Zastrzeżenia wobec importowanego węgla dotyczą m.in. jego jakości. Branża sprzedawców tego surowca szacuje, że z każdej tony po przesianiu zostaje jedynie kilkanaście procent produktu, który nadaje się do sprzedaży. To mniej niż w przypadku polskiego i rosyjskiego "czarnego złota". I mniej niż zapowiadał resort klimatu i środowiska, który podawał, że z tony można uzyskać 20-40 wartościowego opału.
– Uśredniając gatunki sprowadzonego do naszego kraju węgla, z jednej tony takiego surowca można uzyskać na opał ok. 15–20 proc. – mówi "Rzeczpospolitej" Łukasz Horbacz, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla.
To i tak łagodniejsze szacunki od tych, które podają anonimowi dystrybutorzy w Polsce. Ci twierdzą, że z każdych kilkunastu ton można odsiać maksymalnie tonę tzw. węgla grubego. A do tego jego kaloryczność - mimo wysokiej ceny - jest o co najmniej jedną trzecią mniejsza od węgla krajowego czy rosyjskiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Boją się sprzedawać węgiel, bo klient wróci z reklamacją
– Nie sprzedam klientom tak drogiego węgla, ponieważ klient spali tonę, a ciepła wytworzy jak z 700–800 kg węgla krajowego czy rosyjskiego. Wróci do mnie i będzie chciał zwrotu pieniędzy – mówi "Rzeczpospolitej" sprzedawca węgla z Podkarpacia.
Spółka PGE Paliwa, która odpowiada za interwencyjny import surowca, przyznaje, że jego właściwości zależą od kraju pochodzenia. Zapewnia jednocześnie, że sprowadzony węgiel "po przeprocesowaniu nadaje się dla odbiorców indywidualnych".
Najbliżej jakości krajowego czy rosyjskiego surowca jest ten z Kolumbii. Od środy (17 sierpnia) można składać wnioski o wypłatę dodatku węglowego. Polacy, którzy używają węgla jako surowca do ogrzewania swojego gospodarstwa domowego, mogą otrzymać rządowe wsparcie w wysokości 3 tys. zł. Dokumenty przyjmują gminy, ale obowiązujący wzór pisma jest dostępny do pobrania także z rządowej strony.