Przez dziesiątki tysięcy lat rytmem dobowym ludzi kierowała natura. Wstawaliśmy wraz ze wschodem słońca, polowaliśmy na zwierzęta o najlepszych do tego porach, a kładliśmy się spać, gdy robiło się ciemno. Nie musieliśmy zarywać nocki, by skończyć ważny raport dla klienta, a mimo tego wstać na 9 do roboty. Zdaniem chronobiologów, a więc badaczy rytmów życia organizmów, wystarczyło nieco ponad sto lat, aby wszystko wywrócić do góry nogami.
Od kiedy na masową skalę zaczęliśmy używać żarówek i innych źródeł sztucznego światła, zmieniły się nasze godziny snu, jedzenia i pracy. Trudność polega jednak na tym, że nasze ciała nie zawsze za tymi modyfikacjami nadążają, co może skutkować bezsennością, stanami lękowymi, cukrzycą typu drugiego, depresją czy otyłością. Ma to też ogromny wpływ na aktywność zawodową.
Jak twierdzi doktor Michael Breus, kluczem jest wykonywanie pracy w zgodzie z wewnętrznym zegarem biologicznym. Bez tego trudno o większą produktywność czy kreatywność. Dlatego ma to dla nas tak duże znaczenie! Łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której wprowadzasz zalecenia dotyczące motywacji, celów czy systemu pracy, a na koniec dnia twój organizm na to wszystko odpowiada… ziewnięciem.
Sprawa byłaby dość prosta, gdyby naukowcy podali nam prosty przepis, według którego od godziny 10 do 12 mamy najlepszy czas na wymyślenie czegoś nowego, a od 14 do 16 powinniśmy odpowiadać na maile. Życie stałoby się piękne i może w końcu zobaczylibyśmy nasze ukochane skrzydlate jednorożce skaczące po tęczowej łące. Zdążyliśmy się już jednak przyzwyczaić, że ludzka natura jest bardziej skomplikowana – i tym razem musimy więc zapomnieć o naszych fantastycznych stworzeniach. Ale przyznaj – robi się ciekawie!
Różnice pomiędzy poszczególnymi osobami i ich zegarami biologicznymi są naprawdę duże. Każdy z nas rano, o godzinie 9 ma inną temperaturę ciała, tętno, przemianę materii, ciśnienie krwi i poziom wydzielanych hormonów. Pora dnia inaczej będzie działała również na nasze zachowanie czy sprawność intelektualną. Wiemy dzięki temu, że szczyt i dołek dziennych możliwości człowieka występuje w różnych częściach dnia, a zależeć będzie to od indywidualnego rytmu dobowego.
Gdybyśmy mogli działać wtedy, gdy nasze organizmy są na to gotowe, nie byłoby żadnych problemów – niestety, tak łatwo nie jest. Większość z nas musi wstać na określoną godzinę i pracować w wyznaczonym czasie, bez oglądania się na własny zegar biologiczny. Zdaniem naukowców może być to dla nas bardzo niekorzystne i przypomina stan zmęczenia spowodowanego różnicą czasu (ang. jet lag). (…)
Po mamucie należy się przerwa
Polowanie na mamuty potrafi być naprawdę wyczerpujące. Najpierw trzeba zorganizować grupę 20–30 mężczyzn, którzy z zapalonymi pochodniami ruszą w kierunku stada. Kto kiedykolwiek próbował ustalić coś z tyloma facetami naraz, ten dobrze wie, że nie jest to takie proste, a jesteśmy dopiero na początku przedsięwzięcia! Następnie trzeba umiejętnie oddzielić jednego mamuta od pozostałych.
Pomocne może być bieganie połączone z krzykiem, a także użycie straszliwego ognia i udomowionych psów.
Tak odizolowany osobnik musi zostać zapędzony we wcześniej przygotowaną pułapkę, a więc ogromny rów o głębokości około dwóch metrów. Należało go wcześniej wykopać, co wiązało się z niemałym wysiłkiem – pamiętajmy, że pomocny sąsiad z minikoparką nie był wtedy jeszcze dostępny. Procedura zapędzania mamuta mogła trwać nawet kilka godzin! Dopiero potem przychodził czas na spokojne zjedzenie mięsa mamuta. Z kolei jego skórę zamieniano na ubrania. Nikogo nie dziwiło, gdy po zakończonej robocie dało się słyszeć głos: "Dobra, misiaczki, idę odsapnąć, bo jestem zmęczony jak koń po westernie".
Dzisiaj prośba o godzinie 12 o dwie godziny przerwy na złapanie oddechu po serii spotkań z klientami zostałaby odebrana zapewne jako żart. "Jakie dwie godziny?! Masz piętnaście minut, ogarnij się i wracaj do pracy! No i przestań w końcu płakać, bo wszyscy to widzą i psujesz atmosferę".
Badania pokazują, że pomimo ustawowo zagwarantowanego prawa pracowników do przerwy nadal trzeba niemal wydzierać ją z gardeł szefostwa. Kwestia dłuższej chwili na złapanie oddechu w pracy bywa tak dużym tabu, że niektórzy nawet nie próbują o to prosić.
Poza tym wielu kojarzy przerwę z lenistwem, więc od 49 do 60 proc. wszystkich pracowników w Unii Europejskiej skraca swój czas na posiłek, aby szybciej wrócić do roboty. Praczłowiek, którego nazywamy "pierwotnym", parsknąłby śmiechem – naukowcy raczej zgadzają się, że plemiona łowiecko-zbieracze nie tylko pracowały krócej niż my obecnie, ale także zdecydowanie częściej odpoczywały.
Nie będę owijał w bawełnę – bez odpowiednich przerw od roboty nie ma mowy o produktywności. Nauka nie dopuszcza w tym temacie żadnych negocjacji – chyba że chcesz brak odpoczynku przehandlować na takie atrakcje, jak wyczerpanie psychiczne i fizyczne, choroby układu krwionośnego czy wypadki przy pracy. Wtedy możemy rozmawiać.
Mimo tego wiele osób w Polsce woli poświęcić przerwę na to, aby zrobić jeszcze więcej, nie zdając sobie sprawy, że w rzeczywistości strzela samobójczą bramkę. Gdyby bowiem przestać wykonywać kolejne zadania (na trochę), a potem wrócić do działania z nowymi siłami, to w toku dnia moglibyśmy zdziałać więcej, wliczając w to nawet odpoczynek. Raczej nie dyskutujemy z faktem, że używany nieustannie smartfon w końcu się rozładuje. Wtedy właśnie należy podłączyć go do ładowarki. Dlaczego zatem tak często lekceważymy chwile na podładowanie własnej baterii, czyli przerwy w pracy?
Polska od lat znajduje się wysoko w rankingach czasu pracy podawanych przez Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. Przeciętny Polak jest aktywny zawodowo przez prawie tysiąc osiemset godzin rocznie! Dłużej pracuje od nas niewiele narodów – wymienić tu można Greków, Rosjan czy Meksykanów. Istnieje jednak fundamentalna różnica pomiędzy liczbą przepracowanych godzin a liczbą godzin przepracowanych produktywnie.
W tym drugim rankingu, niestety, nie osiągamy większych sukcesów. Analizy również pokazują, że pracownicy w Polsce są przemęczeni, a przez to nieefektywni. Pojawiają się nawet sugestie, aby wykorzystać nas jako niechlubny przykład i powiedzenie "zmęczony jak Polak" stosować podobnie do stwierdzenia: "dokładny jak Niemiec". Nie jest jeszcze za późno, by do tego nie doprowadzić.
Jak długo?
Pytanie, nad którym musimy więc pomyśleć, to nie CZY robić sobie przerwy, ale JAKIE powinny one być. Tradycyjnie zagadnienie to należy do dziedziny, którą określa się mianem "zarządzania czasem" – co może być o tyle mylące, że nie da się nim zarządzać, więc jedyne, co możemy robić, to starać się sterować sobą w ramach czasu, który płynie i nie pyta nas o zdanie w tej kwestii. Większość metod wyznaczających przerwy w pracy będzie wymagała jakiegoś narzędzia monitorowania czasu.
Najczęściej wystarczy zegarek (lub ewentualnie minutnik w telefonie), za pomocą którego zwrócimy większą uwagę na potrzeby własnego organizmu. Stare powiedzenie mówi, że od samego ważenia się nasza waga nie ulegnie zmianie. W przypadku kontrolowania czasu może być jednak nieco inaczej. Badania pokazują, że osoby używające pedometrów do mierzenia liczby stawianych dziennie kroków podświadomie chcą osiągnąć lepszy wynik i po prostu chodzą więcej. Różnica może sięgać nawet 25 proc.!
Więcej znajdziesz w książce "Inaczej" Radka Kotarskiego. Książka jest dostępna wyłącznie w internecie na stronie http://inaczej.alt.pl