W polskich bankach prezesi zarabiają za dużo. Taki wniosek można wysnuć, patrząc na zyski instytucji po odejściu drogich menadżerów. Przyjście "tańszych” prezesów wcale nie obniżyło wyników.
Jest taki bank w Polsce, w którym z każdego tysiąca złotych przyniesionego przez klienta, na pensję prezesa - a właściwie "prezesów", bo było ich dwóch - przeznaczono w ubiegłym roku 10 gr. To Alior Bank.
Odchodzący Wojciech Sobieraj tanio skóry nie sprzedał, bo zgarnął za rozłąkę co najmniej cztery miliony zł - tak przynajmniej wynika z porównania jego wynagrodzenia za niecałe sześć miesięcy 2017 roku (6,3 mln zł) z tym, co dostał za cały rok ciężkiej pracy w 2016 r. (2,6 mln zł), z uwzględnieniem nagród za poprzednie lata.
Łącznie pensja Sobieraja i jego następcy, czyli byłego już pełniącego obowiązki Michała Chyczewskiego, to aż 7,1 mln zł, czyli 1,34 proc. zysku za ubiegły rok (516 mln zł) i 0,01 proc. aktywów razem. Z powodu odprawy dla wieloletniego prezesa Alior jest bankiem o największym wzroście wydatków na zarząd - były o połowę wyższe niż rok wcześniej.
Odprawa prezesa Sobieraja nie była przy tym najwyższa w polskich bankach. Rekordową kwotę zebrał na pożegnanie włoski prezes Banku Pekao - Luigi Lovaglio. Drugi największy bank w Polsce wypłacił mu 9,8 mln zł za nieco ponad dwa miesiące pracy, podczas gdy za cały 2016 r. wziął 8,3 mln zł. Był to zresztą wtedy rekord wynagrodzenia wśród polskich banków, choć i tak Lovaglio musiał się pogodzić z odebraniem ponad milionowej płatności za rozłąkę z ojczyzną. Odszkodowania za rozwiązania stosunku pracy z członkami zarządu kosztowały bank w ubiegłym roku aż 6,6 mln zł.
Tak się złożyło, że Lovaglio i Sobieraj to była zarazem sama śmietanka wśród prezesów banków. Zarabiali najwięcej, w tyle zostawiając całą resztę. To pewnie część wytłumaczenia, dlaczego nowy właściciel Pekao (PZU z PFR) i Aliora (PZU) zdecydował się zrezygnować z ich usług. Zastąpili ich tańsi menadżerowie i z perspektywy jednego roku działania wydaje się, że wcale nie gorsi.
Krupiński tańszy, a... tak samo dobry?
Następca Włocha w Pekao, czyli Michał Krupiński "plamy nie dał", bo zarobki banku wzrosły z 2,3 do 2,5 mld zł, co jest osiągnięciem, zważywszy na utrzymujące się niskie stopy procentowe oraz na zysk ekstra w 2016 r. ze sprzedaży udziałów w Visa Europe. Pekao zwiększył zyskowność kapitału własnego do poziomu 10,6 proc. (z 9,9 proc. rok wcześniej), co daje mu drugie miejsce (po ING BSK) wśród polskich banków pod względem efektywności.
Krupiński dostał "zaledwie" 1,1 mln zł wynagrodzenia za sześć i pół miesiąca pracy, czyli około jedną czwartą tego, co w tym samym czasie zarabiał Lovaglio.
W przypadku następcy Sobieraja, czyli Michała Chyczewskiego, porównanie umiejętności zarządczych nie jest proste, bo w 2017 roku realizowano łączenie z przejętym Bankiem BPH, a to wiąże się z kosztami. Zysk spadł do 516 mln zł z 575 mln zł, a z nim efektywność.
Alior z wysokich miejsc w 2015 r. przesunął się na dalekie pozycje w stawce. W 2017 r. stopa zysku na kapitale własnym wyniosła 7,6 proc. i z tych banków, które opublikowały już dane jest to najniżej. Wszystko może się zmienić, gdy skończy się proces łączenia banków.
Najbogatszy Jorge
Kto jest teraz najlepiej zarabiającym prezesem banku w Polsce? Joao Bras Jorge z Banku Millennium. Jego pobory wzrosły w ciągu ub.r. o 8 proc. do 5,02 mln zł. W tej kwocie zawierają się dodatki za pobyt za granicą i dodatkowe świadczenia zdrowotne - razem 1,1 mln zł. 8 proc. podwyżki to i tak mniej, niż wiceprezesów Banku Millennium, którzy dostali średnio po 20 proc. podwyżki wynagrodzeń w porównaniu z poprzednim rokiem.
Bankowi wcale się w 2017 r. zresztą nie polepszyło. Zarobił o 3 proc. mniej niż w 2016 r. Ale tu znowu kłania się sprawa sprzedaży Visa Europe. W warunkach porównywalnych zysk był o 31 proc. wyższy.Nagroda dla zarządu była najwyraźniej właśnie za to i za historyczny rekord zysku z działalności bankowej. Nie wspominając o wzroście kursu akcji o 72 proc. - najwyższym wśród giełdowych banków.
Najtańszymi prezesami w polskich bankach są Zbigniew Jagiełło z PKO BP i Michał Gajewski z BZ WBK, czyli prezesi pierwszego i trzeciego banku na rynku. Tani są dlatego, że ich pensje pochłaniają najmniejszy procent zysków kierowanych przez siebie instytucji - odpowiednio 0,11 proc. i 0,09 proc. w 2017 r.
W przypadku prezesa BZ WBK Michała Gajewskiego, zresztą następcy Mateusza Morawieckiego, obecnego premiera - ciekawą sytuacją jest, że więcej od szefa zarabia Juan de Porras Aguirre - wiceprezes ds. bankowości korporacyjnej. Dostał w ub.r. łącznie z nagrodami 2,6 mln zł, czyli prawie tyle samo co rok wcześniej. Zobacz: * *Frankowicze: Słowa Cymańskiego to jakaś paranoja, nie chcemy przywilejów
Więcej niż prezes zarobili też Juan de Porras Aguirre i Michael McCarthy. Przedstawiciele hiszpańskiego właściciela - Santander - są dopieszczani finansowo. Zresztą nie tylko - wysokimi ponad milionowymi nagrodami obdarowano wiceprezesów: Feliksa Szyszkowiaka, Mirosława Skibę i Andrzeja Burligę. Prezes musiał się pogodzić z sytuacją, kiedy jest na szóstym miejscu najlepiej zarabiających osób w firmie.
Najtańszy zarząd w PKO BP
Jeśli liczyć wynagrodzenia całych zarządów, to liderem "taniości" jest już PKO BP. 25,4 mln zł, które wydano na pensje osób na samej górze to zaledwie 0,8 proc. zysku za 2017 r. Średnia dla ośmiu banków, które już podały wyniki to 2,6 proc. Największy procent zysku uszczknął zarząd Aliora (6 proc.) i Idea Banku (5,1 proc.). W tym drugim też - podobnie jak w Aliorze - doszło do zmiany prezesa. W październiku posadę stracił Jarosław Augustyniak, ale pensję dostał prawie taką samą jak za cały 2016 r.
Podsumowując, odprawy wywindowały wynagrodzenia zarządów w bankach. W ośmiu, które przekazały już swoje wyniki, płace zarządów wzrosły o 20 proc., a sumaryczne zyski tych banków drgnęły o zaledwie 1,1 proc. Najbardziej rosły koszty zarządów w Aliorze i Idea Banku, najmniej w PKO BP. Najbogatszym prezesem jest teraz szef Millennium, a najbiedniejszym Michał Chyczewski, który przez pół roku zarobił "zaledwie" 809 tys. zł.