedzenie rządu przyspieszono już nawet ze środy na wtorek, potem projekt trafi do Bundestagu. Rzeczniczka rządu nie zdradziła, jakich konkretnie obostrzeń należy się spodziewać. Jak zauważa agencja Reutera, nadal nie jest też jasne, czy rząd federalny będzie wprowadzał obostrzenia analizując wskaźnik zapadalności w danym kraju związkowym, czy w danym powiecie.
W piątek 9 kwietnia wskaźnik zapadalności w Niemczech wynosił 110,4. Polskie urzędy inaczej podają liczbę zachorowań. Gdybyśmy posługiwali się niemiecką metodologią, z danych na ten sam dzień wskaźnik zapadalności w Polsce wynosiłby ponad 350.