Podczas prac nad nowelizacją ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych nikt nie zauważył poważnego uchybienia. Przepisy zakładają, że nie każdy, kto ma spółdzielcze mieszkanie, może być członkiem spółdzielni. Takich osób jest około pół miliona. I dużo łatwiej niż kiedyś mogą stracić dach nad głową.
O legislacyjnej wpadce pisze we wtorek "Dziennik Gazeta Prawna". Problem mają właściciele mieszkań spółdzielczych w budynkach leżących na gruntach, do których spółdzielnia nie ma prawa własności ani prawa użytkowania wieczystego. Grunty są na przykład własnością miasta.
Osób w takiej sytuacji jest około pół miliona. Zgodnie z nowelizacją, nie mogą być oni członkami spółdzielni. I są już spółdzielnie, które zaczynają wykreślać ich ze swoich list. Jak tłumaczą, dostosowują tylko dokumenty do obowiązującego prawa.
Jak czytamy w "DGP", generalna zasada prawna brzmi: czyj grunt, tego budynek. Jeśli więc budynek spółdzielni stoi na gruncie miejskim, a spółdzielnia nie ma do niego ani prawa własności, ani prawa użytkowania wieczystego, to miasto może taki budynek sprzedać na przykład deweloperowi.
Zobacz też: Na takie mieszkania stać dziś Polaków. 3 pokoje na 50 metrach
Dopóki lokatorzy są członkami spółdzielni, mają dużo wyższą pozycję negocjacyjną. Gdy zostaną z niej wykreśleni, mogą zrobić niewiele. Trudno im się będzie obronić nawet przed eksmisją.
"DGP" zaznacza, że pominięcie w ustawie tych mieszkańców to oczywiste niedopatrzenie. Dlatego niezbędna wydaje się nowelizacja.
W założeniu przyjęte we wrześniu ubiegłego roku przepisy miały poprawić sytuację członków spółdzielni i osłabić pozycję prezesów. Jak pisaliśmy, w myśl nowych przepisów członkiem spółdzielni staje się każdy, kto ma mieszkanie lokatorskie lub własnościowe.