Wydobycie węgla w działającej od 1863 roku kopalni Prosper-Haniel w Zagłębiu Ruhry zostanie wygaszone do końca roku. W ten sposób Niemcy dołączą do grona państw, które nie produkują węgla kamiennego.
Pracę straci 1400 górników, ale odetchnie - przynajmniej teoretycznie - niemiecki podatnik. Co roku rząd dopłacał tylko do tej kopalni okrągły miliard euro.
Zamknięcie Prosper-Haniel i innych kopalń było dawno zaplanowane. Już w 2007 roku Angela Merkel postanowiła, że Niemcy skończą z wydobyciem węgla. Nie chodziło tylko o kwestie ekologiczne, ale także ekonomiczne.
Jak informuje Bloomberg, wspieranie nierentownego wydobycia węgla tylko od 1998 kosztowało Niemcy aż 40 mld euro. To równowartość blisko połowy wszystkich wpływów do polskiego budżetu w zeszłym roku.
Dekarbonizacja na poziomie produkcji nie oznacza jednak, że Niemcy żegnają się z energetyką węglową. Spalanie czarnego złota wciąż odpowiada za jedną trzecią produkcji elektrycznej w tym kraju, a elektrownie węglowe będą działać co najmniej kolejne 20 lat.
Brak własnego źródła węgla oznacza, że 100 proc. tego surowca będzie pochodzić z importu, głównie z Rosji. W 2017 roku Niemcy sprowadziły z tego kraju blisko 20 mln ton węgla.
Na zakończeniu wydobycia węgla w Niemczech skorzystają także Stany Zjednoczone, które za rządów Donalda Trumpa odbudowują swój przemysł wydobywczy węgla kamiennego. Już w zeszłym roku USA wysłały nad Ren ponad 9 mln ton węgla. Dla porównania cały polski eksport węgla w 2017 r. wyniósł mniej niż 3 mln ton.
Pierwsza kopalnia węgla kamiennego została uruchomiona w 1820 r. Przez kolejne dziesięciolecia sektor węglowy był kołem zamachowym niemieckiej gospodarki.
Szczyt wydobycia węgla w Niemczech nastąpił tuż po II wojnie światowej, gdy w branży pracowało ok. 600 tys. osób. Jednak już od połowy lat 50. górnictwo węgla kamiennego zaczęło się szybko kurczyć.
Decyzja Niemiec, zwłaszcza w kontekście szczytu klimatycznego, który w poniedziałek rozpoczął się w Katowicach, wprawia władze Polski w spore zakłopotanie. Wystarczy przypomnieć wypowiedzi przedstawicieli polskiego rządu z ostatnich dni na temat decyzji Brukseli o zamknięciu kopalni węglowych do 2050 r., bazującej na raporcie naukowców (Intergovernmental Panel on Climate Change (IPCC))
.
Najkrócej rzecz ujmując, najlepsi eksperci w tej materii z całego świata, stwierdzili, że zmierzamy ku totalnej zagładzie spalając takie ilości paliw kopalnych.
"To jest propozycja odchodzącej Komisji Europejskiej. W warunkach polskich nie przewiduję, że w 2050 r. nie będzie elektrowni węglowej w Polsce. Nie przewiduję, żeby dobre instalacje mogły być zamknięte" - powiedział Tchórzewski cytowany przez PAP, komentując unijną strategię neutralności klimatycznej do 2050 r.
- To symboliczne i przerażające zarazem, że naukowe dane pokazują marsz ku katastrofie, a polscy politycy nic sobie z tego nie robią. Zderzenie założeń z projektu naszej polityki energetycznej z raportem IPCC, mogłoby nawet być śmieszne, gdyby nie chodziło o ludzkie życie - mówi money.pl Paweł Szypulski z Greenpeace Polska.
- Gospodarz szczytu klimatycznego minister Tchórzewski w tydzień po opublikowaniu raportu IPCC, o którym mówi cały świat, wbija łopatę pod budowę elektrowni węglowej w Ostrołęce. Znamienne jest to, że na kontynencie już tylko my mamy takie pomysły i najprawdopodobniej będzie to ostatnia z budowanych elektrowni tego typu - mówi Paweł Szypulski.
Więcej o szczycie klimatycznym przeczytacie tutaj.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * dziejesie.wp.pl*