Marcin Łukasik, money.pl: Czy czuje się pan weteranem rynku private equity w Polsce?
*Tomasz Czechowicz, założyciel MCI Capital: *Myślę, że weteranem tego rynku w Polsce może być Jacek Siwicki, założyciel Enterprise Investors, najstarszego polskiego funduszu prive equity. O mnie raczej można powiedzieć, że jestem weteranem pewnego segmentu tego obszaru, czyli digital private equity.
OGLĄDAJ: * *Polski rynek Venture Capital rozwija się coraz szybciej. Czas na nowe wyzwania
Private equity w Polsce zaczęło się prawie dziesięć lat przed moim zaangażowaniem. Ja wystartowałem w 1998 roku. A pierwsze fundusze w Polsce pojawiały się gdzieś na początku lat '90 ubiegłego wieku. Zresztą jeszcze w czasach, gdy byłem prezesem JTT miałem okazję rozmawiać z funduszami inwestycyjnymi.
Czyli od pana startu minęło 20 lat. Dziś aktywami funduszu MCI Capital zarządza grupa PEManagers. W jakim miejscu są dziś te podmioty?
Mamy dobrze rozwinięte trzy obszary działalności. Czyli buyout _ (spółki dojrzałe) _, growth _ (spółki na etapie wzrostu) _ i credit. Zarządzamy łącznie ok. 2,5 mld złotych aktywów. Zbudowaliśmy sobie pozycję dużego gracza, który zarządza lokalnym kapitałem. Kiedy MCI Capital zaczynało działalność, jako MCI Management, to stosunek wartości aktywów na akcję wynosił 50 gr. Dziś to ponad 20 zł. Czyli mamy 40 krotny przyrost wartości portfela na jedną akcję. I do tego ogłosiliśmy niedawno plany powołania nowego funduszu.
O tym funduszu porozmawiamy za chwilę. Chciałbym dopytać teraz o portfel spółek. Inwestujecie więcej w private equity czy venture capital?
Venture jest bardzo medialny. Gdyby przyjrzeć się wszystkim publikacjom to można odnieść wrażenie, że cała branża private equity _ (inwestycji w spółki niepubliczne) _ stoi funduszami venture. Ludzie bardzo ekscytują się startupami. Z czego to wynika? Nie wiem. Czasem jedna nasza inwestycja jest warta więcej niż cały fundusz venture capital. Natomiast z drugiej strony zainteresowanie wokół młodych spółek nakręca podaż kapitału, który może przełożyć się na powstanie jakiejś wartości. Dla nas to jest dobre, bo my potem zbieramy tę wartość.
Jako MCI mieliśmy dwa fundusze, które inwestowały w obszar venture capital. Oba fundusze zakończyły już działalność inwestycyjną i teraz funkcjonują wyłącznie jako portfele.
W bilansie MCI inwestycje venture stanowią naprawdę niewielki procent. Mamy duże portfolio growth, czyli spółek które pierwsze kroki mają już za sobą, ale nie są jeszcze na tyle duże, aby sprzedać je z zyskiem. Można opisać to tak, że growth to wzrost, buyout przepływ pieniędzy, a venture to pomysł.
Jeżeli chodzi o portfel growth to mamy tam ok. 12 inwestycji. Wśród nich m.in. iZettle. Jest to pierwszy jednorożec, za którym stoi polski inwestor. Umowę sprzedaży podpisaliśmy w maju, a teraz udało się ją sfinalizować. Często bardzo długo czeka się na zdobycie zgód antymonopolowych. Gdy Apple kupował oprogramowanie do rozpoznawania muzyki to uzyskanie zgód trwało 1,5 roku. W naszym przypadku całkiem szybko to poszło.
Szwedzki iZettle to chyba wasz nie jedyny zagraniczny projekt?
Mniej więcej połowa naszego portfela jest poza Polską. Musimy szukać zagranicą. Nasz rynek jest znacznie poniżej średniej europejskiej jeżeli chodzi o produkcje jednorożców, a sam w sobie też jest relatywnie mały.
Technologie stały się cennym aktywem dla funduszy. Dużo kapitału przeznacza się na innowacje. Czy to może być początek bańki?
To może drażnić, ale nie uważam aby było to groźne dla gospodarki. Problem widzę gdzie indziej. To struktura inwestycji innowacyjnych w Polsce, gdzie jest za duży stosunek pieniądza państwowego, do prywatnego. Większa równowaga, pomogłaby wszystkim stronom.
Natomiast nie widzę zagrożenia bańką. To nie są te wolumeny finansowe. Dla porównania w 2000 roku, gdy była bańka internetowa to spółki były bardzo wysoko wyceniane choć nie tworzyły żadnej wartości.
Czyli bańka nie pęknie. Ale z drugiej strony czy startupy mogą wypracować coś wartościowego dla gospodarki? Na podstawie pana słów z forum w Krynicy dało się wywnioskować, że nie.
Same startupy, młode spółki, niczego nie zbudują. Potrzebne jest skalowanie. To jest jak z dzieckiem. Jeśli chcemy, by wyrosło na dorosłego człowieka, który będzie „produkował” PKB to musimy mu zapewnić dorastanie, edukację i start. Trzeba wszystkie te etapy zrealizować. Startup to dopiero początek procesu.
Młode firmy potrzebują długiego finansowania. Dawniej ten problem rozwiązywała giełda. Dziś należałoby ściągnąć więcej funduszy międzynarodowych, które zapewniłyby skalowanie. A do tego rozwinąć polskie fundusze. Potrzebny jest dobry inwestor, który wie jak rozłożyć środki
Tymczasem w strukturze PEManagers ma powstać nowy fundusz. Na razie niedużo o nim wiemy, poza tym że ma przyspieszyć transformację cyfrową w Europie Środkowo-Wschodniej.
Jest to kontynuacja naszej strategii, czyli podążanie szlakiem digital private equity. Rozumiemy to tak, że szukamy projektów w granicach do 20-100 mln euro o rosnącym przepływie pieniądza. Rozglądamy się za kandydatami na polskich, lokalnych czy europejskich championów.
Wierzymy w to, że w takich krajach jak Czechy czy Węgry są dobre firmy działające w cyfrowej gospodarce, którym możemy pomóc stać się silnym lokalnym graczem. Używamy do tego technik znanych w obszarze private equity. Kupujemy firmę, pomagamy jej się rozbudować, podnosimy jej efektywność operacyjną a na koniec pracujemy nad parametrami cyfrowymi. Ponadto, staramy się poszukiwać firm, których produkty wykraczają poza potrzeby lokalnego klienta i mogą śmiało konkurować globalnie.
Jeżeli chodzi o konkretne obszary naszych zainteresowań to są to media, sprzedaż detaliczna, usługi finansowe, telekomunikacja. Takie spółki mają silny wpływ na transformację cyfrową i można na nich zarobić dobre pieniądze. Ciekawy czas stoi przed logistyką. Nie ma dobrego e-commerce'u bez dobrej logistyki.
Czyli sporo pracy i nowych wyzwań przed panem. Ma pan jeszcze czas na bieganie?
Mam. Powiedziałbym, że nawet coraz więcej. Ja mam taką filozofię, że sport dodaje energii, a nie ją zabiera. Trzeba znajdywać czas, aby nie zwariować. Sport pomaga w podejmowaniu racjonalnych decyzji biznesowych.
A w jakich jednostkach odmierza pan czas rozmów biznesowych? W kilometrach czy godzinach?
Nie odmierzam. Ja po prostu szukam projektów, rozwijam je i dostarczam wyniki na czas. To trudny biznes.
Działamy w super ciekawejbranży. Gospodarka cyfrowa to długoterminowy trend. Więc nie mogę narzekać. Patrząc na rynek kapitałowy to nie ma wielu inwestorów, którzy przetrwali 20 lat, a ja dalej z wielką, wręcz dziecięcą ciekawością, czekam na kolejne etapy rozwoju MCI.
To musi mieć pan dużą odporność. Nie brakuje osób w branży, które twierdzą że Tomasz Czechowicz to trudny zawodnik. Ma intuicję, ale jednocześnie rzadko kiedy liczy się ze zdaniem innych.
Jeśli ktoś coś takiego mówi to jest to nieporozumienie. Mamy jakieś 30 spółek portfelowych. Żadnej spółki nie mogę prowadzić osobiście. Nie mogę mieć ostatniego zdania, bo wtedy musiałbym decydować o różnych szczegółach. Spółki od tego mają zarządy.
Natomiast jeśli nasz fundusz jest gdzieś wiodącym akcjonariuszem to oczywistym jest, że ponosimy odpowiedzialność za projekt. Jak coś się dzieje nie tak, to do właściciela ma się pretensje. Ale i tutaj, mamy od tego zespół. Zarządzającym MCI.EuroVentures obok mnie jest Maciej Kowalski; Krzysztof Konopiński odpowiada za MCI.CreditVentures, a Tomasz Danis za MCI.TechVentures. Z każdym z nich pracujemy już kilka dobrych lat, a to i tak tylko część naszego zespołu.
Na koniec dnia liczy się wynik. Taki jest cel inwestowania i na tej podstawie jest rozliczany zespół jak i każdy z partnerów, łącznie ze mną.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl