Wojna wypowiedziana przez PiS wpływowemu lobby wojskowych służb specjalnych o peerelowskim rodowodzie niestety skupiła się na sprawach efektownych, lecz drugorzędnych.
Zgodnie z zapowiedzią z expose premiera Kazimierza Marcinkiewicza rząd przygotował pakiet ustaw o likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych i powołaniu w ich miejsce dwóch odrębnych instytucji - Służby Wywiadu Wojskowego i Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Rządowe projekty przewidują rozwiązania zasługujące na uwagę, jak chociażby pomysł powoływania szefów obu służb przez premiera na wniosek ministra obrony, co powinno dodatkowo wzmocnić - zbyt powierzchowną dotąd - cywilną kontrolę nad wywiadem i kontrwywiadem wojskowym. Zasadniczy problem tkwi jednak gdzie indziej, czego zdają się nie dostrzegać dzisiejsi decydenci. Jedną z głównych przesłanek, jakie legły u podstaw planu likwidacji WSI, jest głębokie przekonanie znacznej części polskich elit politycznych, że służby te niezweryfikowane i niedostatecznie kontrolowane, wyemancypowały się tworząc swoje autonomiczne zaplecze finansowo-gospodarcze.
Zaplecze to w postaci ludzi związanych z WSI na kluczowych stanowiskach w strategicznych firmach służy - wedle przywołanej diagnozy - zaspokokajaniu partykularnych potrzeb, które nie mają nic wspólnego z racją stanu i dobrem państwa. Sęk w tym, że jeśli przedstawiciele lobby WSI zatrudnieni są w prywatnym biznesie, to państwu nic do tego, dopóki nie wykorzystują oni niezgodnie z prawem informacji niejawnych, do których uzyskali dostęp podczas służby. Uchwalenie omawianych trzech ustaw nie zamknie też przecież osobom związanym w przeszłości ze służbami specjalnymi sił zbrojnych drogi do kariery w państwowych firmach i administracji. Byłoby to niezgodne z konstytucją.
Dziwne, że dążąc do rozbicia "imperium zielonych cieni" - jak nazwała kiedyś lobby wojskowych specsłużb dziennikarka Anita Gargas - rząd nie sięgnie po metody proste i niezawodne. Wystarczyłoby, żeby minister obrony powołał specjalną komisję resortową do zbadania przetargów ogłaszanych przez MON od czasu wejścia w życie ustawy o zamówieniach publicznych. Aby komisja była odporna na naciski z armii i instytucji wojskowych, do pracy w niej należałoby zaprosić grupę kontrolerów z doświadczeniem z pracy w NIK, najlepiej w Departamencie Obrony Narodowej i Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Po zakończeniu kontroli w resorcie obrony, komisja wkroczyłaby do dowództw rodzajów sił zbrojnych - Wojsk Lądowych, Sił Powietrznych i Marynarki Wojennej, Agencji Mienia Wojskowego, Agencji Nieruchomości Wojskowych, okręgów wojskowych, korpusów, dywizji, brygad.
Wnioski z kontroli przetargów ułatwiłyby opracowanie jednolitego i przejrzystego systemu monitorowania zamówień w wojsku. Wydatkowanie pieniędzy przez armię ze względu na jej rolę w systemie bezpieczeństwa narodowego zasługuje na stały nadzwyczajny nadzór. Sprawa jest zbyt poważna, by zostawić ją generałom i pułkownikom.
Istotne przede wszystkim jest, że postulowana inwentaryzacja zamknęłaby strumień pieniędzy publicznych rokrocznie wyciekających milionami z MON i jego instytucji do prywatnych firm, które w ten czy inny sposób są związane z kadrą wojskowych służb specjalnych, nie zawsze bezpośrednio, czasem poprzez więzy krwi, innym razem na zasadzie agenturalnej. Utwierdza mnie w tym przekonaniu pierwszy z brzegu przykład - Przedsiębiorstwo Handlu Zagranicznego PERTRON z Gdyni, które przez lata otrzymywało z Szefostwa Logistyki Dowództwa Marynarki Wojennej lukratywne zlecenia na dostawy uzbrojenia i sprzętu wojskowego. Nie ulega wątpliwości, że kluczem do sukcesu nieznanej szerzej firmy było zatrudnienie byłego zastępcy szefa Zarządu III (Kontrwywiadu) WSI. Chociaż właścicielowi tej firmy Andrzejowi F. - dzięki działaniom CBŚ - postawiono w 2004 r. zarzuty sfałszowania dokumentów i wyłudzenia kredytów z banku, to Ministerstwu Finansów nie przeszkodziło to wiosną ub.r. umorzyć 1 mln 138 tys. zł zaległości podatkowych PHZ
PERTRON "ze względu na interes publiczny i ważny interes strony".
Oto iście księżycowa rzeczywistość, w jakiej robią interesy prywatni kontrahenci Wojska Polskiego wspomagani przez dobrych wujków z WSI. Czy można sobie wyobrazić stosowanie podwójnych miar przez organy tego samego państwa wobec podmiotu gospodarczego bez koneksji w służbach specjalnych?
Autor jest dziennikarzem tygodnika Wprost