"Gazeta Wyborcza" zamieszcza komentarz Romana Pawłowskiego dotyczący zapowiadanej przez ministra kultury Andrzeja Celińskiego reformy teatrów.
Według pomysłu ministra od przyszłego roku tylko kilkanaście scen będzie, tak jak dotychczas, finansowanych z budżetu państwa. Reszta będzie starać się o pieniądze na konkretne przedsięwzięcia. Budżet kultury ma być zasilany między innymi z dochodów Lotto, a pieniądze, w postaci grantów, ma dzielić " rada mędrców" powoływana przez premiera lub prezydenta
- Minister chce zostawić "pewną liczbę" teatrów repertuarowych, resztę zespołów rozwiązać, a bezrobotnych aktorów pchnąć do szkół, aby "uczyli dzieciaki ekspresji" - pisze Roman Pawłowski. W Warszawie na przykład zostawiłby Narodowy, Ateneum i Współczesny, ale Powszechnego już nie, bo "dryfuje". Z czego wynika, że gwiazda Powszechnego Krystyna Janda ma szanse zostać instruktorką teatralną w szkole, natomiast Gustaw Holoubek, dyrektor Ateneum, już nie - podkreśla Roman Pawłowski.
Komentator "Gazety Wyborczej" pisze, że polski teatr potrzebuje reformy jak kania dżdżu, ale - jak podkreśla - przemyślanej i opartej na znajomości zagadnienia. Jego zdaniem wypowiedź Andrzeja Celińskiego zdradza zupełną ignorancję. Dziennikarz podkreśla, że w gestii ministra znajdują się obecnie tylko dwa teatry dramatyczne: Narodowy w Warszawie i Narodowy Stary Teatr w Krakowie. Pozostałymi scenami zarządzają samorządy gminne oraz wojewódzkie, a minister nie ma prawnej możliwości decydowania, które teatry należy zamknąć, a które pozostawić.
" Dlaczego, zamiast snuć nierealne koncepcje, minister nie zabierze się najpierw do reformowania swoich teatrów: Narodowego i Starego? Dwóch najkosztowniejszych w kraju scen, które odgrywają niewielką rolę w polskim życiu teatralnym? - zastanawia się Pawłowski. Podkreśla, że już na wstępie niezbędna reforma teatru została spalona i o to ma do ministra pretensję .
iar/Wyborcza/przybylik/ gaj