Publicystka "Rzeczpospolitej", śledząc aktywność Leszka Millera, podkreśła, że trudno się oprzeć wrażeniu, iż zachowuje się on tak, jakby nieustannie trwała kampania wyborcza, a fakt, iż pół roku temu wygrał wybory i został premierem, umknął jego uwadze.
To nie wszechstronne zainteresowania pchają Leszka Millera do "bywania" wśród ludzi - pisze gazeta. Premier i lider SLD w jednej osobie najwyraźniej postanowił promować rząd w ten sam sposób, w jaki promował partię w ostatniej kampanii wyborczej - a więc dzięki swojej obecności w każdym zakątku kraju i spotkaniom z maksymalnie dużą liczbą osób, najchętniej w obecności mediów. Rzeczpospolita zauważa, że wizyty premiera i jego ministrów w terenie często poprzedzane są pracami porządkowymi i remontowymi, co bez wątpienia przyczynia się do poprawy estetyki odwiedzanych miejscowości. Zdaniem publicytski dziennika, wszystko to jednak nieodparcie kojarzy się z gospodarskimi wizytami I sekretarza KC PZPR, które były trwałym elementem obyczajowości okresu PRL. Problem jednak w tym, że taktyka, która jest dobra dla partii opozycyjnej, walczącej o władzę, niekoniecznie sprawdza się w sytuacji, gdy partia już rządzi i można oglądać efekty jej działalności - pisze dalej komentatorka "Rzeczpospolitej". Premier Leszek
Miller, pukając do każdych drzwi reklamuje swój rząd jak sprawny akwizytor.
Więcej o tym, co - zdaniem Rzeczpospoltej - kryje się za uśmiechem premiera, przeczytamy w dzisiejszym wydaniu tego dziennika.
Rzeczpospolita/mg/trela