Nietypowe ogłoszenie dotyczące wynajmu nieruchomości, o którym pisaliśmy w money.pl, spotkało się ze sporym odzewem. Przypomnijmy, pani Małgorzata szuka chętnego (lub chętnych), który zamieszka w domu na wsi zupełnie za darmo pod warunkiem uprawiania ogródka na ekologicznych zasadach i opieki nad zwierzętami. Właścicielka nieruchomości jest gotowa opłacać rachunki oraz zapewnić produkty niezbędne do uprawy. Najemca musi się jednak zobowiązać do tego, że będzie dzielił się wyhodowanymi dobrami pół na pół.
Pod artykułem pojawiły się setki komentarzy. Część osób skrytykowała inicjatywę, część wyrażała się o niej pozytywnie, a jeszcze inni byli skłonni rzucić wszystko i od razu jechać na wieś. "Chętnie bym zamieszkała, mam emeryturę, uwielbiam pracować na polu". "Uważam, że pomysł super. Sama mieszkam w dużym mieście. Pracy na polu też spróbowałam i nie narzekałam". "Witamy, tu miła i spokojna rodzina zainteresowana ogłoszeniem, wychowywana na wsi, która potrafiłaby się zająć gospodarstwem". "Niewiele w zamian, a jakie jedzenie i powietrze. Brawo Wam, obyście trafili na ludzi, którzy dadzą radę, będą dbać i nie okażą się złymi ludźmi" – pisali użytkownicy.
Pani Małgorzata przyznała, że tuż po publikacji ogłoszenia w sieci odezwało się kilkunastu chętnych do wynajęcia nieruchomości. Były to głównie osoby z dużych miast, które chciały spróbować czegoś nowego. "Nie brakowało też marzycieli, którzy nie mieli doświadczenia w pracy na wsi" – mówiła pani Małgorzata. A później odzew był jeszcze większy. Dla bohaterki artykułu był to spory szok.
Eksperci, którzy zawodowo zajmują się rynkiem nieruchomości, wcale nie są zaskoczeni tak dużym zainteresowaniem ofertą zamieszkania na wsi. W przypadku propozycji pani Małgorzaty silnym argumentem jest oczywiście brak opłat, ale to niejedyny powód. Wzrost zainteresowania domami, działkami budowlanymi i rekreacyjnymi widać od marca ubiegłego roku. Na przykład na portalu otodom.pl 40 proc. odsłon we wspomnianym miesiącu dotyczyło domów, a 30 proc. mieszkań. W lutym proporcje te były odwrotne. Zdaniem analityków nieprzypadkowo zbiega się to z czasem, gdy do Polski dotarła pandemia COVID-19.
- Pandemia wskazała trendy. Częściej niż dotąd szukamy domów, większych powierzchni, własnego kawałka ziemi. Do tego upowszechniła się praca zdalna, która może być zachętą dla osób, które cenią sobie wiejską ciszę i kontakt z przyrodą. Niewykluczone, że znaczna część pracowników biurowych nie wróci już do codziennego chodzenia do siedziby firmy. W takim wypadku zniknie konieczność codziennych dojazdów, a praca z wiejskiego domu może być wygodniejsza niż z ciasnego mieszkania. Być może niektórzy tacy pracownicy po godzinach zaczną rozwijać swoje pierwsze uprawy, kto wie? – wskazuje Jakub Krawczyk z portalu otodom.pl
Jak dodaje, oferty wynajmu domów z gospodarstwami na wsi są niezwykle rzadkie. Decyzja o przeprowadzce na wieś i rozpoczęcie działalności rolniczej wiąże się zatem raczej z zakupem, a nie najmem ziemi.
- Osób decydujących się na to może jednak przybywać – wyjaśnia.
Z kolei eksperci portalu nieruchomosciszybko.pl zwrócili uwagę na jeszcze jeden czynnik. Osoby, które zawsze marzyły o własnym domu, są dziś bardziej skłonne do poszukania takiej propozycji w ofertach dotyczących rynku wtórnego. Tym, co skłania do poszukania starego budynku, są bowiem rosnące koszty budowy nowego domu. Jak pisaliśmy w money.pl, od tego roku obowiązują nowe wymogi dotyczące energochłonności. Aby im sprostać, właściciele muszą wydać nawet o kilkanaście tysięcy złotych więcej na budowę.
Kolejnym czynnikiem, który napędza popyt na starsze domy, to pomoc państwa przy finansowaniu termomodernizacji. W tym roku realizowana jest kolejna odsłona programu "Czyste powietrze", z którego można uzyskać wsparcie na wymianę przestarzałych i nieefektywnych kotłów. Do tego dochodzi ulga termomodernizacyjna, dzięki której można odliczyć od podatku nawet 53 tys. zł wydane np. na ocieplenie domu.
Procesy, które opisaliśmy, mają nawet swoją nazwę. W socjologii mówi się w tym kontekście o dezurbanizacji. Nie brakuje jednak głosów, że część miast zaczyna się odradzać. Wynika to z tego, że gdy już przeniesiemy się bliżej natury oraz oswoimy z wiejską ciszą i spokojem, to nagle pojawia się tęsknota za miastem – ludźmi, tłumem, restauracjami, kinami, księgarniami, transportem czy nawet korkiem w drodze do pracy lub dyskontem na każdym rogu. Dr hab. Katarzyna Kajdanek, socjolożka badającą migracje Polaków, przyznała w rozmowie z portalem bankier.pl, że rośnie rzesza osób niezadowolonych, dla których życie na wsi okazało się "rajem" nie do zniesienia.
- To opresja wynikająca z konieczności planowania wszystkiego. Życie pod miastem oznacza stałe dojazdy, a to zabija kompletnie spontaniczność, czasem nawet radość życia. Nie ma zwyczajnej swobody i możliwości reagowania na jakieś zdarzenia, które się pojawiają, w rodzaju spotkań towarzyskich, zachcianek kulinarnych czy zwykłej ochoty, by zrobić coś, czego się wcześniej skrupulatnie nie zaplanowało – tłumaczy eksperta.
Jak zaznacza, to poczucie ma bliski związek z wykluczeniem transportowym, czyli np. brakiem połączeń lub czasem, jaki należy poświęcić, aby móc dostać się z punktu A do punktu B, co często generuje dodatkowe koszty: finansowe, zdrowotne i psychiczne.