Internetowe sklepy widmo. Kuszą niską ceną, zbierają pieniądze za towar i rozpływają się w sieci. W ciągu ostatnich trzech miesięcy policjanci zlikwidowali kilkanaście takich firm. Przestępcy wyspecjalizowali się w ukrywaniu tożsamości, korzystają ze słupów do wypłaty pieniędzy. - Kiedyś kupowanie w internecie było po prostu przemyślane. Ludzie sobie nie ufali. Teraz nikt nad tym już nie myśli, po prostu zamawia - mówi jeden z policjantów, który na co dzień ściga oszustów.
- To czasami są "weekendowe strzały". W ciągu tygodnia przestępcy kupują sobie pozytywne komentarze, w czwartek odpalają sprzedaż po konkurencyjnych cenach i już w niedzielę przestają działać. W regulaminie za to wpisali 14 dni na dostawę. I w ten sposób opóźniają negatywne opinie w sieci i zgłoszenie sprawy na policję - mówi money.pl jeden z policjantów walczących z przestępczością gospodarczą.
W czasie, kiedy klienci się niecierpliwią, oszuści zakładają nowy biznes. Wszystko wygląda identycznie, zmienia się jedynie nazwa. Np. "FajneTelefony" zastępują "SuperTelefony". I biznes się kręci. - Czasami nie chce im się nawet zmieniać wyglądu strony. Naprawdę niewiele wystarczy, by oszukiwać - dodaje funkcjonariusz, który chce zachować anonimowość.
Z jednego takiego fikcyjnego sklepu przestępcy ściągają od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Pieniądze wypłacają na bieżąco, bo bank w każdej chwili może zablokować konto na wniosek policji.
O co chodzi?
Mechanizm jest bardzo prosty. Oszuści zakładają sklep internetowy i kuszą cenami. Od kilkudziesięciu do kilkuset złotych mniej niż ma konkurencja. Wyprzedaż, rozsprzedaż, promocja - tak uzasadniają atrakcyjną ofertę. Do wyboru, do koloru. Czasami dodają jakiś gratis. Telefon w pakiecie z okularami wirtualnej rzeczywistości, telewizor z zestawem głośników. - Markowego telefonu nie kupi się tam za jedną trzecią ceny. To za bardzo podejrzane. Ale kilkaset złotych mniej... Każdy klient sobie jakoś to uzasadni. A bo czas oczekiwania dłuższy, a bo sklep z małej miejscowości, więc nie płaci wiele za czynsz - mówi inny policjant. Zajmuje się walką z cyberprzestępczością.
Gdy strona i oferta są gotowe, firma natychmiast uruchamia akcję produkowania pozytywnych komentarzy. W internetowych porównywarkach, na forach pojawiają się dziesiątki zadowolonych klientów. Chwalą zamówienie, kontakt, szybkość. Tworzą z nowo powstałej firmy wzór sprzedawcy. Polecają zakupy.
I biznes się kręci.
Ale komentarze są kupione, a sprzętu nikt nie ma zamiaru wysyłać. Firma ma działać przez kilka tygodni, może miesięcy. I zniknie, kiedy w sieci zrobi się dym. Jak dowiedział się money.pl, w ciągu ostatnich kilku miesięcy policja zamknęła kilkanaście takich tworów. Znalezienie oszukanych jest banalnie proste.
Przykład? Sklep z "szalonymi ofertami". Na przełomie roku miał średnią ocen od klientów na poziomie 5.0. Wyższej nie mógł dostać. Dziś? Peany na część sklepu zastąpiły inne wpisy.
"Uwaga! Złodzieje i oszuści" - pisze Jurek.
"Ani pieniędzy, ani towaru, ani odpowiedzi na wiadomości" - dodaje Krzysztof. Obaj utopili po kilka tysięcy złotych.
Szalone oferty sklepu okazały się zwykłym naciąganiem. Joanna, Mateusz, Patryk, Paweł, Gosia mieli tak samo. Nie mają towaru, czekają na pieniądze. Lista negatywnych komentarzy ma już dziesięć stron. Oceny szorują już po dnie, a strona jest nieczynna.
W mediach społecznościowych jest za to kolejna grupa "Oszukani przez... ". Sklep za to do dziś ma w sieci certyfikat "Słucham swoich klientów".
Policja? Doskonale wie o takich sprawach. Widzi też, że przestępcy zaczęli się specjalizować w tego typu wyłudzeniach. Najczęściej zresztą łączą kilka biznesów. Jednocześnie tworzą fikcyjne sklepy i dodatkowo naciągają na portalach aukcyjnych. Dobrze potrafią ukryć swoją tożsamość, korzystają ze słupów, dlatego rozszerzają działalność na inne pola.
- Niektórzy wbili sobie do głowy, że w sieci nie ma anonimowości. Jest. Są ludzie, którzy doskonale wiedzą, jak się schować w internecie. I znalezienie takich osób wcale nie jest łatwe. To często praca na długie miesiące, to często żmudny monitoring. Aż w końcu ktoś popełni błąd - opowiada jeden z policjantów. Ale pieniądze do oszukanych wracają niezwykle rzadko.
- Kiedyś za takie oszustwa brali się mało ogarnięci przestępcy. Zakładali stronę, naciągali i myśleli, że rozpłyną się w powietrzu. Znajdowaliśmy ich po pewnym czasie. Dziś? Konta bankowe założone są na na tzw. słupy - wyjaśnia inny policjant.
Kiedy do policji dotrą pierwsze sygnały, bez problemu można zablokować konto bankowe, które wykorzystywali przestępcy. Ale często na tym trop się urywa. Słupa można pozyskać przez internet, nigdy nie zobaczy człowieka, któremu prał pieniądze. Jak znaleźć taką osobę? Np. oferując pracę i wymagając jedynie założenia konta bankowego. Historię pana Adriana, który w ten sposób został wkręcony, opisywaliśmy już w money.pl w materiale pt. "Słup i konto do prania pieniędzy poszukiwane. Jak Arkadiusz "okradł" nauczycieli ze Świnoujścia".
Pojawiają się nawet przestępcy, którzy korzystają z zagranicznych kont. To też utrudnienie dla śledczych.
Wystarczy kilkaset złotych niższa cena...
Policjanci zwracają uwagę, że nie tylko podejście przestępców się zmieniło.
- Kiedyś kupowanie w internecie było po prostu przemyślane. Ludzie sobie nie ufali. Wybierali dla drogich towarów przesyłkę za pobraniem i płacili listonoszowi. Owszem, można było w ten sposób komuś wcisnąć cegłę, ale jednak trzeba było pojawić się na poczcie, nadać przesyłkę. Zostawało sporo śladów, policja miała za co się złapać - opowiada jeden z policjantów.
- Teraz kupowanie w sieci nam spowszedniało. Kupujemy tam codziennie i wszystko. I nie ma już znaczenia, że kosztuje to kilka tysięcy złotych. Straciliśmy instynkt. A przestępcy to wykorzystują - mówi.