Piotr Woźny, pełnomocnik ds. programu "Czyste Powietrze", stwierdził, że odwołanie go ze stanowiska, to oszczędność o 40 proc. dla budżetu państwa. Do administracji miał "nie przyjść dla pieniędzy" i odłożył wcześniej sporą sumę, by "móc pełnić misję publiczną".
- Pojawiły się zapowiedzi, że premie nie będą wypłacane ministrom (...) Dla mnie to jest jasne i czytelne: redukcja stanowisk pracy, obniżanie wynagrodzeń, brak wypłacania premii i nagród - powiedział Piotr Woźny, jeszcze do niedawna wiceminister w resorcie przedsiębiorczości i technologii, w programie "Gość Radia Zet".
Odniósł się tym samym do restrukturyzacji w administracji rządowej, którą premier Mateusz Morawiecki zapowiedział w lutym, a którą kontynuuje: najpierw odwołał kilku wiceministrów, a ostatnio pożegnał się z Wiesławem Janczykiem, wiceministrem finansów.
Według Woźnego odwołanie go ze stanowiska to oszczędność rzędu ok. 40 proc. dla budżetu na wynagrodzeniu. - Rzadko kiedy w prywatnych biznesach udaje się osiągnąć tak spektakularne wyniki - stwierdził. Jak dodał, jego motywacją do przejścia do administracji rządowej nie miały być względy finansowe. - Jestem człowiekiem, który odłożył pieniądze na to, żeby móc realizować misję publiczną – powiedział.
Funkcję pełnomocnika de facto bowiem pełnił nieodpłatnie, ale został zatrudniony w Ministerstwie Przedsiębiorczości i Technologii, "żeby było jakieś miejsce w administracji, w którym będzie mógł funkcjonować, działać".
Na pytanie, czy reedukacja stanowisk wiceministrów nie jest tak naprawdę procesem przesunięcia tych samych osób na inne stołki, odpowiedział, że "to jest restrukturyzacja sposobu jej funkcjonowania".
Wynagrodzenia członków rządu były głośnym tematem w lutym br., kiedy na jaw wyszło, że jeszcze jako premier Beata Szydło przyznała ministrom wysokie premie, które wynosiły nawet 70 tys. złotych. Problemem było to, że otrzymali je również ministrowie, którzy wkrótce zostali odwołani.
W piątek w Sejmie obecna wicepremier stwierdziła, że nagrody dla członków rządu "po prostu się należały". Jej wypowiedź spotkała się z negatywną reakcją wyborców - jak wynika z sondażu IBRIS dla Radia ZET, aż 75 proc. ankietowanych źle ocenia jej słowa.
Jej zdanie nie podoba się również zwolennikom PiS - prawie połowa z nich nie zgadza z tym stwierdzeniem. Tylko co piąty ankietowany uważa, że nagrody dla członków rządu rzeczywiście się im należały.
Palący problem smogu
Podczas rozmowy w "Gościu Radia Zet" Piotr Woźny powiedział, że zmiana w pełnionej przez niego funkcji była potrzebna. Jakopełnomocnik ds. smogu może obecnie odpowiadać za koordynowanie działania wszystkich resortów w zakresie walki o czyste powietrze. Jako wiceminister natomiast mógł pracować jedynie w ramach tylko jednego resortu, co mogło być problematyczne z punktu widzenia podziału kompetencji.
Dodał, że "nie przyszedł do administracji, żeby otrzymywać pobory i że robi to dlatego, że ma trójkę dzieci i chciałby, żeby oddychały czystym powietrzem".
Piotr Woźny wskazał, że według niego najważniejszą rekomendacją przyjętego przez rząd prawie rok temu programu "Czyste powietrze" jest konieczność wprowadzenia norm jakościowych dla kotłów oraz na paliwo stałe, by nie produkować już w Polsce więcej tzw. kopciuchów.
Wciąż w Polsce nie policzono jednak ich liczby - według pełnomocnika powinno stworzyć się prosty system informatyczny, który zrobi to automatycznie. Chodzi o podobne rozwiązanie, jak w przypadku Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców, która umożliwia gromadzenie danych o pojazdach.
Na pytanie, czy wobec szkodliwego wpływu smogu na zdrowie, należy nosić maski antysmogowe, odpowiedział, że sam ich nie nosi, ale "w sytuacji, w której mamy do czynienia z wysokim zanieczyszczeniem powietrza, na pewno warto inwestować w takie urządzenia, które pomogą nam uchronić swoje życie i zdrowie".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl