– 8 tys. netto to w przybliżeniu 11,3 tys. brutto, a jeżeli dodamy koszty pracodawcy, to wychodzi ponad 13,7 tys. złotych. Czy to dużo, czy mało to już obszar naszych subiektywnych ocen – ocenił z kolei dla money.pl dr Kazimierz Sedlak, dyrektor Sedlak&Sedlak.
Ekspert wskazał, że z perspektywy "70 proc. Polaków zarabiających poniżej średniej krajowej" (która wynosi ok. 4,6 tys. złotych brutto), taka pensja może być wysoka. Zupełnie inaczej ta wartość prezentuje się już ze strony spółek giełdowych, dla których nie jest to wygórowana kwota.
– Percepcja naszego stanu posiadania jest bardzo subiektywna i zachęcam do unikania takich generalizacji. Stare przysłowie mówi "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia" i świetnie się to sprawdza w przypadku wynagrodzeń – ocenił nasz rozmówca.
Dr Sedlak odniósł się również do pomysłu likwidacji zniesienia limitu składek ZUS. – W naszej naturze leży narzekanie na obciążenia ze strony państwa. Warto więc zastanowić się, jakie korzyści odniesiemy po podniesieniu składek. Na pewno wzrosną emerytury ludzi dobrze sytuowanych, ale oni i tak będą mieli w miarę wysokie emerytury bo wcześniej dobrze zarabiali – ocenił.
Przypomnijmy, że na rządowej wokandzie pojawił się pomysł likwidacji składek ZUS. Składki te są zabezpieczeniem systemu przed tym, żeby za kilkadziesiąt lat ZUS nie był zmuszony wypłacać ogromnych emerytur osobom, które najwięcej wpłacały do jego kasy. Zakładu najprawdopodobniej nie byłoby na to stać.
Obecnie ze składek na ZUS są zwolnione osoby, które otrzymują pensję niecałych 143 tys. złotych (to trzydziestokrotność średniej pensji). Miesięcznie wychodzi to ok. 8 tys. złotych netto.
– To kontrowersyjne rozwiązanie – ocenił Gowin. – Trzeba się zastanowić, czy (...) ZUS nie powinien być zniesiony, zlikwidowany od nieco wyższych wynagrodzeń – dodał wicepremier.
– Niestety praktycznie nie zmieni się sytuacja osób zarabiających w granicach i poniżej średniej krajowej a stanowią oni zdecydowaną większość społeczeństwa. Wszystkie dane demograficzne wskazują, że z roku na rok ich emerytury będą coraz niższe i mogą nie wystarczyć na zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych – ocenił Sedlak.
– Warto więc zastanowić się czy celem władzy jest poprawianie sytuacji życiowej dobrze sytuowanych osób i pogarszanie sytuacji większości społeczeństwa – zakończył ekspert.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl