W ramach akcji świątecznej minister w kancelarii premieraMichał Bonizaoferował wczoraj przyszłym emerytom po co najmniej 300 złotych podwyżki.
To błyskawiczna reakcja na doniesienia, że boimy się obniżenia standardu życia po zakończeniu pracy. Minister Boni w trosce o nasze dobro nie chce, żebyśmy kapitał, który teoretycznie gromadzimy na indywidualnych kontach w ZUS-ie i OFE zaczęli przejadać zbyt wcześnie. Do swoich pieniędzy mamy więc, dzięki wydłużeniu wieku emerytalnego, zyskać dostęp o kilka lat później.
Minister, informując o tym, że _ rok pracy więcej to emerytura wyższa o 300 złotych _ zapomniał co prawda dodać, że będzie to podwyżka roczna. Oczywiście - brutto.
Rząd wykazał się też hojnością wobec dzieci. 2,5 miliarda rocznie przekazać chce im minister pracyJolanta Fedakw ramach zmian w sposobie przydzielania zasiłków rodzinnych.
W świątecznej atmosferze władza nie zapomina o obdarowaniu pracujących.
Uratowano dla nich właśnie 32 tysiące miejsc pracy, które miały być obcięte dzięki _ ustawie oszczędnościowej _, czyli cięciom w administracji publicznej. Gdyby nie energiczna akcja rządu przeciwko własnemu projektowi sprzed zaledwie trzech miesięcy, armia zatrudnionych straciłaby prawie dwa miliardy przyszłorocznych dochodów.
Hojny Mikołaj boryka się co prawda z jednym problemem: z czego te prezenty sfinansować. Okazuje się jednak, że rządowe plany są nieoczekiwanie spójne.
Dzieciom dołożymy z podatków od urzędników, a urzędnikom zapłacimy z rezerwy demograficznej, zabezpieczającej wypłatę emerytur.
Rezerwa nie będzie nam już potrzebna, dzięki wydłużeniu wieku emerytalnego a do tego dzięki zapewnieniu nam licznego wdzięcznego potomstwa, które za tegoroczny prezent zapłaci utrzymując nas w dostatku na starość.
Autorka jest dziennikarką Money.pl.