Groźbę wcześniejszych wyborów podniósł we wtorek Boris Johnson, który postawił ultimatum parlamentowi: albo ten poprze porozumienie z UE, albo nowe wybory.
Jeśli parlament nie pozwoli, by brexit się wydarzył i zdecyduje się opóźnić go do stycznia lub być może dłużej projekt ustawy będzie musiał zostać wycofany i konieczne będą do wybory powszechne – grzmiał cytowany przez BBC premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson.
Kierowana przez Jeremy Corbyna Partia Pracy podjęła wyzwanie premiera i w środę zapowiedziała, że w przypadku przesunięcia brexitu na 2020 rok gotowa jest do wcześniejszych wyborów – donosi UKPoliticks. Gotowość jednak to jedno. Nie oznacza ono, że laburzyści chcą tych wyborów i zagłosują za takim rozwiązaniem.
Tymczasem przesunięcie brexitu do 31 stycznia 2020 r. rekomenduje szef Rady Europejskiej Donald Tusk, który swoje stanowisko przedstawił premierowi Wielkiej Brytanii w rozmowie telefonicznej.
Trzeba zaznaczyć, że jeśli nawet Johnson postawi wszystko na ostrzu noża, to i tak nowe wybory powszechnie też nie będą proste do przeprowadzenia. Gdyby do tego miało dojść, premier Johnson będzie bowiem potrzebował głosów 2/3 brytyjskich parlamentarzystów.
Czasu jest niewiele, gdyż jak wcześniej oceniał szef służby cywilnej Sir Mark Sedwill, jeśli wybory miałby się odbyć jeszcze w tym roku, to ich organizacja byłaby możliwa najdalej do 12 grudnia. Po tym terminie wszelkie sale są rezerwowane w związku z okresem bożonarodzeniowym, więc nie będzie miejsca na kabiny wyborcze.
Brexit. Przed nami ciąg dalszy brytyjskiego serialu
Politycy mają też świadomość, że wybory pod hasłem przewodnim "brexit" mogą być nieprzewidywalne. Wszystko może się wydarzyć, bo nie wiadomo, jak zagłosują Brytyjczycy. Czy nowy rząd wciąż byłby zdeterminowany, by wyprowadzić Wielką Brytanię z UE? Poparcie, które doprowadziło w referendum do brexitu, przez ostatnie lata stopniało. Możliwe skutki też powodują, że separatystów ubywa.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl