Chiny po latach bezrefleksyjnego zanieczyszczania środowiska naturalnego rozpoczęły walkę o poprawę jakości powietrza. W całym kraju wstrzymano czasowo pracę około 40 proc. fabryk, a 80 tys. osób usłyszało zarzuty.
Kilka dni temu podczas kongresu Komunistycznej Partii Chin ogłoszono, iż celem rządzącej krajem formacji jest zmniejszenie do 2035 r. zawartości tzw. pyłów zawieszonych (PM25) z 47 do 53 mikrogramów w metrze sześciennym powietrza. Minister ochrony środowiska Li Ganjue przyznał, że cel będzie trudny do realizacji, ale ostatnie akcje w fabrykach pozwalają przypuszczać, że jest on traktowany poważnie.
Kontrole i zamykanie fabryk
Do końca bieżącego roku emisja chińskiego przemysłu ciężkiego miała spaść o 30 proc. w stosunku do roku 2013. Realizacja tej polityki jest sprawdzana przez inspektorów, którzy od roku prowadzą niezapowiedziane inspekcje we wszystkich regionach kraju.
Jak donoszą media, walka ze smogiem czkawką odbije się gospodarce – w całym kraju zamknięto tymczasowo 40 proc. fabryk, a 80 tys. ich pracowników administracyjnych usłyszało zarzuty karne. By mieć pewność, że produkcja nie będzie odbywać się wbrew zakazowi, władze odcinały prąd i gaz dostarczane do przedsiębiorstw.
Amerykanie zapłacą
Biznesmeni w rozmowie z mediami narzekają, że boją się o przyszłość biznesu, ponieważ nie są w stanie wywiązywać się z kontraktów. Wstrzymana produkcja oznacza także problem dla gwiazdkowego handlu w USA. Amerykanie mogą odczuć walkę ze smogiem za oceanem we własnych portfelach.
Ostra polityka wobec fabryk ma również swoje plusy. W wielu regionach po raz pierwszy od lat mieszkańcy mogli zobaczyć błękitne niebo.