Rzeczpospolita pisze, że po ponad 10-letniej działalności publicznej Andrzeja Leppera, ze wszystkimi jego wybrykami i burdami, oceniono tylko kilka obelg. Poza jurysdykcją i sejmową, i sądową pozostało bicie i strzyżenie komorników, bójki z policją, blokady dróg, paraliżowanie przejść granicznych. Całkowita niemoc aparatu ścigania i sprawiedliwości wobec czynów zmieniła się nagle w pospieszną gorliwość w przypadku słów.
Oczywiście to dobrze, że próbuje się wreszcie powściągnąć rozbrykanego krzykacza. Ale może jednak trzeba było zacząć od sądowej oceny czynów. Najpierw powstrzymać pięść, a dopiero potem zająć się gębą. Inaczej powstaje wrażenie, że walić po głowie można, bo to niska szkodliwość społeczna, byle przy tym nie sobaczyć, bo politycy się obrażą i sąd wlepi grzywnę. Sądy powinny chronić nas wszystkich przed Lepperem, a nie tylko polityków przed inwektywami - pisze w Rzeczpospolitej Maciej Rybiński.
/gaj