Ile można zarobić na gotowaniu? Miliony dolarów. - Gotowe pudełka z jedzeniem to nuda. Lepiej gotować samemu, ale zapomnieć o zakupach - mówi money.pl Borys Baran, współzałożyciel JustChopped. Poznańska firma chce zmienić rynek i promuje zestawy do samodzielnego pichcenia. Na Zachodzie to hit, w Polsce działa zaledwie kilka takich firm. JustChopped szuka właśnie inwestorów przez finansowanie społecznościowe.
Zaczęło się od oszczędności i pomysłu, który na Zachodzie robi coraz większą karierę. Założyciele uczciwie przyznają, że wcale nie odkryli nowości, że nie są pionierami rynku. Wręcz przeciwnie. Przyznają, że chcą po prostu przenieść do Polski, działający model biznesowy. I zrobić to po prostu lepiej.
- Kochamy gotowanie i zauważyliśmy, że coraz więcej firm na świecie zaczyna dostarczać do klientów gotowe półprodukty. Wszystko elegancko zapakowane, odmierzone, przygotowane do gotowania. Często wystarczy kilkanaście minut, by mieć gotowy obiad. Bez zakupów, które zwykle muszą być większe. Niewiele sklepów oferuje opakowania w sam raz na naszą zapiekankę, mało kto może kupić szczyptę przypraw - wyjaśnia money.pl Borys Baran, jeden z współzałożycieli JustChopped.
Jak biznes wygląda z perspektywy klienta? Wchodzi na stronę internetową firmy, wybiera konkretne dania na odpowiednie dni. Opłaca zamówienie, następnie czeka już tylko na gotową paczkę. W niej przygotowane już warzywa, mięso, przyprawy. Wszystko w zestawie dla dwóch osób lub całej rodziny. Pozostaje tylko czytać instrukcję i gotować.
Borys Baran, jeden z współzałożycieli JustChopped
- Zwykle jest to kilka punktów. Staramy się maksymalnie uprościć instrukcję, by każdy mógł sobie z gotowaniem poradzić - wyjaśnia Borys Baran. A następnego dnia coś innego, a co tydzień zupełnie nowe menu.Warzywa i mięso są odpowiednio zapakowane, zabezpieczone są też warstwą chłodzącą. Menu organizuje szef kuchni. W sumie zespół firmy ma tylko kilka osób.
Zdaniem firmy klienci na takim rozwiązaniu oszczędzają. Dlaczego? Mniej kupują. Przykładem jest wycena sałatki z łososiem i awokado z dipem z tahini i syropu klonowego. W sklepie na potrzebne składniki trzeba wydać 83 zł. Z czego wykorzystane jest nieco ponad 35 zł. Reszta zostaje w lodówce, część zostanie wyrzucona. W Polsce każdego roku na śmietnik trafiają miliony ton żywności. Niektóre szacunki mówią nawet o 40 proc. produkcji. Pieniądze wydać trzeba też na transport. W restauracji takie danie kosztuje 96 zł.
JustChopped dostarczy zestaw dla dwóch osób za 39 zł. Spółka przekonuje, że w ten sposób jedzenie nie marnuje się ani w ich magazynie, ani w lodówkach klientów.
Kolejna oszczędność? Czas. Firma przekonuje, że obiadem można się cieszyć bez dojazdu do sklepu, bez korków.
Tylko w USA działa ponad setka takich przedsiębiorstw. Jeden z największych podmiotów - Blue Apron - w ubiegłym roku osiągnął dochód ponad 700 mln dolarów. Trzy lata wcześniej było to 10 razy mniej. Trend widać jak na dłoni.
Inny przykład? HelloFresh z Berlina. W ostatnim roku zebrało 88 mln dolarów i szykuje się do wejścia na giełdę. Firma wysyła posiłki do dziewięciu krajów na trzech kontynentach. Co miesiąc firma przygotowuje ponad 7 milionów posiłków. A tymczasem w Polsce...
- Firm dostarczających przygotowane zestawy do samodzielnego gotowania jest zaledwie kilka. Można je policzyć na palcach jednej ręki - mówi Borys Baran. I właśnie dlatego liczy, że to niebawem się zmieni. Jego zdaniem atutem polskiego rynku jest również to, że giganci w tej chwili go nie dostrzegają. A to pozwala lokalnym przedsiębiorstwom na zbudowanie pozycji.
- Prognozy są obiecujące. Wartość zakupów spożywczych w sieci na koniec 2016 roku wyniosła 0,5 mld złotych. Do 2018 roku ma się podwoić, by w 2020 roku osiągnąć nawet 2,5 mld złotych. Nie wszystko trafi jednak tylko do internetowych sklepów spożywczych. Spora część tego rynku może przypaść właśnie takim usługom jak nasza - prognozuje.
I właśnie wizją takiego rozwoju JustChopped kusi potencjalnych inwestorów. Pieniądze zbiera przez serwis crowdfundingowy Beesfund. Chce sprzedać 12,3 proc. akcji za 420 tys. zł. Czyli właściciele już w tej chwili wyceniają firmę na 4 mln zł. Trzeba jednak dodać, że firma jak większość start-upów na początku rozwoju, jeszcze nie zarabia.
- Jesteśmy wciąż na etapie wzrostu. Cały czas inwestujemy, zbieramy nowych klientów. Zakładam, że w ciągu najbliższych lat inwestorzy zyskają. Planujemy dywidendny, chociaż oczywiście nie od początku. Teraz środki trzeba wkładać w firmę i ją rozwijać - przekonuje Borys Baran.
Na co te pieniądze? Część trafi na reklamę i działania promocyjne z blogerami i kucharzami. Jednocześnie firma chce rozwijać ekologiczne opakowania żywności. Dodatkowo firma już zapowiada, że chce dostarczać zestawy do kolejnych miast.
Jednocześnie spółka chciałaby rozwinąć platformę - by zamawianie było łatwiejsze, szybsze i jeszcze bardziej spersonalizowane.
- Społecznościowe finansowanie to dla nas okazja do zebrania środków, marketingu i stworzenia społeczności wokół firmy. Ludzie, którzy w nas zainwestują, będą naturalnie sami dbać o firmę a na dodatek zaczną zachęcać znajomych do spróbowania - wyjaśnia Borys Baran.
Wystarczy kupno jednej akcji, by zostać zaproszonym na walne zgromadzenie akcjonariuszy. Co się stanie, gdy nie uda się zebrać 420 tys. zł? Nic. Firma się nie zawali, będzie za to szukać środków wśród aniołów biznesu. JustChopped już przekonał fundusz SpeedUp Venture Capital Group do inwestycji w projekt.