Dziennikarze portalu superbiz.se.pl sprawdzili, czy leki dla seniorów, które miały być teoretycznie tanie – takimi są. Polineuropatia, udar mózgu, niedowład mięśni – schorzenia te da się leczyć, ale za pensję, a nie głodową emeryturę.
Podobnie z lekami na urazy związane z nerwami, problemami z wątrobą, czy tarczycą. Za wszystko to trzeba zapłacić, wszystko wymaga leczenia, rehabilitacji.
"Spoglądając na moich "kompanów" zastanawiałem się, ile mają emerytury, czy stać ich na to. Niektórych wspierają dzieci, ale inni seniorzy są samotni. Dochodzi do leczenia i jest szok" – skarży się czytelnik Super Ekspressu.
Rehabilitacja? Na NFZ ze skierowaniem trzeba czekać dziś ok. 9 miesięcy. To i tak nieźle, bo wielu seniorów słyszy rok lub dwa lata czekania. Emerytura więc musi starczyć na prywatną rehabilitację.
Jedna wizyta rehabilitanta to 100-150 złotych. Takich w ciągu miesiąca wypada wykonać 10 minimalnie. Oznacza to, że z emeryt, czy rencista już musi wyłożyć 1500 złotych.
Do tego dochodzą leki. Te przeciwbólowe, na wątrobę, a także maści rozgrzewające na nogi atakowane przeczulicą czy odrętwieniem, czy witaminy – to kolejne ok. 200 zł miesięcznie.
Osoby przebywające na rehabilitacji zwykle potrzebują też leków przeciwzakrzepowych. Miesięczna dawka zastrzyków? To bagatela 345 złotych.
Ile więc musi wydać starsza osoba cierpiąca na problemy ortopedyczne miesięcznie? Wg wyliczeń dziennikarzy, to ok. 2160 złotych. A to oznacza, że emerytura, nawet ta średnia, nie starczy.
"Polscy seniorzy mają jeden z najbardziej ograniczonych systemów wsparcia w zakresie bezpłatnych leków" - przyznał w rozmowie z SE senator Krzysztof Kwiatkowski, który zapowiedział, że Senat pracuje nad ustawą rozszerzającą program darmowych leków o osoby, które ukończyły 70 lat.
Dziś bezpłatne leki przysługują emerytom dopiero po 75 roku życia. Tyle że średnia życia mężczyzn w Polsce to 74 lata, więc wielu z nich nie dożyje już darmowego leczenia.